Od szefa NATO oczekiwałbym jakichś bardziej odkrywczych myśli, zamiast wykazywania swego braku decyzyjności i braku strategicznego myślenia w stwierdzeniu, że mamy na terenie Mołdawii wojnę hybrydową. To są po prostu standardowe działania wojsk rosyjskich, jakich wiele w historii dziejów, gdzie najpierw prowokuje się drugą stronę, uruchamia się piątą kolumnę, a później wspiera się te ich działania i w końcu wchodzi się z własnymi siłami. Jedyna różnica jest taka, że dawniej nie było cyberprzestrzeni, a teraz świat jest globalny szybciej te informacja docierają.

Rosjanie w ramach swoich ćwiczeń przewidują takie scenariusze jak prowadzenie różnych działań dywersyjnych na terenie różnych krajów, w tym Polski.

Gdyby taka sytuacja miała miejsce na terenie krajów NATO, wątpię w to, aby NATO było w stanie podjąć właściwą reakcję. NATO w ostatnich latach skupiło się jak tak każde państwo na samym sobie, na rozwiązaniu własnych spraw, co najwyżej na misjach ekspedycyjnych. O tym, że wschodnia flanka, czy jakaś Turcja naprawdę może być zagrożona, tak naprawdę mało się w NATO mówi. Teraz na szczycie, który miał miejsce w Walii, powołano strukturę, która była zlikwidowana w 2002 r., a istniała od lat 60. ub.w., czyli siły natychmiastowego reagowania. Tylko, że powołano je w dużo gorszej wersji, niż funkcjonowały one poprzednio. Nie jest to już poziom samodzielnej brygady, zdolnej do działania, tylko poziom batalionu, gdzie nikt tak naprawdę nikt nie podejmie decyzji do walki, nawet, jeśli będzie widział zagrożenie.

Not. Ra