W łamach „Rzeczpospolitej” Roman Giertych stwierdził, że "rządzący Rosją wrócili do metod utrzymywania władzy i popularności w społeczeństwie znanych z imperium rosyjskiego XVII–XIX wieku. Zgodnie z tym modelem przywódca rosyjski, który poszerza terytoria i wygrywa wojny, jest popularny bez względu na społeczną cenę tego zwycięstwa, a ten, który traci terytoria, jest niepopularny, nawet gdy gospodarka się rozwija".

"W razie konfrontacji z Rosją nasz los zależy od charakteru prezydenta USA - stwierdza były minister edukacji. - Chyba nikt na całym świecie nie ma wątpliwości, że gdyby dzisiaj Rosjanie postanowili interweniować w krajach bałtyckich i w Polsce, to nikt nie przyśle nam na pomoc żadnych realnych wojsk.Może lotnictwo amerykańskie wzięłoby udział w jakiejś batalii, ale nie byłoby zaangażowane na pełną skalę, a to oznaczałoby konieczność prowadzenia samotnej wojny".

Według Giertycha "jedyną realną gwarancją bezpieczeństwa Polski wobec zmienionego modelu funkcjonowania władzy w Moskwie jest obecność na naszym terenie amerykańskiej bazy z bronią jądrową. Tak jak ma to miejsce w Niemczech, Holandii, Włoszech i Wielkiej Brytanii. [W rzeczywistości Niemcy i Włosi takiej broni nie mają - red.] Jeżeli jesteśmy w NATO, to mamy prawo oczekiwać podobnego stopnia bezpieczeństwa jak pozostali członkowie sojuszu".

"Można powiedzieć, że to nie my dyktujemy warunki USA i nasze oczekiwanie pełnej NATO-wskiej gwarancji bezpieczeństwa wcale nie musi się spotkać z pozytywną odpowiedzią. To prawda. Dlatego należy mieć alternatywę" - dodaje.

Alternatywę adwokat dostrzega w przestawieniu naszej polityki zbrojeniowej "na taką, która maksymalnie wykorzysta posiadane przez nas środki i możliwości pod kątem obrony własnego terytorium przed atakiem konwencjonalnym. Jest nią także rezygnacja z roli szpicy NATO i przestawienie polityki zagranicznej na wzór węgierski czy fiński".
"Te dwa działania muszą być ze sobą powiązane kontynuuje. - Jeżeli NATO nie da nam pełnej gwarancji stosowania zasady „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” i będzie nas utrzymywać w strefie „gorszego sojuszu”, to konsekwencje tego będą oczywiste – w razie wojny z Rosją będziemy musieli bronić się sami" - podsumowuje.

Ab/Rzeczpospolita/wpolityce.pl