Kilka lat temu byliśmy świadkami masowego, powszechnego oburzenia z powodu karykatur pokazujących zmarłego chłopca-uchodźcę. Iskrą zapalną było stwierdzenie, że „Charly Ebdo” po raz kolejny „depcze wszelkie zasady przyzwoitości” oraz „postanowił zadrwić sobie z nieszczęsnej ofiary”. Tymczasem, choć wielu ludzi zdawało sobie sprawę, że celem satyry tych karykatur są: „urzędnik europejski” i „euroobywatel”, to jednak uważali tę twórczość za w pełni etyczną. Jeszcze większym echem odbiła się karykatura umieszczona w „Charly”, której treść dotyczyła katastrofy rosyjskiego Airbusa A321 w Egipcie i mimo tego, iż „atak” na magazyn został skierowany nie na nieszczęsne ofiary katastrofy, problem etyczny pozostał.

Co można pokazać, a czego nie – ludzie zapewne zastanawiali się nad tym już w czasach malowideł jaskiniowych. Niemożliwa jest jednoznaczna odpowiedź na to pytanie, nawet dzisiaj, w epoce sztuki współczesnej. Nie na każdym robi wrażenie pisuar ( „Fountain”) Duchampa lub przybite do nawierzchni jądra Petra Pawlenskiego. Sprawa wydaje się być bardziej oczywista, kiedy mowa o obrazie przedstawiającym coś nie do przyjęcia z punktu widzenia powszechnej moralności, o obrazie krytycznym, a co wówczas, gdy propaguje się ideę wojny i przemocy i poza tym propaguje się ją w sposób artystycznie ciekawy?

Jest pewien młody, rosyjski polityk – Maria Katasonowa. Piękna dziewczyna o surowej i zdeterminowanej twarzy – jakby rodem z ilustracji do książki Fadejewa „Młoda gwardia” (nie mylić z MGER). W ostatnim czasie znana jako niespełniony deputowany w partii „Ojczyzna”, a wcześniej jako prezenterka poświęconych „Noworosji” kanałów na YouTube, aktywistka wszelkich „antymajdanów” i obrończyni „rosyjskiego świata” przed narodowymi zdrajcami.i

Ale nie jest to jedyna rola Marii. Na stronie Katasonovej na Facebooku i na jej Twitterze można znaleźć coś ciekawszego: filmy propagandowe i agitacyjne z jej udziałem jako modelki. Twarz Marii jest jeszcze ostrzejsza i zdecydowana, ubrana jest w czarną, długą suknię, na głowie ma czarną chustkę, w dłoniach – warkocz lub karabin szturmowy Kałasznikow.

Okresowo pojawiają się dziwne słowa: „oddział opricz”, „nowa opricznina”, „wkrótce żniwa”, „zagrzmimy z nieba”. I nie są to jakieś duszne, martwe produkty powstałe w wyniku rozpadu piarowych budżetów „partii parlamentarnych”. To autentyczne i jednocześnie nieudolne rzemiosło młodych „twórczych” wszystkich „Naszych” i „Sieci”. Są to prawdziwe dzieła sztuki agitacyjnej, wykonane z duszą i pasją. Ich autor – Aleksiej Beliajew-Gintowt, sławny artysta, laureat Nagrody Kandińskiego oraz Międzynarodowego Festiwalu Video Art, działa w kierunku „cesarskiej awangardy”, a także pracuje jako stylista w „Międzynarodowym Euroazjatyckim Ruchu”.

W roli prowadzącej lub uczestniczki audycji w swoich rozmowach Katasonova jest niezbyt przekonująca, monotonnie wypowiada wyuczony tekst, a jej „własne”, osobiste wypowiedzi składają się z kosmopolitycznej mieszaniny propagandowych haseł. Słynie ze swojej maniakalnej teorii amerykańskiego spisku deputowanego Fiodorowa, którego Maria była przez długi czas asystentką. Kolejną rzeczą jest jej kariera jako modelki, tu nie trzeba dużo mówić, a tym bardziej myśleć. Wystarczy zrobić właściwy wyraz twarzy – i to jest typowe dla Marii – a w odpowiednim momencie wykrzyczeć: „Gojda!”.

