Niedawno (12 IX) minęła kolejna rocznica odsieczy wiedeńskiej, z jaką przybył Jan III Sobieski i polska husaria. Jedno z największych zwycięstw polskiego oręża i jedna z najważniejszych bitew ocalających Europę została przemilczana przez polskie media i, niestety, także przez polski Kościół. Wtedy to polski monarcha przesłał papieżowi chorągiew Proroka, a na Jasnej Górze jako wotum złożył namiot wezyra Kara Mustafy, którym wyłożona jest do dziś kaplica Cudownego Obrazu. W 1883 roku nasz wybitny pisarz Bolesław Prus w jednym ze swych felietonów podzielił się taką oto refleksją:

„Dwunastego września upłynęło dwieście lat od zwycięstwa Sobieskiego pod Wiedniem. Wiele zmian zaszło od tej chwili. Miasto, nad którym wisiała zagłada, jest dziś jednym z pierwszorzędnych ognisk cywilizacji; ci zaś, którzy je oblegali, i ci, którzy mu pomoc nieśli, są bankrutami. Słuszność też nakazuje wyznać, że w biegu lat Austria zarówno swoim niegdyś wrogom, jak i sprzymierzeńcom zapłaciła jedną monetą.

Nie można za to mieć do niej pretensji, ale raczej do twórców przysłowia: „jaką miarką mierzysz, taką ci odmierzą”. Fakta bowiem uczą, że i w polityce, i w codziennym życiu każdy jak najgoręcej dba o własną skórę, a jak najrychlej stara się zapomnieć o długach. Bądź co bądź, patrząc na dzisiejszy Wiedeń, jego pałace, kościoły, galerie, teatry, muzea i gmachy naukowe Polak z westchnieniem może pomyśleć, że kości ojców z 1683 roku dobrym są, widać, fundamentem, skoro na nich oparło się tak potężnie kipiące życie. Ich trudy i śmierć nie poszły na marne, lecz stały się jedną ze składowych sił cywilizacji. W ludzkości nic dobrego nie ginie”.

Zamiast wspomnienia zwycięstwa pod Wiedniem, pewnie by nie drażnić muzułmanów, otrzymaliśmy tysięczne obrazy bezradności Unii Europejskiej, a zwłaszcza jej polityków, które mają wbić się w świadomość milionów zdalnie sterowanych Europejczyków i pobudzać ich do miłosierdzia wobec hord nieproszonych, agresywnych gości. Owe hordy, na razie są uzbrojone w najnowsze tablety i smartfony, ale w jednym z greckich portów przechwycono statek, w którym ukryta była broń dla uchodźców, o której dziwnie cicho w mediach. Jednak ich największą bronią jest religijny fanatyzm, z którym zlaicyzowana Europa nie poradzi sobie w żaden sposób.

Bezradność Unii nie jest przypadkowa. Gorzej, wydaje się wręcz zamierzona. Czy to nie dziwne, że w obliczu największego kryzysu migracyjnego w nowożytnej Europie nikt nie mówi o potężnej agencji Frontex powstałej 26 X 2004r., koordynującej współpracę straży granicznych wszystkich państw członkowskich. Co ciekawe, jej siedziba znajduje się na północno-wschodniej flance Strefy Schengen, w… Warszawie, na Placu Europejskim 6 w kompleksie biurowym  zwanym Warsaw Spire. Liczba zatrudnionych wynosi ponad 300 (ok. 30% stanowią Polacy). Wszystkie osoby zatrudnione wybierane są w drodze konkursów, podobnie jak inni pracownicy instytucji unijnych. Budżet Frontexu w 2014 r. wynosił ponad 100 mln euro. Czy jednak właściwie wykorzystywane są gigantyczne pieniądze europejskich podatników?

Praca agencji polega na szybkim łączeniu, weryfikacji i przetwarzaniu danych.  Wygląda to tak, że np. na Lampedusie łodzie płynące z północnej Afryki monitorują Finowie. Najpierw ustalają, czy dana jednostka podlega kontroli. Jeśli dana łódź transportuje uchodźców, podejmują dalsze kroki. W filmie dokumentalnym Europejska Obsesja Bezpieczeństwa, który można obejrzeć na YouTube, pilot mówi:

„Ludzi widać z odległości 20 kilometrów. Jesteśmy w stanie ich policzyć i stwierdzić, czy są tam kobiety i dzieci. Zdjęcia przesyłamy włoskim władzom bezpośrednio z pokładu samolotu”.

W dyspozytorni w  Rzymie międzynarodowy zespół analizuje dane i opracowuje strategię, ustala trasę porzuconych łodzi. Dzięki danym wywiadowczym wiadomo, kiedy i skąd wypłynęła dana łódź. Do siedziby Frontexu trafiają dane z wszystkich służb granicznych. Tutaj określa się profile ryzyka i mapuje kierunki migracji. Innymi słowy każdy kraj może wiedzieć z dużym wyprzedzeniem, kiedy i jak wielka grupa uchodźców pojawi się u bram danego kraju. Ja na dłoni widać wszystkie, podkreślam wszystkie, miejsca prób nielegalnego przekraczania granic. Tak samo są patrolowane inne odcinki zewnętrznych granic Unii.

