Urząd jest kwiatkiem u kożucha w rządzie premiera Tuska. Tę nominację można traktować wyłącznie jako „puszczenie oka” do lewicowego elektoratu w naszym kraju, w chwili gdy politycznie Platforma Obywatelska traci grunt pod nogami. W rzeczywistości funkcja pełnomocnika jest marginalna i nigdy nie odgrywała znaczącej roli w polityce rządu.

Porażka Magdaleny Środy

Warto przypomnieć, że na urzędzie mieliśmy wcześniej bardziej radykalne feministki. Stanowisko, jak się nazywał wcześniej, pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, powołał w 2001 r. Leszek Miller. Pierwszym pełnomocnikiem była Izabela Jaruga-Nowacka, która zginęła potem w katastrofie smoleńskiej. W 2004 r. zastąpiła ją, chyba najbardziej radykalna zwolenniczka postępu w Polsce, Magdalena Środa.

Jednak szybko okazało się, że status kobiet i mężczyzn w Polsce nie jest problemem i rząd Kazimierza Marcinkiewicza zlikwidował urząd. Pod nową nazwą reaktywował go w 2008 r. oczywiście nie kto inny jak Donald Tusk. Do tego czasu pełnomocnik wykazał się właściwie brakiem jakiejkolwiek istotnej działalności. W 2005 r. poległa popierana przez Środę ustawa o równym statusie kobiet i mężczyzn zakazująca dyskryminacji obywateli ze względu na rasę, płeć, etniczność, religię czy orientację seksualną.

Następnie pełnomocnik zajmował się głównie dostarczaniem wątpliwej jakości opracowań powstających przy udziale przedstawicieli ze środowisk lewicowych, feministek, homoseksualistów i tolerancjonistów wszelkiej maści. Jego wpływ na politykę rządu można uznać nie tyle za marginalny, co bez żadnego znaczenia.

Kongres Kobiet mianuje

Dużą rolę w obsadzaniu stanowiska odgrywa Kongres Kobiet, którego Fuszara jest aktywną działaczką. Premier lubi się przecież podpierać kobietami, zwłaszcza, gdy jest zajadle atakowany przez prawicę. Prof. Magdalena Fuszara jest szefem Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim i założycielką podyplomowych gender studies na swojej macierzystej placówce.

Fuszara ma jednak podejście do problemu bardziej naukowe niż feministyczne. Natomiast od początku intensywnie angażuje się w walkę o prawa kobiet, do których zalicza też prawo do aborcji. Była ona przeciwniczką ustawy antyaborcyjnej, a następnie postulowała wprowadzenie zapisu o przerywaniu ciąży ze względów społecznych i materialnych. Niemniej są to jej opinie i nigdy nie miała takiej władzy, aby wcielać swe pomysły w życie.

Jeśli chodzi o jej stosunek do mniejszości seksualnych to jest on przychylny, ale entuzjazmu środowisk LGBT wobec nowej przedstawicielki nie można stawiać na równi z odwzajemnieniem tego entuzjazmu. Wydaje się, że zainteresowanie tą problematyką to margines pracy naukowej prof. Fuszary, która zajmowała się głównie badaniami z zakresu kulturoznawstwa, socjologii prawa czy mniejszości narodowych.

Równość – tak, zboczenia – nie

Fuszara znana jest więc z zachęcania kobiet do większego uczestnictwa w życiu publicznym czy z badań nad prawnymi zagadnieniami dotyczącymi rodziny, a nie ze skrajnie ideologicznych wypowiedzi na temat gender czy aktywnym wspieraniu sodomitów. Jest też autorką socjologicznej książki na temat problemów polskich mieszkańców Łotwy pt. „Polacy nad Dźwiną”. Zdarzały się jej  także wypowiedzi niechętne chrześcijaństwu, w których przedkładała świeckość państwa nad wierność tradycji. 

Prywatnie jest starą panną, nie ma męża, ani dzieci, co pewnie tłumaczy jej ideologiczne wybory. Jest bardzo czuła wobec wszelkich przejawów dyskryminacji kobiet. Swoje badania przeprowadzała m.in. podczas rozpraw rozwodowych. Jej konikiem wydaje się jednak polityka. Teraz jest w jej głównym nurcie, jednak realnie bez szans na realizację znaczących projektów.

Nowa pełnomocnik obejmie swoje stanowisko 1 sierpnia. Jej nominacja to raczej strachy na lachy, zwłaszcza w perspektywie nadchodzących wyborów. Czy grozi nam inwazja genderyzmu za przyczyną tej nominacji? Według mnie te obawy są w dużej mierze bezzasadne.  

Tomasz Teluk