Jasne jest, dlaczego Aleksiej wybrał jako modelkę właśnie Katasonową. Prace Bieliajewa-Gintowta przesycone są ideologią, są zaangażowane. To znaczy, że również modelka powinna być poprawna politycznie, ideologicznie. „Eurazjatycki Ruch” Dugina, stylistką którego jest Bieliajew-Gintowt i „Narodowowyzwoleńczy Ruch” Fiodorowa, którego działaczką jest Katasonova – wszystko to są różne nazwy tego samego. Tym samym takie postacie jak Prokanow lub, na przykład, Limonow – były towarzysz broni Dugina, kiedyś odcinający się od niego, a teraz znowu zbliżający się dzięki wydarzeniom związanym z Krymem i „Noworosją”.

Na tej flance są hurrapatroci, wszyscy ci, którzy są dziś „bardziej święci od papieża”, to znaczy, bardziej patriotyczni, niż obecna rosyjska władza. A Bieliajew-Gintowt – jest być może najbardziej typowym wyrazicielem estetyki tej flanki.

Tytuły jego wystaw, nazwy cykli i pojedynczych dzieł mówią same za siebie: „Ojczyzna-Córka”, „Eurazjatycka Parada Zwycięstwa na Placu Czerwonym”, „Atomowe prawosławie”, „Ludzie długiej woli”. Co zatem widzimy na jego obrazach?

Maszerujące przez Plac Czerwony legiony jutra to wielu identycznych, silnych chłopaków, pozbawionych jakichkolwiek indywidualnych cech, to z ptasimi, to z ludzkimi głowami. Gigantyczne rubinowe kremlowskie gwiazdy przelatujące nad „supernową” Moskwą, zbudowaną według wzorców stalinowskiej futurystycznej architektury – w stylu Pałacu Sowietów. Atomowy podwodny pocisk rakietowy, pływający gdzieś w arktycznych lodach, którego mostek w promieniach wschodzącego słońca zdaje się być nawiązaniem do chrześcijańskiego krzyża. Monochromatyczne, czerwono-złote lub czarno-białe, ascetyczne a zarazem monumentalne płótna, na których symbole przeszłości – od starożytnego Egiptu poprzez czasy stalinowskie – splatają się z obrazami z przyszłości.

Męskość, militaryzm, monumentalność, odniesienia do starożytności – wszystko to już widzieliśmy. I było to nie tak dawno – 70-80 lat temu w nazistowskich Niemczech. Na niektórych obrazach Bieliajewa-Gintowta widzimy uderzające podobieństwo (przypadkowe?) z obrazami Alberta Speera i Arno Brekera z tego okresu: porównajcie „Nową Moskwę” i „Stolicę świata Niemiec”.

Jeden z obrazów Bieliejewa-Gintowta z serii „Parada zwycięstwa 2937” jest szczególnie wymowny. Można go w pełni uznać za przykład monumentalnej sztuki Trzeciej Rzeszy, wyglądałby świetnie jako plakat Olimpii autorstwa Leni Riefenstahl. Na zdjęciu widzimy przystojnego mężczyznę, pokrytego metalowym upierzeniem. Jego twarz wyraz silną wolę, a dłonie ściskają globus. Faszystowska estetyka jest tutaj oczywista. A za tym kryje się odpowiednia podstawa ideologiczna.

Na pierwszy rzut oka ideologia „ruchu eurazjatyckiego” wydaje się być odmienna od ideologii NSDAP. Jednak gdy chodzi o „Euroazjatycką Unię” w krajach byłego Związku Radzieckiego, powstaje pytanie: jakie środki zostaną zastosowane w celu „zjednoczenia” tych terytoriów? Czyż nie są one tym samym, czym „rosyjska wiosna” na południowym wschodzie Ukrainy, której jednym z ideologów jest Dugin? Patrząc z bliska na pojęcie „euroazjatyzmu”, widzimy populizm, ekspansję, a przede wszystkim militaryzm i ekstremizm – czyli większość ogólnych cech faszyzmu.

