Agenda – bo „Obserwatorium” ma mieć charakter rządowej agendy obdarzonej szerokimi kompetencjami i sporą dozą samodzielności – ma mieć pod szczególnym nadzorem środowiska muzułmańskie, ortodoksyjnych Żydów i katolickie grupy pro life protestujące m.in. przeciwko aborcji, in vitro i jednopłciowym małżeństwom. Oczywiście wszystko to w imię wolności, równości i braterstwa, które przed dwustu z górą laty wprowadzono ukatrupiając króla i wszystkich jego zwolenników, włączając w to ogromną większość ludności Wandei, na której wypróbowano po raz pierwszy w historii metody masowych egzekucji. Trzeba przyznać, że mają nasi francuscy „przyjaciele” niezłe doświadczenie i Bogu dziękować należy, że dziś za religijną nieprawomyślność grozi tylko banicja a nie bliskie spotkanie z wynalazkiem monsieur Guillotina.

 

Obserwując trendy w europejskiej polityce, zwłaszcza wrogość wobec chrześcijaństwa, jestem przekonany, że już za parę chwil francuski pomysł podchwycą unijni włodarze i podobne „Obserwatoria” zaczną działać we wszystkich prowincjach formującego się superpaństwa. Co nas wtedy czeka? Cóż, w lwy na arenach pożerające nieprawomyślnych obywateli nie wierzę, a to z tej racji, że zaraz zaczęłyby się protesty ekologów uznających ten proceder za znęcanie się nad zwierzętami, jednak powrót do symbolicznych katakumb i konspiracyjne nabożeństwa to całkiem realny scenariusz, który może się całkiem rychło ziścić. Może się też ziścić scenariusz całkowicie odwrotny, w którym doprowadzeni do ostateczności ludzie, których mózgi nie zostały jeszcze do szczętu wyprane lewacką ideologią pogonią wreszcie całą tę postępową hołotę i wreszcie powróci normalność. Dziś wydaje się to mało prawdopodobne, ale – jak się to mówi – póki życia, póty nadziei. Większe cwaniaki od Hollande'a próbowały przenicować rzeczywistość na lewą stronę i za każdym razem zostawało po nich jedynie przykre wspomnienie i ciężki do wywietrzenia smród.

 

Alexander Degrejt