Damian Świerczewski, Fronda.pl: 13 lipca obchodziliśmy setną rocznicę najważniejszego objawienia w Fatimie, kiedy to Maryja pokazała pastuszkom m.in. wizję piekła i wskazała sposób na uniknięcie potępienia. Dzisiejszy świat wolałby, aby dzieciom nie tyle nie mówić o piekle, co o Bogu w ogóle. Jaka nauka dla nas wypływa z tego faktu, że to właśnie dzieci były świadkami objawień?

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Taka zdaje się być logika Bożego objawiania siebie samego i swojej Prawdy. W Biblii znajdziemy bardzo wiele miejsc, w których Bóg na powierników objawienia, swojego przesłania, wybiera nie tych, którzy według ludzkiej miary są odpowiednio przygotowani czy kompetentni. On wybiera tych najsłabszych, najuboższych. Podkreślał to sam Jezus Chrystus w Ewangelii, kiedy z wyraźną radością mówił: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11, 25). Także na apostołów Chrystus wybrał sobie ludzi prostych, którzy znali się jedynie na łowieniu ryb czy pobieraniu podatków. Po Jego zmartwychwstaniu znów mamy podobną scenę – powiernicami tej tajemnicy stają się kobiety. Pamiętać musimy, że w tamtym czasie tylko mężczyźni byli traktowani jako wiarygodni świadkowie wedle ówczesnego prawa sądowego. Podobnie Maryja – interweniując w historię świata i Kościoła ostatnich wieków – wybierała sobie na powierników dzieci, szczególnie dziewczynki. Tymi powiernikami są więc osoby, które przez świat mogą być bardzo łatwo odrzucone. Bóg nie chce nas przymuszać siłą autorytetów czy faktów do przyjęcia jego prawdy. Pozostaje nieustannie tym Bogiem, który kocha w wolności.

Dlaczego mówiąc o orędziu fatimskim tak często porusza się temat piekła?

Prawdę o piekle Maryja objawiła tylko jeden raz. Było to konieczne, żeby przesłanie pozostało pełne. Pamiętajmy, że miało ono miejsce w momencie, gdy wciąż trwała ludobójcza pierwsza wojna światowa, w przededniu rewolucji bolszewickiej. Z Rosji wylało się potem na świat zło czerwonego, ateistycznego komunizmu. W tym wszystkim Maryja nieustannie wzywa do pokuty, nawrócenia. Staje więc w roli apostoła, który głosi Chrystusa jako jedynego zbawiciela. Jedynego, który może zniszczyć grzech i zło. Stąd też konieczne było pokazanie, jakie są konsekwencje odrzucenia przesłania krzyża. To dlatego Maryja pokazała piekło dzieciom – jako przypomnienie o tym, co czeka dusze, które kategorycznie odrzucają prawdę o Jezusie Chrystusie. Ludzie, którzy stają po stronie zła, muszą liczyć się z tym, że utkną kiedyś na wieki w tej rzeczywistości, w radykalnym braku dobra i miłości, jakim jest piekło.

Dzieci ten widok przerażał.

Z psychologicznego punktu widzenia można powiedzieć, że Maryja ryzykowała tym objawieniem dotyczącym piekła. Wizja, którą dzieci zaledwie przez moment zobaczyły 13 lipca 1917 roku, wprawiła je w stan psychologicznego stuporu, przez kilka dni nie mogły wyjść z tego odrętwienia, poruszone widokiem sylwetek ludzkich, które w piekle nie tylko zostają spopielone, ale wręcz przeobrażają się w jeden wielki dym. Wizja była więc przerażająca, na ile oczywiście można w pełni ufać wyobraźni dziecięcej jako wiarygodnemu przekazicielowi objawienia. Niemniej jednak Maryja chciała przypomnieć fakt, że piekło rzeczywiście istnieje oraz to, że jest ono gwarancją wolności, jaką Bóg zapewnia człowiekowi. Dlatego też człowiek ciągle stawiany jest przed możliwością i koniecznością wyboru. Bóg tak kocha człowieka, że do samego końca pozostawia mu możliwość bycia zbawionym. Człowiek jednak ma także możliwość odrzucenia tego daru. Bóg nie przymusi go do podjęcia określonej decyzji, nie jest dyktatorem. Niebo zawsze pozostaje wielką szansą dla człowieka, do której jest zachęcony. Nigdy jednak nie będzie przez Boga zmuszony – byłby to totalitaryzm a nie wolność.

Przesłanie Maryi jest niezwykle ważne, ale jednocześnie mówi o tym, co katolik powinien robić niejako naturalnie – Matka Boża mówi przecież o modlitwie, pokucie, myśleniu o sprawach ostatecznych. Jak bardzo więc Fatima zmieniła dzisiejszy Kościół?

Zmieniła i zmienia nieustannie – zresztą objawienia to nie tylko Fatima, to nie była jedyna interwencja. Mamy do czynienia z całym ciągiem objawień Maryi. Jako punkt wyjścia powinniśmy tu obrać szczególnie rok 1830 i objawienie się Maryi Katarzynie Labouré w domu matczynym Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo w Paryżu przy ulicy du Bac. Wtedy Maryja pozostawia przesłanie związane z modlitwą za grzeszników o uniknięcie przez nich piekła oraz słynny Cudowny Medalik. Następnie La Salette i Maryja płacząca, Lourdes, Fatima. W naszych czasach z kolei Kibeho w Rwandzie, gdzie zapowiedziane zostało ludobójstwo w sercu objętej misją chrześcijańską Afryki.

Jeśli chodzi konkretnie o przesłanie Maryi w Fatimie, jest ono istotne zwłaszcza ze względu na swoją dramaturgię. Maryja mówi w Portugalii o złu, które może zniszczyć całą ludzkość, a które wylewać się będzie z Rosji. Z jednej strony możemy mówić, że to na naszych oczach rozpadł się system, który próbował niszczyć wszystko, szczególnie wiarę w Boga, ale z drugiej – musimy mieć świadomość nieustannej aktualności przesłania z Fatimy. Komunizm co prawda upadł, ale zło ma tendencję do zachowywania się jak wirus, do zmiany swojej postaci.

W jaki konkretnie sposób?

To zło, które wyszło z Rosji, tak naprawdę nieustannie krąży w świecie. Nie chodzi tu o politykę czy o ekonomię, ale o idee, które wciąż uwodzą ludzkie umysły i serca, powodując tym samym zniszczenie tak człowieka, jak i celu jego życia.

Powinniśmy się zatem wciąż za Rosję modlić? Dziś przecież również świat patrzy na to państwo jako potencjalnego agresora. Jak rozumieć tę aktualność przesłania z Fatimy?

Przede wszystkim zwróciłbym jednak uwagę na wirus, który wyszedł z Rosji, a który niszczy biblijną, chrześcijańską wizję człowieka. Za większością dzisiejszych nieszczęść od wojen, handlu bronią, ludzkimi organami, aż po aborcję, eutanazję czy wreszcie zideologizowaną teorię gender, która uderza w rodzinę oraz człowieka jako takiego, stoi zniszczona antropologia. Ta wizja człowieka wyszła właśnie z Rosji. Nie tylko przyjęła postać znanego nam komunizmu marksistowskiego czy stalinowskiego, ale też i nową postać.

To znaczy?

Na to zwrócił uwagę Patrick Buchanan w książce Śmierć Zachodu. Przypomniał, że w 1922 roku, a więc jeszcze za czasów Lenina, miała miejsce w Moskwie konferencja w instytucie Marksa i Engelsa, w której brali udział między innymi Feliks Dzierżyński, Wili Münzenberg czy György Lukacs. Dała ona początek innemu, alternatywnemu pomysłowi wprowadzania ideologii nowego człowieka, a co za tym idzie – nowego świata. Wtedy to zdano sobie sprawę z tego, że zmiany polityczne i militarne to za mało, żeby zmienić człowieka. Tej zmianie może się opierać twarda jak skała, uformowana przez wielowiekowa kulturę judeochrześcijańską struktura mentalna i aksjologiczna. Stąd też podjęto decyzję o wprowadzeniu pewnego alternatywnego sposobu wpływania na ludzi poprzez edukację, powolny marsz przez kulturę, popkulturę oraz systematyczne zmienianie znaczenia pojęć. Stąd też powstała idea konieczności zniszczenia dotychczasowej cywilizacji judeochrześcijańskiej na drodze systematycznej seksualizacji człowieka, niszczenia podstawowych pojęć, takich jak mężczyzna, kobieta, ojciec, matka, Kościół, małżeństwo czy wierność. Wtedy to Lukacs zaproponował coś, co następnie przejęła tzw. „szkoła frankfurcka”, a co w Stanach Zjednoczonych potem zamieniło się w tzw. „antypsychiatrię”. Chodziło o zaprezentowanie ludziom alternatywnej w stosunku do chrześcijaństwa wizji budowania człowieka i człowieczeństwa w oparciu o jego intensywną seksualizację i promowanie modeli zachowania dotąd ocenianych jako przejaw zepsucia. Już nie stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga miało być fundamentem. Zgniłe owoce tego nurtu widzimy podczas rewolucji seksualnej. 1968 roku. Ideologia gender nie wzięła się znikąd, jej odległe źródła odnajdziemy właśnie we wspomnianym 1922 roku. Te zmiany, które teraz obserwujemy, w prosty sposób zmierzają do zniszczenia rodziny, małżeństwa oraz uczynienia człowieka ofiarą skrajnego indywidualizmu. Człowiek ten ma nie być w stanie budować stałych relacji małżeńskich, miłosnych czy seksualnych – wszystko ma być płynne.

Człowiek taki jest prosty do zagospodarowania go przez inne struktury, państwo czy wielkie organizacje ponadpaństwowe. Z drugiej strony – to uderzenie w ludzką seksualność było bardzo perfidne, lucyferiańskie w swej naturze. Z Pisma Świętego wiemy, że obraz i podobieństwo Boga złożone jest w człowieku na poziomie jego seksualności właśnie. Bóg stworzył człowieka na swój obraz w momencie, gdy go stworzył jako mężczyznę i kobietę. Wyczuwał to bardzo dobrze Karol Wojtyła, stąd poświęcał temu zagadnieniu tak wiele miejsca, również jako papież Jan Paweł II. Uczynił to jednym z przodujących tematów swojego pontyfikatu – człowieka nie tylko trzeba poinformować o chrześcijańskiej wizji osoby, relacji czy miłości, ale i zaproponować mu odpowiednią duszpasterską formację, pomagając mu w odkryciu jego prawdziwych korzeni. W ten sposób chciał ocalić człowieka od tej zgubnej ideologii, która wlewa się poprzez popkulturę czy stereotypy edukacyjne, które niszczą chrześcijański obraz człowieka i jego relację. Obraz, który pochodzi od Boga.

Dziś mamy do czynienia z wtórną falą uderzeniową tego, o czym 100 lat temu Maryja mówiła dzieciom w Fatimie. Dlatego chciała, aby ludzkość zwróciła się do Jej Niepokalanego Serca. Nie chodzi tylko o akt dewocji, ale o ludzkie serce ocalone przez Chrystusa. To realizacja obietnicy Boga, który mówi do nas w Księdze Ezechiela: „[…] odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36,26). Człowiek uratowany to ten, który ma kręgosłup moralny, punkt odniesienia, który oparty jest na Prawdzie. Jeśli tego mu zabraknie – wówczas ryzykuje on, że jego życie będzie powierzchowne i zdeformowane, a on sam człowiekiem manipulowalnym, zewnątrz-sterownym i nieszczęśliwym – a to jest właśnie piekło.

Bóg zapłać za rozmowę.