Były towarzysz broni Aleksandra Dugina – Eduard Limonow mówił o nim: „Dugin wniósł właściwe impulsy, właściwe opowieści, mity i legendy, właściwą energię, nieodparty romantyzm … On jakby rozszyfrowywał i wytłumaczył ten wyraźny szok, jakiego doświadczyło sowieckie dziecko, wymawiając skrót „SS”. I dalej: „Można słusznie nazwać Dugina „Cyrylem i Metodym faszyzmu” – ponieważ przywiózł z Zachodu nową dla naszej ziemi Wiarę i wiedzę na jej temat”. (Zawtra, # 21/2002).

„Katechizm członka Eurazjatyckiej Unii Młodzieży” ozdobiony centralnym fragmentem obrazu „Ojczyzna-córka” Beliejewa-Gintowa, wyraża postawę, która nie pozostawia wątpliwości: „Musisz być mistrzem. Urodziliście się, aby panować nad Eurazją. Jesteś więcej niż człowiekiem. Naszym celem jest władza absolutna. Jesteśmy Unią Panów, nowymi władcami Eurazji. Przywrócimy dawny porządek. To jest białe przymierze z Eurazją”.

Przy tworzeniu „plakatów wideo” Aleksiejowi Bieliajewowi-Gintovtowi pomagał znany projektant strojów Kirył Mincew, który słynął ze swoich „cesarskich kokoszników”. Katasonowa była również modelką Mincewa.

Sam Mincew twierdzi, że jest daleki od ideologii i że po prostu inspiruje go „styl rosyjski” i „nasze dziedzictwo”. Cóż, te „style” i „dziedzictwo” są w duchu „patriotycznego” porządku. Jego kokoszniki tworzą kompozycje z kamuflażem i epoletami ze wstążki Świętego Jerzego, a następnie z flagą „Noworosji”.

Analizując temat faszyzmu we współczesnej rosyjskiej sztuce, nie można nie wspomnieć o artyście i projektancie, założycielu grupy artystycznej, dziennikarzu doping-ponga – Ddymitrze Miszeninie. Największą sławę zdobył z powodu skandalu związanego z reklamą, którą stworzył dla Wioski Olimpijskiej w Soczi. Krytycy widzieli w niej nazistowską estetykę.


W obrazach „prawdziwych Aryjczyków”, jasnowłosych i niebieskookich na tle budynków, których neoklasyczna architektura doskonale pasuje do stylu Trzeciej Rzeszy, nie można nie dostrzec podobieństw.

Miszenin oczywiście odrzuca wszelkie zarzuty dotyczące nazistowskiej estetyki w swoich reklamach, a także używania swastyki w swoich pracach. Ale robi to w dość osobliwy sposób: „Elementy faszystowskiej estetyki można znaleźć zarówno w sztuce radzieckiej, jak i rosyjskiej, i osobiście uważam, że one są naszymi zdobyczami … Zniszczyliśmy wroga i mamy wszelkie prawo do używania, jako zwycięzcy, wszystkich atrybutów ludzi pokonanych, swastyki również …”.

W rzeczywistości Doping-Pong używa nazistowskiej symboliki wcale nie w krytyczny sposób, i nie jako „symboli pokonanej partii”, jak utrzymuje przedstawiciel „zwycięskiego narodu”. Weźmy pod uwagę serię erotycznych fotografii przedstawiających bitwę dwóch dziewczyn w ringu bokserskim. Jedna z nich oznaczona jest jako „fa”, a druga – jako „antyfa”. W rezultacie „Fa” wygrywa i zamienia się w flagę nazistowską.

W związku z Doping-Pong warto wspomnieć o ich współpracy z zafascynowaną nazistowską estetyką młodą artystką Katią Zasztopik (ona to również Dopingirl i Magdalena Crouli). Katia jest szczególnie znana z tego, że kiedyś, 20 kwietnia na swoim blogu złożyła życzenia Hitlerowi z okazji jego urodzin i umieściła żółtą buźkę, ozdobioną charakterystycznym wąsikiem i grzywką.

