Dlaczego „GW” miałaby wyrzucić śmiertelnie chorego pracownika? Według Barbary Kalabińskiej kierownictwo Gazety nie chciało po prostu płacić za leczenie. Sytuacja miała miejsce w 1997 roku.
„Super Express” publikuje zapis rozmowy, jaką Jacek Kalabiński odbył z zastępcą redaktora naczelnego „GW” - Heleną Łuczywo.
Helena Łuczywo:
Jak się czujesz?
Jacek Kalabiński:
Lepiej. Właśnie szykuję się wrócić do pisania.
Helena Łuczywo:
Nie musisz. Właśnie dyskutowaliśmy tu w redakcji i zdecydowaliśmy, że „Gazeta” nie może ponosić ryzyka trzymania nieubezpieczonego korespondenta.
Jacek Kalabiński:
?
Helena Łuczywo:
Zaraz dostaniesz faksem zwolnienie. Widzisz, nie jesteśmy bezwzględnymi kapitalistami, tylko humanitarnymi demokratami, dlatego nie dzwoniliśmy do ciebie w lutym, kiedy gorzej się czułeś.
Ciężko chory dziennikarz został bez pracy, z 13-letnią córką i żoną. Pomocną dłoń wyciągnęli do niego przyjaciele z „Rzeczpospolitej”, gdzie został zatrudniony na trzy tygodnie przed śmiercią.
Co na to Wyborcza? Doczekamy się komentarza Adama Michnika w tej sprawie?
mm/se.pl