Fronda.pl: Władimir Putin powiedział ostatnio, że jego kraj jest ciągle prowokowany przez NATO i próbuje się nieustannie wciągnąć Rosję w konfrontację. Jakby Pan skomentował te słowa?

Gen. Roman Polko: Wczoraj przedstawiałem nawet swoim studentom na wykładzie zdjęcie, na którym widnieją czołgi NATO i wielka flaga Sojuszu, wskazująca, że to właśnie NATO jest zagrożeniem dla Rosji. Cóż, jest to cyniczna gra i odwrócenie rzeczywistości o 180 stopni. Jest oczywiście dokładnie odwrotnie. To Putin przejawia agresywne zamiary i to on od 2008 roku po tym co dokonał w Gruzji dozbraja swoją armię, widząc jakie miał braki. Oczywistością jest, że to Putin dokonał aneksji Krymu i organizuje kolejne prowokacje. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę i robić swoje. Należy przejść do ofensywy, a nie tylko poddawać się propagandzie Kremla.

Ta propaganda jest skuteczna na Zachodzie?

Jest bardzo skuteczna. Wystarczy spojrzeć nawet na nasze portale, by widzieć jak rosyjska propaganda szybko się rozprzestrzenia i podawana jest później jako rzeczywistość. Dementowanie tego jest szalenie trudne. Nieprzypadkowo we Francji powiedziano, że jakiekolwiek próby wpływania na przebieg wyborów, spotkają się z odwetem. To są jednak tylko słowa. Trzeba wypracować sensowny plan działania, by takiej propagandy nie opłacało się uprawiać. Obroną jeszcze nikt wojny nie wygrał – trzeba przejść do ofensywy.

Ostatnio sporo zainteresowania wywarły słowa rzecznika Białego Domu, który powiedział, że prezydent Trump oczekuje od Rosji zwrotu Krymu. To deklaracja, która jest tylko retoryką, czy niekoniecznie?

Dobrze, że taka deklaracja padła. Oznacza to jednak, że w świadomości prezydenta Trumpa istnieje pewien instynkt samozachowawczy, który nakazuje, by nie pogodzić się z jawnym gwałceniem umów międzynarodowych. Mowa o umowach, które gwarantowały zresztą m.in. Stany Zjednoczone, jak to, że Krym będzie częścią Ukrainy. Z drugiej strony, wydaje mi się, że to może być działanie mające przykryć wpadkę doradcy ds. bezpieczeństwa gen. Michaela Flynna.

Deklaracja amerykańskiego rzecznika spotkała się od razu z reakcją rosyjskiego rzecznika MSZ i mocnymi słowami, według których Rosja Krymu nie odda, bo to jej własność i nie będzie dyskutować o swoim terytorium z zagranicznymi partnerami. Trudno było chyba spodziewać się innej reakcji?

Rosja przeszła nad zajęciem Krymu do porządku dziennego, traktując to jako rzeczywistość. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że niektórzy politycy europejscy przechodzą nad tym również tak, jakby się nic nie stało. Może więc rodzić się poczucie, że wielu polityków zachodnich uprawia grę, w której, jeśli Rosja przestałaby działać agresywnie na innych frontach, to Krym należałoby jej pozostawić i byłby wtedy spokój.

Czy kwestia Krymu może być elementem spornym, czy jednak jak Pan wspomniał, może chodzić po prostu o przykrycie sprawy Flynna?

W interesie Putina jest to, by sprawę rozmydlić. Traktuje on wypowiedź amerykańskiego rzecznika jako element rozgrywek wewnątrz polityki amerykańskiej. Istnieje obawa, że może mieć w tej kwestii po części rację, ale jestem przekonany, iż sama troska o reputację własną i USA jako państwa, zmusi Trumpa, by wytrwał w tym stanowisku. Złudne nadzieje propagandy rosyjskiej i samego Putina, jakoby Trump był ich sojusznikiem, który będzie akceptował wszystkie posunięcia Kremla, pozostaną jak sądzę mrzonkami. Zresztą sama obecność amerykańskiej brygady w Polsce pokazuje, że chociaż słowa mogą być dyplomatyczne i pokojowe, to czyny są mocne i konkretne.

Dziękujemy za rozmowę.