Fronda.pl: Rosjanie wiązali z wyborem Trumpa duże nadzieje? Czy na razie takie nadzieje się spełniają czy niekoniecznie?

Gen. Roman Polko: Z pewnością Rosjanie mieli i mają w dalszym ciągu duże nadzieje w związku z prezydenturą Donalda Trumpa. Władimir Putin nie jest jednak naiwny. To stary wyjadacz, oficer KGB, który potrafi prowadzić różnego rodzaju gry i realizuje wygodne dla niego scenariusze w sposób konsekwentny. Widać, że w dużej mierze realizuje swoje plany niestety z sukcesem.

Czy wśród nadziei rosyjskich było i jest też to, że Trump będzie uległy wobec Rosji?

Z pewnością tak. Tym co na pewno Putin osiągnął jest to, że Trump ma dosyć dużą opozycję i chyba nawet niespotykaną w samych Stanach Zjednoczonych. Nawet dowódca amerykańskich sił specjalnych mówił, że w Białym Domu panuje niewyobrażalny chaos. Jeżeli tak mówił urzędujący generał, a Donald Trump go nie dymisjonował, to coś musi być na rzeczy. Putin z pewnością chce korzystać na sytuacji, w którym ten chaos nie zostanie uporządkowany i będzie próbował dyktować własne rozwiązania. Szczerze mówiąc wolę przywódcę, który od początku próbuje coś zbudować, niż takiego Obamę, u którego chociaż gabinet był bardziej stabilny, to w wielu kwestiach dawał się łatwo ogrywać Putinowi. Trump jednak mocno stawia na kwestie bezpieczeństwa i wojsko, mówiąc o wzmocnieniu armii. Nawet fakt, że dobiera sobie trudnych podwładnych, generałów, którzy polityczną poprawnością nie grzeszą, świadczy, że w Białym Domu będą próby realizacji dobrych projektów.

Czy już teraz można zauważyć zmiany w stosunku Rosji wobec Trumpa w porównaniu do okresu kampanii wyborczej?

Myślę, że Kreml zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie będzie tak łatwo i gładko jak to sobie wyobrażano. Warto przypomnieć, że Donald Trump jednoznacznie wypowiedział się w kwestii Krymu, że to część Ukrainy i nie aneksja tego terytorium nie będzie akceptowana. Z drugiej strony Trump słusznie domaga się od bogatych krajów europejskich należących do NATO, aby poważniej traktowały artykuł 3. traktatu o budowaniu własnych zdolności obronnych. Trump słusznie zwraca uwagę, że Europa nie powinna oglądać się jedynie na Stany Zjednoczone, które mają dbać o bezpieczeństwo Starego Kontynentu.

Poruszył Pan kwestię deklaracji Trumpa dotyczących Krymu. Czy w Rosji według Pana oczekiwania Trumpa, że Rosja zwróci Ukrainie Kreml odebrano ze zdziwieniem lub zaniepokojeniem?

Trzeba przypomnieć, że słowa dotyczące Krymu wypowiedziano po aferze, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych i zakończyła się dymisją doradcy Trumpa gen. Michaela Flynna. Aczkolwiek trzeba podkreślić wagę słów Trumpa, które nie pozostawiały złudzeń. Z pewnością Trumpowi zależało na tym, by przerwać propagandową grę Kremla. W ramach tej gry przedstawiano Trumpa jako kogoś, kim łatwo Putin będzie mógł manipulować i kierować jego ruchami i stawiałoby to go w kontrze do pozostałych członków NATO. Myślę, że taki był zasadniczy cel wypowiedzi na temat Krymu i bardzo dobrze, że tak się stało. Myślę, że my tutaj w Polsce szczególnie powinniśmy sobie zdawać sprawę, że wojna toczy się już w praktyce i jest to wojna informacyjna. Często będziemy bombardowani informacjami, które mają na celu zdyskredytowanie naszego głównego sojusznika, czyli Stanów Zjednoczonych, bez których NATO nie istnieje.

Obawy wobec Trumpa z polskiej czy szerzej, europejskiej perspektywy były przedwczesne czy przedwcześnie o tym mówić?

To wszystko się dopiero konstytuuje i wiele znaków zapytania ciągle jest przed nami. Natomiast myślę, że głos, który nawołuje do umiarkowanego patrzenia na Trumpa jest sensowny. Z dotychczasowej perspektywy należy ze zdziwieniem patrzeć na głosy, które padały nawet ze strony… Donalda Tuska i UE, które poddawały go totalnej krytyce, zanim cokolwiek zdążył zrobić. Myślę, że była to gra na nutę Putina. To właśnie Putinowi zależy na tym, by na samym starcie zantagonizować Europę z Donaldem Trumpem, bez którego dobrej współpracy w ramach NATO nie będzie.

Dziękujemy za rozmowę.