Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Rosja przeprowadziła duże manewry w obwodzie kaliningradzkim. To straszak na Polskę i cały Zachód, czy rutynowe ćwiczenia?

Gen. Roman Polko: Tak naprawdę Rosja od 2008 rozbudowuje wojska i regularnie prowadzi manewry na różną skalę. Można to odnosić do bieżącej sytuacji, czyli do  tego co dzieje się na Ukrainie oraz do naruszania przestrzeni powietrznej. Jednak tak naprawdę wojsko jest od tego, żeby ćwiczyć i prowadzić takie manewry. Żeby nie zardzewiało. Zamiast wytykać Rosji, że to robi, powinniśmy sami przeprowadzić ćwiczenia, adekwatne do potencjału, jakim dysponujemy na papierze. Na papierze jest tego bardzo dużo, a w rzeczywistości brakuje pieniędzy nawet na 5000 żołnierzy czy na ćwiczenia na skalę choćby dwóch, trzech dywizji.

Polska przeprowadza za mało manewrów?

W ostatnich latach szkoliliśmy wojsko głównie pod kątem realizacji misji w Iraku i w Afganistanie, niejako odsuwając w cień to, po co wojsko tak naprawdę istnieje. A w konstytucji jest zapisane, że istnieje dla ochrony własnych granic. Doświadczenia zagraniczne są bardzo ważne, bo powodują, że nasze wojsko nie jest malowane, ale ma rzeczywiste zdolności i realne spojrzenie na zagrożenia, oczywiście. Jednak manewrów na dużą skalę nie realizowaliśmy od dawna. Jeżeli jakieś są, to pod kątem pokazów dla mediów. Jak mówią moi koledzy, w czasie tych ostatnich ćwiczeń NATO, szumnie zapowiadanych, liczył się tak naprawdę tylko „VIP day” i „media day”.

Kto musi pchnąć to do przodu? Za stagnację winni są politycy czy samo wojsko?

Wszystko wynika z decyzji władz politycznych. To one decydują o tym, jak wygląda system dowodzenia wojsko – a w naszym przypadku raczej jak nie wygląda. W tej chwili szef Sztabu Generalnego i dowódca operacyjny szukają sobie roboty, bo nie podlegają im żadne wojska. W praktyce nie wiadomo jakie zadania mają realizować. Dowództwo po powrocie z Afganistanu też nie będzie już w zasadzie dowodzić wojskami na bieżąco. Zbudowaliśmy system dowodzenia, który byłby adekwatny dla takiej armii, jak amerykańska. Mamy tymczasem stutysięczną armię. Nie są potrzebne rozdęte struktury dowodzenia, które od wielu lat mają być redukowane, a tak naprawdę stają się coraz mniej czytelne. Wojskowi na najwyższych stanowiskach mają duże doświadczenie. Wiedzą, co jest im potrzebne. Niestety, niektórzy panowie w garniturach z dość wątpliwym przygotowaniem wojskowym zamiast zajmować się obronnością i bezpieczeństwem kraju, uznali, że powinni być ministrami do spraw wojska i głęboko sięgają w wojskowe struktury. Ingerują w to, do czego nie są przygotowani pod względem merytorycznym.

Od kiedy trwa ta sytuacja? Któraś z poprzednich ekip rządzących rozumiała te sprawy lepiej?

Bywało różnie. Śp. Lech Kaczyński patrzył strategicznie i dalekosiężnie. Wiedział, że warto promować nowych, młodych generałów – i to miało miejsce – by mogli zajmować kluczowe stanowiska w strukturach NATO. Miałem przyjemność toczyć z panem prezydentem rozmowę na ten temat. Zwrócił wtedy uwagę, że jeżeli nie będziemy obecni w strukturach decyzyjnych, to różnego rodzaju głosy, prośby czy próby nacisku nie będą miały znaczenia. I z taką sytuacją mamy do czynienia dzisiaj. Jest zagrożenie u naszych granic, a w strukturach natowskich nie mamy na flagowych stanowiskach osób, które mogłyby realizować praktycznie nawet te minimalne ustalenia szczytu NATO z Newport. Na przykład tworzenia szpicy czy budowy strategii, która byłaby odpowiedzią na to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą.

