Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jutro pierwsze czytanie projektu ustawy chroniącej życie od poczęcia. Tymczasem zwolenniczki aborcji i feministki przypuszczają zmasowany atak na obrońców życia, zarzucając im zmuszanie kobiet do rodzenia chorych dzieci. Co Pani na to?

Kaja Godek: Widzę dużą sprzeczność w wypowiedziach tych pań. Albo zmusza się kobiety do rodzenia i wychowywania chorego dziecka albo lamentuje się nad tym, że te chory dzieci wkrótce po porodzie umrą. Feministki mogłyby ustalić, nad czym tak naprawdę lamentują. Doświadczamy ostatnio zmasowanego ataku. W tych wszystkich felietonach, które pojawiają się w lewicowych mediach dopatruję się pewnej nuty wściekłości spowodowanej tym, że nasze działania są skuteczne. Bolą nas ataki, zwłaszcza personalne, ale odczuwamy też pewną satysfakcję z rezultatów naszych akcji.

Faktem jest, że jeśli proponowane zmiany przejdą, kobiety nie będą mogły przerwać ciąży w przypadku podejrzenia poważnych wad genetycznych. To jest zmuszanie do rodzenia?

To naprawdę absurdalny argument. Urodzenie dziecka jest następstwem zajścia w ciążę. Nikt normalny nie patrzy na poród jako na coś, do czego kobieta jest zmuszana. Ciąża kończy się porodem i kropka. Wielkim skandalem jest to, że ludzie wymyślają sobie, że na etapie ciąży można zabić dziecko. Nie wiem, kim trzeba być, żeby wpaść na pomysł, że równie dobrym rozwiązaniem jak urodzenie dziecka jest jego zabicie w trakcie ciąży.

Prof. Magdalena Środa uważa, że rodzenie chorych dzieci to heroizm.

Niezabicie dziecka nie jest heroizmem. Jeżeli ktoś tak uważa, to tym bardziej trzeba się starać, by zmienić obecną ustawę aborcyjną. To znaczy, że obowiązujące prawo wykształca w ludziach takie myślenie, że pozostawienie dziecka przy życiu zaczynają uznawać za heroizm. A jeśli to jest heroizmem, to znaczy, że normą jest zabicie dziecka. Proszę zobaczyć, co się dzieje – ustawa, która mówi, że nie trzeba, ale można zabić dziecko, kształtuje myślenie, że zabicie dziecka w sytuacji niepomyślnej diagnozy jest uważane za normę. Następuje całkowite odwrócenie pojęć.

Wychowanie chorego dziecka nie jest jednak łatwe...

Nie neguję tego, że wychowywanie dziecka niepełnosprawnego niesie ze sobą określone trudności. Część rodzin poradzi sobie z tym lepiej, część gorzej, a część – w ogóle. Ale nigdy w życiu nie wpadłabym na to, że jeśli ktoś nie radzi sobie z dzieckiem, powinien mieć możliwość zabicia go. To wszystko, co feministki mówią o wyborze, wolnej decyzji odbywa się zanim kobieta zacznie zajmować się dzieckiem, wychowywać je. Decyzję, która niby ma być taka świadoma, uwzględniać nasze warunki i uwarunkowania dziecka, mamy podjąć wcześniej, kiedy właściwie nic nie wiemy o dziecku ani o tym, w jakiej sytuacji będziemy za dziewięć miesięcy. Nie jest tak, że ze względu na diagnozę na etapie ciąży możemy podejmować świadomą decyzję, gdyż nie znamy przyszłości. Tu powinno być tak samo, jak ze zdrowymi dziećmi. Dziecko ma prawo do życia i to prawo nie jest warunkowane zdrowiem. Poza tym, może się urodzić dziecko upośledzone lżej, niż się tego spodziewaliśmy. A może badania prenatalne się mylą – co wtedy?

Może zamiast bronienia dostępu do aborcji powinniśmy – ramię w ramię z feministkami – naciskać na rząd, aby bardziej pomagał rodzinom z niepełnosprawnymi dziećmi?

To sprawa, o której na pewno warto mówić i możemy dyskutować. My natomiast nie wpisaliśmy do naszego projektu żadnych kwestii socjalnych ze względu na kilka powodów – m.in. dlatego, że prawo do życia nie może być niczym warunkowane. Kwestie socjalne i kwestie zabezpieczenia losu rodzin to osobna sprawa. Ale kwestią uprzednią i najważniejszą jest powiedzenie jasno, że ludzi się nie zabija. Także niepełnosprawnych. Gdybyśmy warunkowali prawo do życia dla osób niepełnosprawnych, to umniejszalibyśmy wartość życia.

O tym, że państwo nie pomaga finansowo niepełnosprawnym zaczynamy mówić dopiero w kontekście debaty, czy pozwolić im żyć...

Bardzo cieszy mnie, że tak wiele ludzi i partii politycznych zaczyna mówić o problemie i przejmować się losem rodzin. To się dzieje, kiedy pojawia się projekt nowelizacji ustawy aborcyjnej. To bardzo charakterystyczne zjawisko. Kiedy obowiązuje ustawa, pozwalająca na dowolność – możesz urodzić, albo zabić, w ludziach wykształca się przekonanie, że jeśli ktoś się zdecydował na urodzenie chorego dziecka, to jego sprawa, jego problem, niech sobie radzi. A kiedy zaczynamy mówić, że te dzieci mają prawo do życia to politycy zaczynają przejmować się losem ich rodzin. Mnie oczywiście cieszy, że nawet Ruch Palikota pochylił się nad problemem i na pięć minut odstawił sztandarowe dla siebie kwestie, jak legalizacja narkotyków i związków jednopłciowych. Wyszedł ze swojego odrealnienia i zobaczył, jakie są prawdziwe problemy Polaków.

Agnieszka Graff i wiele feministek ostrzega, że proponowana ustawa to narzucanie katolickiego światopoglądu.

Jeżeli ktoś uważa przyjęcie normy, że ludzi się nie zabija za właściwie tylko osobom o katolickim światopoglądzie, to moim zdaniem obraża osoby o innym światopoglądzie. Uznawanie, że ludzi się nie zabija jest światopoglądem normalnego człowieka. Owszem, Kościół naucza w tej sprawie podobnie, ale taką zasadę przyjmuje również nasza cywilizacja. Tu nie chodzi o narzucanie jakiegokolwiek poglądu, ale o to, aby prawo wskazywało normę cywilizacyjną. Nie odmawiałabym osobom niewierzącym prawa do wyznawania naturalnych zasad etycznych.

Marta Brzezińska-Waleszczyk