Dzisiesza "Gazeta Polska Codziennie" odsłania kulisy zatrzymania „polskiego multimilionera i byłego żołnierza”, podejrzanego o to, że stał na czele międzynarodowej szajki zaangażowanej w wyłudzenia i nielegalny handel bronią.

Z ustaleń „GPC” wynika, że chodzi o 40-letniego Pierre’a Dadaka, obywatela Francji, syna polskiego inżyniera, który w latach 70. wyjechał na Zachód. Jak pisze red. Piotr Nisztor, Dadak do niedawna aktywnie działał w Polsce, prowadząc firmę Rosevar.

Jego współpraca dotyczyła między innymi kontaktów z państwowym Bumarem (obecnie Polski Holding Obrony), uczestniczył także w jednym spotkań w MON. Co ciekawe, Dadakowi mieli nieustannie towarzyszyć funkcjonariusze BOR - w tym jeden, który chronił m.in. Radosława Sikorskiego, ówczesnego szefa MSZ. Wspomniani BOR-owcy mieli z tego powodu na głowie postępowanie dyscyplinarne. Sprawa została jednak umorzona.

Na Ibizie Polak podawał się za dyplomatę zachodnioafrykańskiego państwa Gwinei Bissau. Dla niepoznaki na swoim domu umieścił nawet tabliczkę z informacją, że jego posiadłość jest chroniona prawem międzynarodowym jako terytorium konsularne afrykańskiego kraju.

Aresztowano również ośmiu członków tej szajki, która - według policji - wykorzystywała sieć firm w Niemczech, Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii „do dokonywania oszustw i prowadzenia podejrzanej sprzedaży broni”. Z ustaleń policji wynika, że przywódca szajki był zamieszany w sprzedaż ponad 200 tysięcy karabinków AK-47, wyrzutni pocisków rakietowych oraz czołgów do Sudanu Południowego podczas tamtejszego konfliktu zbrojnego. Co więcej, do przerzutu broni do Sudanu Południowego - Polak miał wykorzystywać nawet samolot prezydenta Gambii. Jego ludzie mieli być wspierani przez inną grupę kryminalną z Holandii.

Ujawniono, bez podawania szczegółów, że do aresztowań doprowadziła akcja policji w luksusowej willi na Ibizie.

Śledztwo ws. działań szajki trwa od 2012 roku, kiedy detektywi zainteresowali się mężczyzną, który prowadził życie na bardzo wysokim poziomie. Miliarder posługiwał się dyplomatycznym paszportem Gwinei Bissau. Jego willa została nabyta przez spółkę, by ukryć prawdziwego właściciela i jego rzeczywiste obywatelstwo. Uwagę zwracała słabość „dyplomaty” do bardzo drogich samochodów, które często zmieniał. - Zmienił swoją posesję w fortecę ze skomplikowanymi systemami, które miały uniemożliwić ewentualną policyjną akcję - mówi policja. 

kol/PAP