„Gwiazda efektownego faszyzmu” – była zauważona w linkach Maxima Marcinkiewicza – bardziej znanego pod pseudonimem Tiesak – słynącego z aktywnej propagandy rasizmu i narodowego socjalizmu. Katia była również w „Narodowo- Socjalistycznym Związku ”, którego działalność nie ograniczała się do propagandy – organizacja ta ma na sumieniu dziesiątki morderstw, rozbojów, napadów, a także przygotowań aktów terrorystycznych na terytorium Rosji. W wywiadzie przeprowadzonym przez dziennikarkę BBC Rozę Kempę Katia przyznała się, że brała udział w zabójstwie człowieka, razem z innymi neonazistami. I chociaż później Tiesak zaprzeczył jej wyznaniu, wypowiedź ta nie powinna pozostawiać żadnych złudzeń: estetyka nazistowska – to nie tylko przedmiot dyskusji artystycznych. Gdzieś w jej pobliżu zawsze odbywa się krwawy performance.

W 2007 roku Katia Zasztopik została „podebrana” przez głównego internetowego propagandystę „Jednej Rosji” – Konstantyna Rykowa. Pod jego kierownictwem Katia wzięła udział w kampanii wyborczej „ER” przed wyborami do Dumy Państwowej. Tak rozpoczęła się długa historia współpracy młodej artystki z rosyjskimi władzami. W 2011 roku brała udział w projekcie propagandowym „Nie daj Boże!”, rzekomo skierowanym przeciwko „pomarańczowej rewolucji”, a właściwie – przeciwko masowym protestom spowodowanym fałszerstwami w wyborach do Dumy Państwowej. Jej autorstwa jest również seria komiksów „SuperPutin”, stworzona w celu popularyzacji „narodowego lidera” wśród młodzieży.

Szturmowcy niemieckich narodowych socjalistów często korzystali, jeśli nie z poparcia, to z łagodności ze strony władzy. Dzisiejsi rosyjscy „szturmowcy sztuki” i ideolodzy głoszący skrajnie prawicowe poglądy coraz bardziej widzą w Putinie „bratnią duszę”.

Aleksander Dugin, wspominając NBP w wywiadzie dla gazety Wzgliad, powiedział: „Narodowy bolszewizm był próbą ideologizacji młodzieży w sposób antyzachodni, antyliberalny, antyamerykański. W rzeczywistości teraz zasady i ideologia narodowego bolszewizmu zostały urzeczywistnione przez prezydenta Putina. Wracają do nas symbole z okresu sowieckiego, powraca szacunek do czasów sowieckich, mówi się o potrzebie potęgi i siły. Broni się suwerenności i niezależności państwa rosyjskiego przed wpływami Zachodu” Zostało to powiedziane prawie dziesięć lat temu, na długo przed „Rosyjską wiosną”, kiedy jeszcze nie rozpoczęła się nowa „zimna wojna” między Rosją a Zachodem, a ponad rok trwał konflikt rosyjsko-gruziński. Wtedy Dugin poczuł, w którym kierunku dryfuje rosyjski rząd. Kolejne wydarzenia zmusiły ultra-prawicowych ideologów i artystów do większej aktywności.

W 2008 roku Aleksiej Bieliajew-Gintowt podczas „pięciu dni wojny” w Gruzji tworzy serię propagandowych plakatów „Ojczyzna-córka”. Oficjalnie rosyjska operacja wojskowa nazywa się „przymusem do pokoju”. Jednak artysty, człowieka wrażliwego, nie oszukasz. Znacznie lepiej widzi prawdziwy sens tego, co się dzieje, niż stosunkowo politycznie poprawna retoryka rosyjskich władz, której celem jest odzwierciedlenie haseł wydrukowanych na tych plakatach: „Wszyscy wrócimy z powrotem”, „Jedna dusza, jeden naród” (Dzięki Bogu, że na razie jeszcze nie „Jedna nacja, jedna Rzesza, jeden Fuhrer”, „Chwała rosyjskiej broni!”, „Wszystko spalić!”.

