Wykorzystując swoją dominującą pozycję w regionie, Gazprom wymusza na Gruzji i Armenii warunki coraz mniej korzystne dla tych dwóch krajów. Przy czym oba problemy ze sobą się ściśle wiążą, bo surowiec do sojuszniczej Armenii musi płynąć przez skonfliktowaną z Moskwą Gruzję. Zmiana rządu w Erywaniu wbrew woli Kremla będzie kosztowała Ormian droższy gaz w tym roku o 10 proc. Z kolei Tbilisi, wobec sporów z głównym dostawcą gazu, Azerbejdżanem, nie ma możliwości by renegocjować niekorzystną dla Gruzji umowę tranzytową z Gazpromem, zawartą dwa lata temu.

Armenia nie ma swoich zasobów gazu. Część surowca sprowadza z Iranu, ale większość z Rosji. W 2013 roku Gazprom podpisał ze swoją spółką zależną Gazprom Armenia umowę na lata 2014-2018, zgodnie z którą dostarczał do 2,5 mld m³ rocznie. Jeszcze w 2018 roku cena wynosiła 150 dolarów za 1 tys. m³. Jeszcze na jesieni armeńscy urzędnicy mówili, że negocjują z Moskwą obniżenie ceny. 27 grudnia 2018 r. temat ten poruszał też premier Nikol Paszynian podczas rozmowy z prezydentem Władimirem Putinem. Kilka dni później Gazprom ogłosił, że podnosi cenę sprzedawanego Armenii gazu o 10 proc. To oznacza, że w 2019 roku Rosjanie będą sprzedawali gaz Armenii w cenie 165 dolarów za 1 tys. m³. Rosja pokazuje w ten sposób swoje chłodne podejście do obecnego rządu w Erywaniu, ale też wykorzystała fakt, że jest jednym dostawcą gazu oprócz Iranu. A tymczasem amerykańscy urzędnicy naciskają na Armenię by ograniczała współpracę, także gospodarczą, z Teheranem.

Transport do Armenii możliwy jest tylko lądem – przez Gruzję. Od 1992 roku Rosja rozliczała się z tego tranzytu surowcem – z każdego 1 tys. m³ gazu transportowanego do Armenii Gruzini zatrzymywali sto metrów. To był system korzystny dla Gruzji, niezależny od cen gazu na świecie i kursu walut. Nie brakowało nawet głosów, że to najdroższa opłata tranzytowa na świecie. W końcu jednak Gazprom zmusił Tbilisi do zmiany modelu. Zgodnie z dwuletnim kontraktem ze stycznia 2017 roku, po roku strony przeszły do rozliczania w pieniądzach, a nie surowcu. Przejście na rozliczenia gotówkowe oznacza, że Gruzja za te same pieniądze może kupić mniej surowca. Stawka opłaty jest bowiem związana z ceną gazu sprzedawanego przez Gazprom Armenii.

W 2006 roku Gazprom uprzedził Gruzję i Armenię, że od 2007 r. drastycznie podniesie cenę gazu dla nich (ze 110 dolarów do 230 dolarów za 1 tys. m³). Jednocześnie Rosjanie złożyli klientom propozycję, że jeśli chcą dostawać surowiec po starej niskiej cenie, to różnicę muszą pokryć przekazaniem Gazpromowi własności – systemu dystrybucji gazu na krajowym rynku. Armenia się zgodziła, Gruzja nie. W efekcie Armenia ma dziś niższą taryfę na gaz z Rosji (nie zmienia tego nawet obecna 10-proc. podwyżka). Od niej właśnie Gruzini mają otrzymywać 10 proc. opłaty tranzytowej. Za te środki nie kupią jednak gazu rosyjskiego w tej ilości, którą dotychczas pobierali – bo stawka dla Gruzji jest wyższa niż dla Armenii.

Jeśli strony nie zerwą kontraktu, jego przedłużenie następuje automatycznie. Toczą się rozmowy w sprawie renegocjacji kontraktu Gazpromu z Gruzją. Minister gospodarki Georgi Kobulia zapewnił, że rząd będzie próbował „poprawić kontrakt”. Rząd nie ma środków, aby unieważnić kontrakt z Gazpromem, więc ten najpewniej zostanie przedłużony co najmniej do końca 2019 roku. Wątpliwe, by Tbilisi zdecydowało się sięgnąć po groźbę zatrzymania tranzytu gazu do Armenii. Co gorsza dla Tbilisi, widząc konflikt Gruzinów z azerbejdżańskim dostawcą SOCAR (Gruzja sprowadza z tego kierunku 90 proc. gazu), Gazprom sam może zażądać zmiany warunków kontraktu – tak, że będą jeszcze mniej korzystne dla Gruzji.

Warsaw Institute