- Do przeprowadzenia czegoś takiego potrzebne jest wsparcie bezpieki – mówi o sprawie Andrzeja Hadacza dziennikarz śledczy Witold Gadowski.


Z tego, co napisał tygodnik „wSieci” wynika, że człowiek prowokujący awantury na Krakowskim Przedmieściu, a potem na ul. Woronicza po debacie prezydenckiej był inspirowany przez polityków. Czy tego typu prowokacje to w polityce standard?

W polskiej polityce to jest niestety standard. Nasilające się w ostatnim czasie zjawiska tego typu, to syndrom popłochu w środowiskach wojskowej bezpieki i cywilnej agentury. Myślę, że tego typu przypadki będą się mnożyły. Takim przypadkiem jest pan Zbigniew Stonoga, który pomawia różne osoby o niestworzone rzeczy, licząc na to, że coś się przyklei i nadszarpnie autorytet. To wszystko jest paniczną akcją tych, którzy kiedyś byli posiadaczami III RP, a teraz czują, że sytuacja może się zmienić. W ten kontekst wpisuje się i pan Andrzej Hadacz, choć nie sprawia on wrażenia szczególnie błyskotliwego.

Skąd tacy ludzie się biorą? Ktoś mógł wypatrzeć na Krakowskim Przedmieściu samorodny talent i zaproponować mu dalszą pracę, czy taki prowokator musiałby być szkolony już wcześniej?

Myślę, że w tym wypadku było tak, jak pan mówi: ten człowiek został wyłowiony z tłumu i wykorzystany, jako osoba nie do końca zrównoważona. Natomiast w przypadku takich ludzi, jak Stonoga operacja jest już dużo bardziej złożona. Potrzebne są pieniądze i możliwości, których nie ma zwykły człowiek. Wydaje mi się, że to właśnie Stonoga jest w tej chwili najbardziej używany do prowokacji. Hadacz przydaje się tam, gdzie może, ale to moim zdaniem raczej człowiek wyłowiony, niż szkolony.

Szkoleniem musieliby się zająć fachowcy, zresztą np. Michał Rachoń z Telewizji Republika mówił, że Stonoga sam wspominał w rozmowie z nim o swoich kontaktach ze służbami. A jeśli chodzi o wyłowienie z człowieka z tłumu i obiecanie mu czegoś w zamian za zrobienie awantury – czy tu jest potrzebna bezpieka, czy też politycy i szemrani piarowcy mogą to zrobić sami?

Wydaje mi się, że politycy i szemrani piarowcy nie są aż tak sprawni. Do przeprowadzenia czegoś takiego potrzebne jest wsparcie bezpieki. Zresztą to bezpieka podsuwa pomysły. Świat polityczny jest przez nią inspirowany i to dlatego mamy teraz takie kłopoty z demokracją. Jeśli odwrócimy relacje, czyli nastąpi cywilna kontrola nad służbami specjalnymi, to jak ręką uciął skończą się tego typu manipulacje, bo wtedy ktoś personalnie będzie odpowiadał za to, co się dzieje. Teraz istnieje magma, którą nazywamy służbami specjalnymi i ta magma robi co jej się podoba. A przecież to są konkretni ludzie. Ukrywają się oni za parawanikiem tajności i specjalności, a tymczasem są zwykłymi przestępcami, którzy powinni zostać rozliczeni za swoje działania.

A czy takie działania w ogóle przynoszą rezultat?

Czasem przynoszą.

Andrzej Hadacz nie zapewnił Bronisławowi Komorowskiemu reelekcji

Nie przesadzajmy, w naszych służbach nie pracują aż tak wielcy fachowcy. To są nieudacznicy. Czasem uda im się za pomoc machiny państwa przeprowadzić jakąś operację, ale dużo częściej im się to nie udaje, mimo że mają przewagę nad zwykłym obywatelem, a nawet nad zwykłym politykiem. Prowokacje najczęściej są po prostu partaczone.

A sprawa Stonogi? Akurat wczoraj zaatakował Jarosława Kaczyńskiego.

To grubsza sprawa. Zaatakował Jarosława Kaczyńskiego, a przy okazji też mnie. Zamieścił stek pomówień osobistych na mój temat. Stonoga atakuje tych, których wskażą mu służby, którzy mogą potencjalnie dla służb okazać się niebezpieczni. Pochlebiam sobie, że się w tym towarzystwie znalazłem i że tak mnie oceniają pseudosłużby, które działają obecnie w Polsce. Operacja trwa i pan Stonoga będzie w niej używany, dopóki będzie to możliwe. Z tego co wiem, to ma zostać pensjonariuszem zakładu karnego.

Stonoga popierał Andrzeja Dudę, bez reakcji z drugiej strony. Potem fotografował się z Grzegorzem Braunem. Teraz nie wiadomo, czy w ogóle uda mu się wystartować w wyborach. Być może operacja zmierza do zamknięcia.

Operacja Stonoga nie przynosi na razie spodziewanych rezultatów. Kupione lajki na Facebooku i operowanie mediami społecznościowymi to nie wszystko. Zabrakło jednego komponentu – realności. To świadczy o tym, że mamy do czynienia ze słabymi fachowcami.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor