Fronda.pl: Pojawiły się informacje, że MON planuje zakup 96 myśliwców typu F-16. Ta ilość ma zapewnić Polsce miejsce w czołówce państw NATO jeśli chodzi o potencjał obrony powietrznej. Czy to rzeczywiście realny plan? I kiedy moglibyśmy spodziewać się jego realizacji?

Generał Waldemar Skrzypczak: 96 samolotów to  dwa razy więcej, niż mamy w tej chwili. 12 lat zajęło zbudowanie całego zaplecza dla 48 samolotów F-16. Chodzi tu o bazę logistyczną, szkoleniową, wyszkolonych pilotów. Tak więc 12 lat zajęło osiągnięcie liczby 48 samolotów combat ready (gotowych do walki – przyp. red.). Podwojenie tej liczby w naszych polskich warunkach, gdy jesteśmy bezpośrednio państwem frontowym, nie ma uzasadnienia. Musielibyśmy do tego celu zbudować kilka lotnisk, co pochłonęłoby kolejnych kilkanaście miliardów złotych, do tego znów całą infrastrukturę szkoleniową oraz logistyczną. Lotniska natomiast będą pierwszym obiektem, w który uderzy ewentualny nieprzyjaciel w razie konfliktu. Jeśli więc owe samoloty zdążą wystartować (JEŚLI!), to już na te lotniska nie wrócą. Wyszkolenie 2 razy po 96 pilotów to proces, który zajmie od 6 do 8 lat. Nie mamy potencjału pilotów ani obecnie takich możliwości, by ich tylu wyszkolić. 200 pilotów combat ready (a szkolenie to ma miejsce w USA) możemy mieć za 6, a nawet 10 lat. Nie ma w Polsce systemu, który pozwalałby szkolić ich na miejscu. Po co więc kupować coś, co będzie gotowe do walki za 10 lat? Co więcej – wtedy będziemy myśleć, by znów doposażyć wojsko w samoloty nowej generacji, lub zmienić te, które posiadamy. To jest absurd! Czemu my kupujemy stare, używane samoloty? Czy my jesteśmy szrotem dla wszystkich, zwłaszcza dla Amerykanów? Odnoszę wrażenie, że tak właśnie jest. Dla mnie jest to absolutnie niepojęte. To jest nieuzasadnione operacyjnie, ani pod jakimkolwiek innym względem. Te samoloty combat ready będą za lat 10, a wtedy będą już tak zestarzałe, że do niczego nie będą się nadawać. Dla mnie to nieporozumienie, ktoś nie wie o czym mówi.

Co zatem zrobić, by zwiększyć potencjał obrony powietrznej?

Pamiętajmy, że Polska jest państwem frontowym, to znaczy obiektem pierwszego rażenia. Przeciwnik dokona wówczas uderzenia na lotniska. Pytanie brzmi – jeśli te F-16 zdążą wystartować z lotnisk, to gdzie one potem wylądują, jeśli nasze będą już zniszczone? W Europie zachodniej, o ile się uda. Skuteczna obrona powietrzna to osłanianie tych właśnie obiektów, a my takiej nie mamy. Kupujemy za to kolejne samoloty, które będą atakowane w pierwszej kolejności. To całkowite odwrócenie filozofii obrony. Nie mamy osłony, a kupujemy coś, co chcemy osłaniać. Nie rozumiem tego.

Minister Waszczykowski rozmawiał z przyszłym doradcą prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa. Zapewniono go, że dla USA Polska jest wiarygodnym sojusznikiem i ewentualna współpraca z Rosją nie odbędzie się kosztem Polski. Możemy być pewni, że tak też będzie już po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa?

Nie. Nie wierzę w to. Proszę pamiętać, że Polska nie jest dla USA partnerem w pierwszej kolejności. Europa Amerykanów nie interesuje, ich obchodzi Azja. Rosja jest im potrzebna w relacjach z Chinami z kolei. Na pewno Amerykanie przez Polskę nie będą sobie psuć relacji z Rosją, jeśli będą wiedzieć, że wygrać mogą to, co jest dla nich najważniejsze – partnera do rozmowy z Chinami. Oni szukają kogoś potężnego w Azji, kto będzie dla Chin przeciwwagą. Chin, które teraz w Azji mają duży poziom ekspansji. Dotychczasowe wpływy Amerykanów zmniejszają się, a więc potrzebny jest im ktoś, kto jest w Azji ważny. Skoro odpadają Indie, pozostaje Rosja. Jeśli komuś wydaje się, że w kontekście relacji z Rosją Polska jest dla USA partnerem strategicznym, to się myli. Polska jest dla Amerykanów ważna, ale nie na tyle, by poświęcić dla niej swoje cele strategiczne. Nie będą psuli relacji z Rosją po to, by mieć dobre relacje z nami. Ja przynajmniej w to nie wierzę. Deklaracje to tylko deklaracje, kiedyś budowaliśmy na nich swoje nadzieje, które potem okazywały się płonne. To jest dyplomacja, a USA ma swoje cele strategiczne. Pamiętam, że Amerykanie deklarowali miłość do Polski niemal od zawsze. Nie wierzę w to, bo deklaracje mają wymiar populistyczny i dyplomatyczny, a to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która nas niebawem czeka. Trump sam powiedział: trzeba być głupcem, by nie chcieć dobrych relacji z Rosją. Czy nasza dyplomacja tego nie czyta?

Do Polski trafiło już niemal 1000 amerykańskich żołnierzy. Czy ich obecność rzeczywiście realnie wpływa na podniesienie bezpieczeństwa naszego kraju?

Jest to kontynuacja ustaleń jeszcze z czasów prezydentury Obamy. Z tego Amerykanie nie wycofają się, bo byłaby to kompromitacja dla polityki zagranicznej i w ramach NATO dla nich. To nie jest indywidualna decyzja USA, realizują ją w ramach polityki NATO właśnie. USA jest członkiem NATO i nim będzie, więc z tego się nie wycofają. To już nic nie znaczy, bo jeśli wojska amerykańskie znajdują się w Polsce, to Ameryka ma świadomość, że Rosjanie nie zdecydują się jej najechać.  Bardzo dobrze, moim zdaniem, że wojska amerykańskie są w Polsce. My jako Polacy cieszymy się, bo to sukces polityczny i szansa dla wojska – będziemy się szkolili. A co dalej – zobaczymy za jakieś dwa lata, gdy Trump rozwinie swoją strategię, m.in. w relacjach z Rosją. Wtedy będzie wiadomo więcej. My teraz powinniśmy z kolei pilnie i bacznie przyglądać się temu, co zrobi Trump w relacjach z Rosją. Zająć swoje miejsce w tej polityce, żeby nie okazało się, że będziemy dla Amerykanów wrzodem.

Dziękujemy za rozmowę.