Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: W nocy z czwartku na piątek Sejm debatował nad projektem ustawy zakładającej utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej. Dyskusja była bardzo burzliwa, a posłowie PO i Nowoczesnej chcą odrzucenia tego projektu po pierwszym czytaniu oraz formułują zarzuty, że będzie to „gwardia przyboczna” czy „prywatna armia PiS/ ministra Macierewicza”

Gen. Roman Polko: Szczerze mówiąc zachowania posłów na sali sejmowej były bardzo kuriozalne. Jakbyśmy żyli w jakiejś innej rzeczywistości. Nie wspomnę, że wcześniej mieliśmy propagandowy program jednej ze stacji, który uderzał w ideę Obrony Terytorialnej. Niektórzy rozmówcy we wspomnianym programie dostali chyba amnezji i zapomnieli, że chociażby jednostka GROM również początkowo podlegała bezpośrednio Ministrowi Obrony Narodowej. W tym całym chaosie panującym w strukturach dowódczych brakuje ogniwa wojskowego czy dowódcy, który spajałby w jedną całość wszelkie propozycje, wnioski czy rozwiązania, a następnie przedstawiał je Ministrowi Obrony Narodowej- tak jak robi to Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów w Siłach Zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Minister Siemoniak po swojej reformie de facto sam dowodził Rodzajami Sił Zbrojnych, ponieważ rozdzielił kompetencje w taki sposób, że brakowało koordynatora. Dlatego, po pierwsze- kuriozalne są zarzuty, że minister Macierewicz nie wiadomo po co i dlaczego tworzy sobie jakąś prywatną armię. Przede wszystkim ta armia dopiero się tworzy. I są już jasne deklaracje, że Wojska Obrony Terytorialnej, gdy zostaną już na dobre utworzone, będą włączony w system dowodzenia. A ten musi najpierw zostać uporządkowany i naprawiony po ustawie, która spowodowała ten chaos. Po drugie: Wojsko Polskie wreszcie koncentruje się na obronie własnych granic. W ostatnich latach bowiem zbyt mocno myślało tylko i wyłącznie o misjach ekspedycyjnych, zaniedbując to, co dzieje się wewnątrz kraju. A zagrożenia o charakterze hybrydowym wyraźnie wskazują na konieczność wykorzystania kapitału lokalnego, czyli właśnie Obrony Terytorialnej, która jest przywiązana do konkretnych obszarów, a ponieważ doskonale zna swoje miejsce codziennego funkcjonowania, będzie mogła wspierać w przyszłości i siły specjalne, i wojska regularne w walce przeciwko tzw. „zielonym ludzikom”. Po trzecie wreszcie: podczas tej debaty brakowało merytorycznej dyskusji,  pojawiały się jedynie argumenty emocjonalne, ad personam czy np. wyciąganie w trakcie tych dyskusji rzeczy, które kompletnie nie wiążą się akurat z tworzeniem tego nowego rodzaju wojsk i budowaniem nowych zdolności obronnych. Wszystko to spowodowało, że tej dyskusji nie dało się normalnie słuchać.

Jeden z posłów Platformy Obywatelskiej, Cezary Tomczyk, myśląc zapewne o Narodowych Siłach Rezerwowych, stwierdził, że komponent terytorialny w Polskich Siłach Zbrojnych już istnieje, a poprzedni rząd go rozbudowywał, zaś to, co tworzy obecne kierownictwo MON to "50-tysięczna formacja Wojska Polskiego zupełnie wyłączona z systemu dowodzenia”...
Słuchałem tego ze zdziwieniem. To jest gol strzelony do własnej bramki. Ta wypowiedź pokazuje jedynie zaniedbania, które są dziełem ministra Klicha i Siemoniaka. Przypomnę, że to ci ministrowie tworzyli tzw. Narodowe Siły Rezerwowe, całkowicie zaniedbali ten obszar i zmarnotrawili kapitał, który tkwi np. organizacjach proobronnych czy wielu ludziach i środowiskach chcących działać na rzecz obronności własnego terytorium. Wręcz zepchnięto tych bardzo pozytywnie nastawionych ludzi na margines. Jeśli już pozwolono im służyć w tego typu formacjach, to raczej na zasadzie formacji drugiej kategorii, która rzeczywistych zdolności w praktyce nie ma. Minister Macierewicz bardzo słusznie, tworząc ten nowy rodzaj wojsk, który ma wpisywać się w cały system bezpieczeństwa kraju, daje im jednocześnie poczucie elitarności, a przede wszystkim- świetnych dowódców i instruktorów wywodzących się z elity Wojska Polskiego, jak np. Jednostka Wojskowa Komandosów z Lublińca. Przekonało to nawet mnie, ponieważ początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tej kolejnej próby utworzenia komponentu terytorialnego, jednak dobór właśnie takich dowódców odebrałem bardzo pozytywnie.

