- Nie zdaliśmy egzaminu, mając niewielką grupę uchodźców z Czeczenii. Nie wiemy, kogo mamy i czym się ci ludzie zajmują, nie potrafimy ich zasymilować – mówi były dowódca GROM gen. Roman Polko.


Niezależnie od tego, czy Polska się na to zgodzi, czy nie, lada dzień do Polski może zawitać duża grupa imigrantów. Czy istnieje zagrożenie, że razem z nimi dostaną się do naszego kraju terroryści?

Owszem. Prezydent Węgier Viktor Orban zauważył, oni imigranci jadą przede wszystkim do Niemiec. Polska czy Węgry to nie są dla nich kraje docelowe. Mimo to Węgrzy chcieli w jakiś sposób uporządkować sytuację i sprawdzić, z kim mają do czynienia. Sami jednak przyznają, że tracą nad tym wszystkim kontrolę. Ludzie nie chcą podporządkować się regułom kraju, przez który przejeżdżają. Trudne jest rozróżnienie uchodźców uciekających przed wojną i ratujących rodziny od tych, którzy są imigrantami zarobkowymi. Teraz jeszcze emocje bardzo podgrzała publikacja zdjęcia utopionego chłopczyka.

Już kilka miesięcy temu terroryści z Państwa Islamskiego zapowiadali, że zaleją Europę imigrantami i wykorzystają falę ludzi do tego, żeby między nimi wysłać do Europy swoich dżihadystów. Czy to, co obserwujemy, to realizacja tego scenariusza?

Dokładnie tak. Spójrzmy, jakie mamy zagrożenia? Między przybyszami mogą się kryć terroryści, którzy będą planować zamachy. A ponieważ Europa kompletnie nie jest przygotowana i nic nie robi, żeby się przygotować na przyjęcie nawet tych, którzy uciekają, żeby ratować swoje życie, będzie z pewnością narastało niezadowolenie imigrantów. To niezadowolenie już widzimy wśród Czeczenów, którzy przyjechali do Polski i próbują tworzyć własne reguły postępowania. Skarżą się oni na to, że naprawdę nie ma żadnych szans na integrację z polskim społeczeństwem. Ich ośrodki są położone gdzieś na uboczu. Nikt nie stwarza im możliwości adaptacji do nowych warunków życia. To co jest najważniejszym zagrożeniem: do Europy będzie przenikać pewna ideologia. Terroryści niestety patrzą nieraz bardziej strategicznie niż krótkowzroczni często politycy w Europie, którzy żyją perspektywą najbliższych wyborów. Strategicznie rzecz biorąc, obraz społeczeństwa w Europie będzie się zmieniał. Zmieni się we Francji, we Włoszech, w Niemczech, a także w Polsce. Trzeba się liczyć z tym, że albo nową ludność jakoś przyjmiemy i będzie ona mogła normalnie funkcjonować, albo będzie tak, jak do tej pory we Francji, Niemczech, czy Włoszech, gdzie przybysze są wyalienowani i to poczucie alienacji budzi w nich terrorystów.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przyznała, że są Polacy, którzy walczyli w szeregach IS i wrócili do Polski. Czy to zjawisko może się teraz nasilać?

Przykro to mówić, ale to „migracja zarobkowa”, z którą mieliśmy do czynienia już kiedyś. Obywatele Polski wstępowali w szeregi armii Republiki Południowej Afryki czy do Legii Cudzoziemskiej. Teraz znajdują się Polacy czy ludzie polskiego pochodzenia, którzy patrzą na wszystko pod kątem własnej korzyści. Państwo Islamskie tym się różni od Al-kaidy, że nie jest ortodoksyjne religijnie. Oferuje bojownikom ziemskie, doraźne korzyści, które okazują się skutecznym magnesem dla różnych frustratów i bandytów.

Krótko mówiąc, Polacy w Państwie Islamskim to nie są ludzie, którzy przeszli na islam i dlatego pojechali na Bliski Wschód. Zmienili imiona na arabskie, bo musieli, ale wyjechali tam dla pieniędzy.

Zgadza się. To równie obrzydliwy typ ludzi jak pokazywany niedawno w telewizji Polak, który przerzucał imigrantów nie po to, żeby im pomóc, tylko dla pieniędzy. To nie ideologia, ale zysk. Ludziom bez sumienia, bandytom ktoś zaoferował ideologię będącą usprawiedliwieniem tego, że jedyne, czym umieją się zajmować, to ten obrzydliwy proceder.

Przypuśćmy, że do Polski przyjedzie kilka tysięcy osób, które znajdą się w obozach dla uchodźców. Czy uda się oddzielić imigrantów (nieważne już, czy zarobkowych, czy uchodźców) od terrorystów? Polskie służby są na to gotowe?

Polska nie jest w stanie czegoś takiego zrobić. Potrzebne jest tu współdziałanie ze służbami innych państw i zdobywanie informacji. To jest przede wszystkim bardzo kosztowne. Zresztą nawet jeśli udałoby się zidentyfikować tych, którzy stwarzają zagrożenie, to pewnie by ich w tych ośrodkach nie było. Uciekli by z nich. Zadanie jest niezwykle trudne. Nie zdaliśmy egzaminu, mając niewielką grupę uchodźców z Czeczenii. Nie wiemy, kogo mamy i czym się ci ludzie zajmują, nie potrafimy ich zasymilować. Poza tym problem zadziała w drugim pokoleniu. To pierwsze może jeszcze czuć wdzięczność, że udzielono mu jakiejś pomocy. Ludzie mogą się zadowolić skromnymi warunkami, a ich oczekiwania może nie będą duże. Ale kolejne pokolenie będzie chciało takich praw, jakie mają inni obywatele Polski. Jeśli spotkają się z podejściem: „my jesteśmy rdzenni, a wam się mniej należy”, to będzie to odbierać jako agresję. A nie wiem, czy polskie społeczeństwo jest przygotowane na to, żeby tych ludzi traktować na równi i zaakceptować to, że dziecko uciekinierów w przyszłości będzie chciało zostać wojewodą, premierem czy ministrem, albo objąć kluczowe stanowisko w biznesie.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor