Te wszystkie manewry wojsk rosyjskich i kolejne próby militaryzacji należy traktować bardzo poważnie, nie jako „prężenie muskułów”. Rosja tak naprawdę działa i wzmacnia swoje struktury, a to Zachód pręży muskuły. Mam tu na myśli NATO, w szczególności państwa Unii Europejskiej, które uważają potencjalny konflikt zbrojny za coś tak wirtualnego, że nie może być poważnie rozpatrywane.

To nie są działania propagandowe, bo Rosja co najmniej od 2008 r. mocno reformuje swoje siły zbrojne po to, żeby móc nasycić swe ambicje bycia mocarstwem. Kryje się za nimi resentyment odbudowania pozycji, jaką miała w czasie, kiedy jeszcze istniał Związek Radziecki.

Na drodze do realizacji swych głównych celów strategicznych Putin z pewnością bierze pod uwagę również takie warianty, jak uderzenie na Polskę. Chociażby po to, żeby wprowadzić działania dywersyjne na terenie Polski, żeby polskie społeczeństwo skoncentrowane na rozwiązywaniu własnych problemów, nie angażowało się w jakiemukolwiek działania związane z sytuacją na Ukrainie. Już teraz jesteśmy sceptyczni wobec inicjatyw w tym kierunku (sama premier mówi, że jeżeli coś się stanie, to najlepiej się zamknąć we własnym domu!). Byłby to także sygnał w kierunku NATO, by nie przeszkadzało Krymowi w realizowaniu jego strategii.

Nie można oczywiście stwierdzić, że Putin planuje wojnę, jednak napięcie, jakie jest między Wschodem a Zachodem może być wystarczającą przesłanką ku temu, że Rosja bierze to pod uwagę. Taka jest zresztą natura tej armii, że szykuje się do wojny nawet w czasie pokoju, kiedy nie ma napięć.

Not. ed