Kontrowersje wzbudza też pomysł, aby żołnierze Obrony Terytorialnej otrzymywali wynagrodzenia za swoją służbę. Jeden z posłów PSL zasugerował, że jest to próba „kupienia głosów wyborców”...
W takim razie może powinniśmy całkowicie rozwiązać armię, bo może np. podwyżki dla wojska też mogą zostać uznane za próby kupienia głosów wyborców w mundurach? Jeszcze raz wróćmy do zarzutów, że minister Macierewicz buduje „prywatną armię” w postaci OT. Ministrowi obrony narodowej podlegają wszyscy żołnierze, więc w świetle tych argumentów równie dobrze można nazwać np. Siły Potwierzne „prywatną armią Macierewicza” i straszyć, że minister Macierewicz będzie prowadził bombardowania na siedzibę Platformy Obywatelskiej...  Chcę w ten sposób pokazać, że wszystko można doprowadzić do absurdu i trudno polemizować z tak emocjonalnymi wypowiedziami polityków opozycji. Zamiast szukać porozumienia, głosu doradczego, zwrócić uwagę na być może merytoryczne błędy lub np. konieczność przełamania barier biurokratycznych i prawnych, zamiast podpowiedzieć konkretne rozwiązania, część posłów, niestety, koncentruje się wyłącznie na tym, aby zniechęcić opinię publiczną do tego projektu i rzucać kłody pod nogi temu nowemu rodzajowi wojsk, zamiast pomagać. Takie zachowanie z całą pewnością nie ułatwi utworzenia Obrony Terytorialnej...

Jednak najczęstszym zarzutem, który widzę, gdy czytam o Obronie Terytorialnej czy oglądam tego rodzaju dyskusje sejmowe jest to, że będzie to gorzej wyszkolone, gorzej wyposażone „wojsko bis”
Platforma Obywatelska sądzi według siebie. Przypomnę chociażby kuriozalną sytuację z czasów, gdy ministrem obrony narodowej był Bogdan Klich. Chodzi mi o ten słynny pokaz wyszkolenia Narodowych Sił Rezerwowych. Żołnierz po trzymiesięcznym szkoleniu wyszedł i w obecności kamer oraz ministra Klicha zademonstrował, że umie już włączyć gaśnicę śniegową. Nie do końca mu to wyszło, ale w końcu jakoś tę gaśnicę odpalił... A teraz przyjrzyjmy się standardom, jakie zakłada płk Kukuła, dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej. Dobiera instruktorów wywodzących się z wojsk specjalnych, którzy mają bogate doświadczenie z Iraku czy Afganistanu. Pułkownik Wiesław Kukuła ma również przygotowane ambitne programy rozwijania zdolności militarnych. Dlatego nie wydaje mi się, by WOT pod takim dowództwem były gorzej przygotowane. Nawet niektórych profesjonalnych żołnierzy może to wręcz zmusić do zwiększenia własnego wysiłku. Sam mam wielu znajomych, którzy- aż wstyd przyznać- przynajmniej teraz na co dzień strzelają więcej ode mnie, z prywatnej amunicji, prywatnej broni, jest to po prostu ich pasja. Myślę, że przede wszystkim takich pasjonatów, ludzi, którzy będą z dużym sercem podchodzili do służby w tej formacji- nie zawodowej, a ochotniczej- będzie szukał płk Kukuła.