Oficjalne państwowe obchody 75 rocznicy ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nazistów na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nie były miłe dla polityków PiS. Można było się tego spodziewać. Ale pomimo to, PiS zdecydował się udzielić głosu swoim krytykom podczas oficjalnych uroczystości, co świadczy o otwartości partii Kaczyńskiego nawet na gorzkie słowa na swój temat.


Uroczystości z udziałem orkiestry policyjnej i kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego odbyły się przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Po uroczystości uczestnicy marszu przeszli na msze świętą do katedry polowej Wojska Polskiego. W przemarszu nie wzięli udziału ani parlamentarzyści (z klubu Kukiz, PSL) ani politycy PiS obecni na uroczystości. Maszerowali działacze RN, OWP, LOS, przedstawiciele organizacji kresowych, oraz patriotyczni raperzy w tym i Paweł Michalik (trener boksu z klubu Legia i muzyk).


Przemawiająca przed Grobem Nieznanego Żołnierza prezes Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu Janina Kalinowska, opowiedziała jak ukraińscy naziści zamordowali jej rodziców i jak ona sama cudem jako dziecko przeżyła masakrę. Niezwykle bolesna musiały być dla polityków PiS słowa krytyki pod adresem PiS, która to partia zdaniem działaczki kresowej nie chce zaangażować się w ujawnienie prawdy o zbrodniach ukraińskich nazistów i wspiera mniejszość ukraińską oraz Ukraińców zamiast kresowian.


Podobnie niezwykle krytyczny wobec postawy PiS, ale też i episkopatu, był też ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski. Zasłużony kapłan zarzucił politykom i hierarchom bezczynność wobec zbrodni nazistów ukraińskich i obecnych działań ich ich spadkobierców. Prezydenta Ukrainy określił słowami obelżywymi.


Należy docenić postawę PiS, który wiedząc, że usłyszy głos krytyki zdecydował się na udzielenie głosu przedstawicielom środowiska kresowian mającego duży żal do PiS. Taka postawa bardzo dobrze świadczy o PiS, który odmiennie od PO, jest partią otwartą na krytykę.


Co do tego, że osoby zaangażowane w pamięć o ludobójstwie na Wołyniu mają żal do PiS i III RP, nie ma wątpliwości. Ten żal można dostrzec i w artykule „Pamięć o Wołyniu i Małopolsce Wschodniej” autorstwa Leona Popa (historyka IPN od lat zaangażowanego w przywracanie pamięci o Polakach pomordowanych przez ukraińskich nazistów), który ukazał się na łamach strony Instytutu Pamięci Narodowej i w Biuletynie IPN.


Jak przypomina w swoim artykule Leon Popek „w latach 1939–1947 na terenie województwa wołyńskiego zginęło ok. 60 tys. Polaków. Co najmniej drugie tyle Polaków zamordowano w województwach poleskim, lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim oraz w powiatach hrubieszowskim, przemyskim i tomaszowskim. Zginęło ok. 120–150 tys. Polaków w ok. 4 tys. miejscowości. Do dziś więc nie znamy dokładnej liczby ofiar OUN-UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Nie dysponujemy też spisem wszystkich miejscowości, w których ginęli ci ludzie. Chociaż upłynęło ponad siedemdziesiąt lat od tamtego ludobójstwa, w dalszym ciągu nie mamy opracowanej mapy dołów śmierci, wykazu cmentarzy, pojedynczych i zbiorowych mogił, w których leżą obywatele Państwa Polskiego”.


W swoim artykule Leon Popek przypomniał, że niektórzy politycy ukraińscy nie chcą pozwolić na upamiętnię pomordowanych Polaków. „Przykładem są władze Kijowa i Łucka, które od sześciu lat nie wyrażają zgody na dokończenie budowy pomnika na cmentarzu w Ostrówkach na Wołyniu, gdzie 30 sierpnia 1943 r. zginęło 1050 Polaków”.


Leon Popek przypomniał również o propozycji „aby na Ukrainie duchowni w swoich parafiach postawili na mogiłach Polaków zamordowanych i pochowanych bez pogrzebu proste, drewniane krzyże. Była to propozycja metropolity lwowskiego obrządku łacińskiego, abp. Mieczysława Mokrzyckiego. Niestety, została ona nie tylko odrzucona przez Cerkiew greckokatolicką, lecz także niemal całkowicie przemilczana przez Kościół rzymskokatolicki i media państwowe. A przecież mówimy o godnym upamiętnieniu (...) ponad 100 tys. niewinnych ofiar barbarzyńskiego ludobójstwa”.


Jak przypomina Leon Popek na stronie IPN na Wołyniu naziści ukraińscy zamordowali „60 tys. Polaków. Z ok. 2,5 tys. polskich miejscowości większość, bo aż 1,5–1,8 tys., przestała istnieć. Wsie były palone, a owoc ciężkiej pracy wielu pokoleń Polaków – grabiony. Prowadzona w sposób zorganizowany akcja OUN-UPA miała na celu wyniszczenie polskiej ludności, a nie jej wypędzenie. Dokładna lista ofiar ukraińskich mordów już nigdy nie zostanie ustalona. Brakuje dokumentów, a na bieżąco prawie nikt – z wyjątkiem nielicznych proboszczów – nie sporządzał wykazów pomordowanych. Było wiele miejscowości, gdzie nikt nie ocalał. Nikt nie opowie o dokonanych w nich zbrodniach ani nie poda nazwisk wymordowanych tam ludzi. Ponadto minęło już wiele lat i spośród tych, którzy przeżyli koszmar tamtych dni, pozostali naprawdę nieliczni, zresztą bardzo starzy i schorowani”.


