Portal Fronda.pl: Rosja oskarża Ukrainę o działalność terrorystyczną na Krymie, sama na półwyspie gromadząc duże wojska. Prasa światowa i polska sugerują, że mogą to być przygotowania do nowej wojny.

Gen. Roman Polko: Putin znowu rozgrywa kolejną partię, prowadząc wojnę propagandową i informacyjną. Rozwiązuje też sobie ręce. Zrezygnował z obrad w formacie grupy normandzkiej, która usiłowała chociaż częściowo kontrolować sytuację w Donbasie. Jeżeli Putin stwierdził, że Ukraińcy rzeczywiście dokonują aktów terroru na Krymie, to chcąc zainteresować tym opinię publiczną powinien przedstawić dowody. Tego jednak nie robi, używając tylko pretekstu dla zerwania rozmów. Na Krymie gromadzi z kolei coraz większe siły i środki. Przedstawia Ukrainę na arenie międzynarodowej jako państwo wspierające terroryzm. To samo robił podczas drugiej wojny czeczeńskiej, ukazując Czeczeńców jako terrorystów. Putin ma nadzieję, że taki obraz Ukrainy sprawi, że straci ona chociaż część poparcia międzynarodowego, na przykład w postaci ograniczenia pomocy odbudowy jej sił zbrojnych. Działania Kremla mają też wymiar propagandy wewnętrznej. Anektowanego Krymu nie udało się przekształcić w krainę szczęśliwości. Ludzie narzekają. Trzeba zatem pokazać, że winni złej sytuacji są ukraińscy dywersanci. Trzecim wreszcie celem może być chęć otwarcia drogi lądowej do półwyspu. Krótko mówiąc, wykorzystując problemy Zachodu – walkę z ISIS, Brexit, przemiany w Turcji – Putin kontynuuje dzieło siania zamętu na Ukrainie i dyskredytowania tego państwa w oczach opinii publicznej, by tym łatwiej realizować swoje imperialne interesy. Dodajmy, że oskarżanie Ukraińców o działania dywersyjne na Krymie są szczytem hipokryzji – Krym jest przecież terytorium ukraińskim.

Czy jest możliwa zbrojna inwazja na Ukrainie, przed jaką ostrzegają światowe media, czy to raczej mało prawdopodobny scenariusz?

Agresja cały czas postępuje. Organizowano pozorne spotkania, które miały uśpić Zachód, ale nie uspokoiły wcale sytuacji na Ukrainie. Oczy świata są odwrócone od Kijowa ze względu na wiele nowych problemów. Trwa wojna pełzająca przeciw Ukrainie. Putin nie tylko nie uznaje status quo po zajęciu Krymu, ale wręcz szykuje kolejne podboje. Jego zasadniczym celem strategicznym jest uczynienie z Ukrainy niewiarygodnego partnera Zachodu i uniemożliwienie jej wejścia w struktury NATO i UE. Kreml chce mieć Ukrainę we własnej strefie wpływów i pod własną kontrolą. Niestety, w dużym stopniu to się udaje. Kolejne ruchy Rosji są bezkarne.

Jaka mogłaby być reakcja na Zachodu na ewentualną aneksję kolejnych terytoriów ukraińskich przez Rosję?

Wydarzenia w Donbasie to skutek zaniechań i odwracania głowy po aneksji Krymu. Sygnatariusze układu dającego Ukrainie Krym przy jednoczesnym pozbawieniu jej broni jądrowej nie zrobili wiele, by rzeczywiście zdyscyplinować Rosję. Mimo, że na arenie międzynarodowej przynależność Krymu do Rosji nie jest formalnie akceptowana, to nieformalnie wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego. To ogromne niebezpieczeństwo, bo taka właśnie bierność rozzuchwala Putina, podobnie jak wcześniej brak reakcji na wojnę w Gruzji. To wszystko sprawia, że Putin może snuć coraz dalsze plany. Militarna polityka eskalacji konfliktów jest dla niego użyteczna, bo świat Zachodu nie reaguje w adekwatny sposób. Dodatkowo Putin może przedstawiać się własnym obywatelom jako potężny lider, który ma odwagę przeciwstawić się Zachodowi i który odbudowuje siłę Rosji podupadłą po rozpadzie Związku Radzieckiego.

Co oznacza ostentacyjne zbliżenie Rosji i Turcji? Czy to trwały, czy tylko pozorny sojusz?

To stała strategia Putina: Gdy tylko widzi gdzieś wyłom, natychmiast z niego korzysta. Dziel i rządź. Widząc zgrzyt między Turcją a Stanami Zjednoczonymi natychmiast zareagował. Jestem przekonany, że do zbliżenia między Moskwą a Ankarą doszło z inicjatywy Rosji. Putin obawia się najbardziej takiego stanowisko, jakie widzieliśmy na szczycie Sojuszu w Warszawie: Mimo różnicy zdań w wielu kwestiach, NATO potrafi jednak przemówić jednym głosem. W takiej sytuacji propagandziści Putina nie mają wiele do powiedzenia. Ostatni zamach stanu w Turcji i reakcja prezydenta Erdogana stworzyło Kremlowi okazję do rozegrania zaistniałych różnic między Ankarą a Zachodem na własną korzyść. Erdogan ma z pewnością świadomość nieszczerości tego sojuszu, jednak w imię bieżących interesów jest w stanie poświęcić strategiczny sojusz z NATO, będący przecież gwarancją bezpieczeństwa także dla samej Turcji.

Czy zbliżenie z Turcją ułatwia Rosji jakieś agresywne działania względem Ukrainy?

Działa to dokładnie na tej zasadzie. Rosja odstąpi od realizacji jakichś interesów na Bliskim Wschodzie, w zamian, formalnie lub nie, oczekując całkowicie wolnej ręki w działaniach na Ukrainie. Myślę, że zbliżenie Moskwy i Ankary ma na celu wyłącznie odwrócenie uwagi od strategicznej gry rozgrywającej się właśnie na Krymie.