[koniec_strony]

Niestety, agencja nie publikuje żadnych danych na temat liczby osób ubiegających się o azyl. Słusznie jest krytykowana za to, że z powodu braku przejrzystości działań (ponieważ działania obejmują wiele krajów, niemożliwym jest ustalenie, kto kieruje konkretnymi akcjami), pojawiają się podejrzenia, że działania te są zamierzone. Można powiedzieć, że w tym szaleństwie jest metoda, a nie przypadek. Do działań Frontexu należy także:

- opracowywanie wspólnego zintegrowanego modelu analizy ryzyka i przygotowywanie ogólnych i szczegółowych ocen ryzyka,

- wspomaganie państw członkowskich w sytuacjach wymagających zwiększonej pomocy technicznej i operacyjnej na granicach zewnętrznych,

- udzielanie państwom członkowskim niezbędnego wsparcia w organizowaniu wspólnych działań dotyczących powrotów. Agencja może korzystać z zasobów Unii Europejskiej dostępnych w tym celu oraz musi określać najlepsze praktyki w zakresie wydalania obywateli państw trzecich przebywających nielegalnie w państwach członkowskich.

- wprowadzanie zespołów szybkiej interwencji na granicy do państw członkowskich w sytuacji pilnych i wyjątkowych zagrożeń wynikających, na przykład, z masowego napływu nielegalnych imigrantów.

Rodzi się więc pytanie, dlaczego dochodzi do takich sytuacji jak na granicy serbsko-węgierskiej czy serbsko – chorwackiej, gdzie tłum osiłków demolował posterunki i atakował funkcjonariuszy? Dlaczego Węgry nie zostały wsparte przez agencję do tego powołaną? Dlaczego zostały zostawione samym sobie, a nawet zaatakowane przez nagonkę dyplomatyczno- medialną w wielu krajach, nie wyłączając watykańskiego dziennika L’Osservatore Romano?

O dziwo, ostatnio w niewyszukanych słowach Unię skrytykował na łamach Financial Times były minister finansów Jacek Rostowski (PO):

„Zachodni Europejczycy oddają się orgii świętoszkowatości w sprawie kryzysu związanego z syryjskimi uchodźcami, a wschodni Europejczycy stali się ulubionym chłopcem do bicia. Solidarność i własne interesy nie wymagają od krajów przyjęcia kwot uchodźców, czy to obowiązkowych, czy nie. Podczas gdy uchodźcy mają prawo do azylu, to jest całkiem naturalne, że chcą więcej: możliwości dobrze płatnej pracy (a jeśli jej nie mogą znaleźć, to zasiłków socjalnych) w bogatych krajach północnej Europy. […] Teraz gdy konsekwencje stały się jasne, Niemcy próbują powstrzymać napływ uchodźców poprzez podkreślanie, że zasady porozumienia z Dublina mają być przestrzegane, a jednocześnie nawołując do obowiązkowych kwot, które nie mają podstaw w tych przepisach”. Działając pod dyktando Niemiec Europa popada w prawną i moralną schizofrenię”.

Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że niektórzy politycy stali się częścią systemu przemytu nielegalnych emigrantów na Stary Kontynent. Już pierwszy ślad odnotowano. W filmie nakręconym ukrytą kamerą widać, jak francuska konsul generalna w Bodrum, Francoise Olcay, sprzedaje pontony i kamizelki ratunkowe migrantom mającym nadzieję na przedostanie się do Grecji. Dyplomatka  przyznając, że była zamieszana w przemyt uchodźców, ujawniła, że władze tureckie także w podobny sposób zarabiają na imigrantach. To właśnie w tym portowym mieście znaleziono ciało 3-letniego chłopca, którego zdjęcie obiegło cały świat. Rodzina chłopca próbowała przepłynąć na grecką wyspę Kos właśnie na łodzi kupionej w tym porcie. Trwa śledztwo, czy ojciec dziecka nie był przemytnikiem. Ci, którym udało się pokonać morze i znaleźć na terenie Unii Europejskiej, mówią o swoistym cenniku usług, jaki stosują gangi przemytników, o fabrykowaniu fałszywych paszportów oraz o zacieraniu śladów pochodzenia.

Niebawem będzie Święto Matki Bożej Różańcowej ustanowione na pamiątkę zwycięskiej bitwy pod Lepanto w 1571 r. I pewnie znowu rocznica zostanie pominięta milczeniem, by nie prowokować muzułmanów. Była to jedna z najkrwawszych bitew morskich w dziejach świata. Wzięło w niej udział 200 okrętów. Przedmiotem walki był Cypr należący do republiki weneckiej. Do jej obrony papież zorganizował koalicję tzw. Ligę Świętą. Niemal cała flota turecka została zatopiona. Papież Pius V miał przypisać zwycięstwo wstawiennictwu Maryi. Dlatego ten dzień został nazwany dniem Matki Bożej Zwycięskiej, a w 1573 – Matki Bożej Różańcowej. Uczestnikiem bitwy był Miguel de Cervantes, autor Don Kichota. Wenecjanie po zwycięstwie wybudowali kaplicę dziękczynienia, na której ścianie umieścili następujące słowa: „Non virtus, non arma, non duces, sed Mariae Rosiae victores nos fecit” – „Nie odwaga, nie broń, nie dowódcy, ale Maria różańcowa dała nam zwycięstwo”.

Po klęsce sułtan Selim II miał wypowiedzieć prorocze słowa; „Pod Lepanto niewierni mnie jedynie ogolili. Na Cyprze ja odciąłem im ramię. Wkrótce moja broda odrośnie, a ich ramię już nie”. I rzeczywiście niebawem rozpadła się Liga Święta, katolicka Hiszpania musiała opuścić Tunis, a Turcy zaszli aż pod Wiedeń i gdyby nie geniusz strategiczny Jana Sobieskiego, poszliby aż na Rzym. Teraz idą do stolicy chrześcijaństwa i nie dość, że nie napotykają żadnego oporu, to przyjmowani są jak goście. Tamte zwycięstwa chrześcijańskiej Europy najwyraźniej idą na marne. Frontex to nie Sobieski.

Krzysztof Drogowy