"Śmieszne i buńczuczne wydają się zapewnienia przedstawicieli rządu i Ministerstwa Finansów, że mamy jakieś polskie banki, choć przecież w 80 proc. są w rękach kapitału zagranicznego. To nie jest tak, że to co się dzieje w Grecji nie ma na nas wpływu. Widzimy rosnącego dziś w siłę franka szwajcarskiego, dolara, a nawet euro. Są też niepokoje na rynku giełdowym dotyczące głównie banków. W Polsce mamy cały szereg banków, które funkcjonowały na rynku greckim i swego czasu kupowały obligacje" - ocenia główny ekonomista SKOK w rozmowie z portalem niezalezna.pl. 

"Jest ważny wydźwięk społeczno-polityczny i śladem Grecji mogą pójść kraje południa Europy, które nie zgadzają się na dyktat Niemiec i dalszego zaciskania pasa. Grecy mają gryźć trawę, pluć krwią i spłacać długi, których narobili nie oni, ale skorumpowani politycy, którzy w porozumieniu z korporacjami i lobby bankowym doprowadzili do gigantycznego zadłużenia kraju - uważa Janusz Szewczak" - wskazuje.

"My nie powinnyśmy zadzierać tutaj nosa, bo Grecy mają ok. 320 mld euro, a Polska ok. 380 mld dolarów długu zagranicznego. To są przecież ogromne pieniądze i rocznie jest to budżecie pozycja ok. 40 mld zł. To są tylko koszty odsetkowe. Rozwój sytuacji w Grecji może mieć wpływ na wyniki wyborów w Portugalii czy Hiszpanii, czyli tych środowisk, które się buntują przeciwko wykorzystywaniu zwykłych obywateli za chciwość czy niefrasobliwość bankierów lub polityków" - mówi Szewczak.

"Sądzę, że Grecja i tak tych długów nie spłaci, podobnie jak Polska. Jeśli te kryzysy się nałożą na siebie to polska władza zupełnie nie jest na to przygotowana, tylko na bieżąco dostosowuje się do biegu wydarzeń" - wyjaśnia.

kad