Dlaczego nikt się tym dzisiaj nie interesuje?

Przeważa myślenie krótkofalowe. Jest dostrzegalne gołym okiem, że nie ma żadnej strategii dotyczącej kierunku rozwoju sił zbrojnych, mimo różnego rodzaju zapisów. Wszystko jest chaotyczne, brakuje głębokiej myśli. Nawet strategia bezpieczeństwa narodowego, nad którą dyskutowałem zresztą w poniedziałek, zawiera tyle rozmaitych celi i priorytetów, że w istocie rozmywa nawet najistotniejsze zagrożenia. Mam na myśli działania nieregularne, dywersyjne; brak obrony przeciwrakietowej; nowy wymiar wojny w cyberprzestrzeni.  

Ma Pan generał nadzieję na to, że coś się w przyszłości zmieni?

Putin pokazał nam, jakie mamy braki. Pytanie, jakie wyciągniemy z tego wnioski. Na razie nie wyciągamy żadnych. Widać jeszcze bardziej, że nawet Trójkąt Wyszehradzki i Trójkąt Weimarski istniały tylko na papierze. Nasi współtowarzysze niedoli z okresu PRL, Czesi i Węgrzy, są od nas bardzo daleko. Mają zupełnie inne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Francja woli handlować z Rosją niż postrzegać ją jako zagrożenie. NATO jest mało spójne i mało zwarte. Nie jest taką silną pięścią, jaką chcielibyśmy, by było.

Niektórzy twierdzą, że powinniśmy zawierać wobec tego kryzysu NATO sojusze wojskowe z państwami, które do Paktu nie należą.

To nierozsądny pomysł. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że NATO to dzisiaj tylko Stany Zjednoczone. Taka jest brutalna rzeczywistość. Kraje europejskie zbyt mocno zredukowały własne budżety i są bardzo niespójne w swoich działaniach. Nie stanowią alternatywy dla zagrożenia, które może na nas spaść. Dotyczy to także samej Unii Europejskiej, która nie potrafiła przez lata zbudować systemów bezpieczeństwa, które zapewniałby ochronę przed tymi zagrożeniami, jakie pojawiają się teraz za naszą granicą.

Gdzie mamy szukać gwarancji bezpieczeństwa?

W tych strukturach, w których jesteśmy. Nie zmienimy otaczającej nas rzeczywistości zaklęciami. Potrzebne jest wchodzenie w te struktury i obszary, obejmowanie flagowych, czyli decyzyjnych stanowisk. Trzeba promować własnych ludzi i lobbować na rzecz bezpieczeństwa. Musimy wprowadzać ludzi, którzy nie traktują stanowisk w strukturach bezpieczeństwa jako nagrodę za lata bierności, ale jako wyzwanie i możliwość głośnego mówienia o problemach dotyczących nie tylko Polski, ale całych struktur NATO.

Rosjanie ściągnęli do obwodu kaliningradzkiego wyrzutnie rakiet Iskander. Polska mogłaby się przed nimi obronić?

Jesteśmy w stanie bronić się tylko na papierze. System obrony przeciwrakietowej ma dopiero powstać, ale nikt nie wie, kiedy. Obawiam się też, za jaką cenę zostanie stworzony. F-16 uzbrajamy za dużo większe pieniądze, niż należałoby za te rakiety zapłacić. Kupujemy sprzęt, ale w ślad za tym nie idą zdolności. F-16 nieuzbrojone, z pilotami, którzy nie wystrzelali odpowiedniej ilości pocisków i nie wylatali wielu godzin w jakichś misjach, są tylko fajnym sprzętem do oglądania. Powtarzam, że bardzo ważne są manewry, a tych niestety nie prowadzimy. Gdyby doszło do jakiegoś konfliktu, to będziemy się szkolić walcząc. Wtedy będzie już za późno i zapłacimy za błędy krwią. 

Rozm. Paweł Chmielewski