Nie był to jednak koniec cierpień mieszkańców Kresów. Ci którym udało się umknąć przed ukraińskimi nazistami „uciekali do miast i miasteczek – miejsc kwaterowania posterunków wojsk węgierskich i niemieckich. Jest pewnym paradoksem, że Polacy zagrożeni przez UPA byli zmuszeni szukać schronienia u Niemców, którzy ładowali ich do wagonów i wywozili na przymusowe roboty w głąb Rzeszy; w latach 1944–1945 zaś – u Sowietów. Jeszcze inni szukali schronienia po drugiej stronie Bugu, głównie na Lubelszczyźnie. Bez odzieży, żywności, pozbawieni domów, dziesiątkowani przez tyfus i głód, z bolesną traumą po stracie domu i najbliższych, często okaleczeni fizycznie, latami tułali się po ulicach miast i domach dobrych ludzi. (To kolejny bardzo ważny temat, w ogóle nieopracowany przez historyków, socjologów, psychologów. Dotyczy on również ok. 50–60 tys. polskich dzieci). Tylko nieliczni próbowali się bronić, tworząc samoobrony. Najsłynniejsze polskie ośrodki to Przebraże (obroniło się tam ok. 25 tys. Polaków), Huta Stepańska (mimo ok. 10 tys. obrońców padła), Zasmyki, Dederkały i Ostróg. Z ok. 140 polskich samoobron – na skutek braku broni, amunicji i kadry dowódczej – obroniło się tylko kilka. Dodajmy jeszcze, że w wyniku polskich akcji odwetowych zginęło na Wołyniu ok. 2–3 tys. Ukraińców”.


Jak przypomina Leon Popek „tylko niespełna 3 tys. Polaków zamordowanych na tym terenie miało religijny pochówek. Większość ofiar została potraktowana jak padłe zwierzęta. Zwłoki były masowo bezczeszczone (okaleczano ciała za życia i po śmierci) i zakopywane – bardzo często już w stanie rozkładu – w miejscach mordu (Trupie Pole koło Ostrówek), na cmentarzyskach dla zwierząt (Kustycze – gdzie prawdopodobnie zakopano po rozerwaniu końmi szczątki delegata rządu polskiego, ppor. Zygmunta Rumla) lub w innych miejscach poza cmentarzami; były palone wraz z zabudowaniami, wrzucane do rzek, studni (na Kresach studnia/źródło to symbol życia, świętość). Część zwłok nigdy nie została pogrzebana czy zakopana w ziemi. Była żerem dla dzikiego ptactwa i innych zwierząt. Uniemożliwiano rodzinom, znajomym i ukraińskim sąsiadom pochowanie ciał (wręcz terroryzowano i mordowano żałobników). Naśmiewano się z bólu rodzin pomordowanych, nie pozwalając na ich opłakiwanie. Były też liczne przypadki profanacji upamiętnień i krzyży na grobach tych ofiar, które rodziny już zdążyły pochować”.


Dziś lokalni mieszkańcy tych terenów nie wiedzą nawet o wydarzeniach sprzed 75 lat i nie znają lokalizacji dołów śmierci. Pamięci nie sprzyjają ani władze ukraińskie ani polskie. Jak przypomina Leon Popek „na Wołyniu dotychczas upamiętniono tylko ponad 150 miejsc, a to oznacza, że pominięto ok. 1350–1650 miejscowości, w których z rąk OUN-UPA zginęli Polacy. Trzeba podkreślić, że część upamiętnień postawiła jeszcze władza sowiecka (…) obecne władze w Kijowie uważają, że większość tych upamiętnień jest nielegalna”.


Zdaniem Leona Popka „szczątki pomordowanych Polaków powinny zostać ekshumowane z kilkuset pojedynczych i zbiorowych mogił znajdujących się w lasach, na bagnach, łąkach i polach uprawnych, a następnie pochowane na cmentarzach katolickich lub prawosławnych. Temat ten tylko sygnalizuję, bo władze ukraińskie nadal nie chcą udzielać niezbędnych zezwoleń”.


Pomimo nawoływań wielu polskich polityków, Leon Popek uważa nie wolno przemilczać kwestii ludobójstwa na Wołyniu, ekshumacji i upamiętnia pomordowanych Polaków.


Jak przypomina historyk zbrodnie nazistów ukraińskich nie ograniczyły się tylko do Wołynia. „W 1944 r. z Wołynia, gdzie z prawie czterystutysięcznej społeczności polskiej pozostało już tylko 2–3 tys. naszych rodaków, terror ukraińskich oddziałów przeniósł się do województw lwowskiego (zginęło tam ok. 18 tys. Polaków); stanisławowskiego (ok. 12 tys.); tarnopolskiego (ok. 23 tys.) i lubelskiego (ok. 3 tys.). Zarówno na Wołyniu, jak i Kresach Południowo-Wschodnich ogromne straty poniósł również Kościół rzymskokatolicki. Zginęło bowiem ok. 200 księży diecezjalnych, zakonników i sióstr zakonnych. Tylko w diecezji łuckiej spalono, zdewastowano i zniszczono ponad 50 kościołów i 25 kaplic. Przestało istnieć ok. 70 proc. parafii (ze 166 istniejących), w tym zniszczono wszystkie parafie wiejskie (kościoły, kaplice i plebanie)”.


Jan Bodakowski