W 2007 roku Gowin, ówczesny senator z Platformy Obywatelskiej, "jedynka" na liście PO po rezygnacji Jana Rokity ze startu w wyborach, nie wierzył, że PO może wygrać. - To ostatnia kampania Tuska - powiedział w rozmowie z Ashe.


- Gowin powiedział, że jest pesymistą ws. wyprzedzenia PiS-owskiego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, dodał też, że uważa, że niezbyt wysoko ocenia szanse swojej partii w skali kraju - relacjonował Ashe. O porażce w wyborach miały przesądzić, zdaniem Gowina, głosy mieszkańców małych miasteczek, którym spodobał się antykorupcyjny program PiS.


Senator pokładał nadzieje w Janie Rokicie. - Oczekuje, że Rokita, wraz z byłym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem, po wyborach stworzy nową formację, której celem będą wybory prezydenckie w 2010 roku. Gowin początkowo zaprzeczył, że mógłby się przyłączyć do tego ruchu. Wyjaśnił, że jest członkiem PO zaledwie od dwóch tygodni (wcześniej startował jako niezależny kandydat z listy PO), i że chce wpływać na partię od wewnątrz, a nie "ruszać do odwrotu". Po naleganiach Gowin przyznał, że w przypadku porażki PO, będzie chciał przyłączyć się do Rokity - napisał Ashe.

 

- Rosnący brak zaufania pomiędzy konserwatywnym a liberalnym skrzydłem PO osiągnie punkt krytyczny, jeśli PO przegra wybory i stanie przed kwestią prowadzenia rozmów koalicyjnych z PiS. Co więcej, wsparcie dla przywództwa Tuska jest słabe w odłamie konserwatywnym PO, a porażka w wyborach wywoła w jej szeregach prawdziwą walkę o przejęcie władzy - podsumował rozmowę z Gowinem amerykański dyplomata.

 

eMBe/Gazeta.pl