Generał Waldemar Skrzypczak w rozmowie z „Rzeczpospolitą” ocenił, że Polska jest realnie zagrożona – i zagrożenie to będzie narastać. Jego zdaniem Moskwa „robi wszystko, żeby rozsadzić Unię Europejską, a przede wszystkim NATO”. W pierwszej kolejności Kreml próbuje odciągnąć Stany Zjednoczone od zaangażowania w Europie. Gdyby mu się to powiodło, to byłby to dla nas w ocenie generała fatalny scenariusz.

Były dowódca wojsk lądowych wyjaśnia też, że zbrojenia, jakie podejmuje Polska, są źle zorganizowane. Powód jest prosty: pierwszy nowy sprzęt ma się pojawić dopiero za kilka lat. „Czyli ktoś, kto podejmuje takie decyzje, otwarcie przyznaje, że w tej chwili nie ma żadnego zagrożenia. Gdyby przecież było, to uzbrojenie byłoby ściągane natychmiast” – mówi gen. Skrzypczak. I dodaje, że należy postąpić inaczej, kupując sprzęt „już teraz”, tak, by był „natychmiastową odpowiedzią na zagrożenia”.

Były wiceminister obrony wyjaśnia, że chodzi tu przede wszystkim o „systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej oraz zdolności pancerne i przeciwpancerne”. Skrzypczak wyjaśnia, że obecnie mamy dwa poradzieckie systemy przeciwlotnicze, Newa i Osa, które są „wrażliwe na wszelkie zakłócenia ze strony Rosjan, mogą oni przejąć kontrolę nad każdą rakietą”.

Generał przekonuje, że należałoby zainwestować w bron oferowaną przez konsorcjum Eurosam zdominowany przez Francuzów. To zdaniem Skrzypczaka „najlepszy z systemów dostępnych dla Polski”. Francuzi mogliby, jak sądzi generał, zaoferować nam od razu trzy baterie, które pozwoliłyby na odstraszanie ewentualnego napastnika.

Generał twierdzi też, że należałoby raczej unikać systemów amerykańskich, bo te są w pewnej mierze w rękach Rosjan. I choć według Skrzypczaka Amerykanie podchodzą do sprawy bezpieczeństwa Polski uczciwie i po partnersku, to po prostu sprzęt, który nam oferują, ze względu na jego rozpracowanie przez Moskwę, nie jest najlepszym wyborem.

Czy politycy dokonają jednak takiego wyboru? Generał w to wątpi.

„Przekonaliśmy się, że Putin jest nieprzewidywalny. Nie wiemy, jak będzie wyglądała przyszłość. Trzeba brać pod uwagę wszystkie scenariusze, łącznie z tym czarnym. Ale rzeczywiście jest tak, że u nas nikt nie chce wziąć odpowiedzialności” – przekonuje.

„Albo myślimy kategoriami państwa, albo strachu przed kryminałem. Jeżeli ci, którzy odpowiadają za Polskę, godzą się na to, by dostawy sprzętu odbywały się za siedem–osiem lat, to jest jakaś farsa. Nasi politycy w 1939 r. też tak myśleli.” – dodaje wojskowy.

kad/rzeczpospolita.pl