Dziś widzimy, jak nostalgia za imperium sowieckim ożywia ówczesną estetykę – estetykę stalinizmu, która w wielu przejawach jest niemal nieodróżnialna od estetyki nazizmu. Bardziej słuszne jest stwierdzenie, że dzisiaj widzimy ich nowe narodziny w fuzji ze sobą. Warto tutaj przypomnieć marzenie Dugina o sojuszu ZSRR i nazistowskich Niemiec – bloku kontynentalnym, „sojuszu tellurokracji”. Dugin nazywa ich „bliskimi krewnymi” i mówi o tym, że razem zdobędą cały świat.

Współczesna Rosja nie potrzebuje sojuszy i bloków – stale powtarza się mantra o tym, że Rosja ma tylko dwóch sojuszników: armię i flotę. W rzeczywistości, dlaczego potrzebne są one krajowi, który ma ogromny potencjał nuklearny? Dla radości ludzi po śmierci wrogów, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, wróg zostanie pokonany, zwycięstwo będzie nasze, a jeśli będziemy przegrywać, zniszczymy cały świat – informuje w kolejnej nadawanej videoagitce swoim monotonnym, nudnym głosem ubrana w maskującą odzież i ściskając w rękach AK-47 Katasonowa. Następnie na ekranie pojawia się grzyb jądrowy. Poczucie własnej „wszechmocy geopolitycznej”, a ściślej mówiąc – permisywizm, postawa typowa dla współczesnego rosyjskiego obywatela, która powoduje, że w przeciwieństwie do karykatur „Charly”, ten film nie wywoła u niego żadnego, najmniejszego nawet oburzenia.

W ostatnich latach rosyjskie społeczeństwo aktywnie karmi się tymi obrazami eschatologicznymi, najpotężniejszy z nich to Noworosja. Z estetycznego punktu widzenia jest to absolutnie kanibalistyczny projekt. Nie ma w nim niczego afirmującego życie. Jego jedynym sensem jest totalna wojna do zwycięskiego końca lub całkowitego wzajemnego zniszczenia. Nie ogranicza się do południowo-wschodniej części Ukrainy, a sugeruje najpierw „przywrócenie ZSRR” (to jest okupację przez Rosję całej postsowieckiej przestrzeni), a następnie zdobycie przynajmniej całej Eurazji przy obowiązkowym zniszczenia cywilizacji zachodniej. Przynajmniej jego zwolennicy widzą przyszłość. Dlatego społeczeństwo przygotowuje się na coś tragicznego i nieuniknionego.

W powietrzu wisi uczucie „początku końca”. Ten stan społeczeństwa jest stanem postmodernizmu. To także nowoczesny stan sztuki, której historia „zakończyła się” na dziewięciu ponumerowanych puszkach z odchodami włoskiego artysty Piero Mandzoniego (autora znanego dzieła konceptualizmu „Gówno artysty”). Na glebie nawożonej tym materiałem, wydawałoby się, że pojawi się ogromna liczba wszystkiego – nowe gatunki, kierunki, style. Ale jeśli przyjrzeć się im uważnie, są to tylko fantomy przeszłości; wszystko to już było i nic nowego się nie narodzi. Sztuka znajduje się w stadium przed ostateczną śmiercią, jest jak człowiek przygotowujący się do przejścia do innego świata, rozpamiętujący całe swoje minione życie. Podobnie rosyjskie społeczeństwo, zdaje się jakby wydobywać ze starego kufra z odzieżą dawne ideologie, przymierza je, wypróbowuje je na sobie w całkowicie niewyobrażalnych kombinacjach. Dlatego nagle pojawiają się pisane w nowy sposób hymny stalinowskie, czy wypowiedziany niedawno przez zabawnego kremlowskiego rowerzystę pomysł nowego herbu z dwugłowym orłem i czerwoną gwiazdą w obramowaniu z pszenicznych kłosów. Zeszłej jesieni obserwowaliśmy zjawisko, które można nazwać „Paradoksem Fidela Trumpa”. Ci sami ludzie, którzy aktywnie powitali Donalda Trumpa jako zwycięzcę amerykańskich wyborów prezydenckich, trzy tygodnie później, również aktywnie, opłakiwali Fidela Castro. Podczas gdy wybrany amerykański prezydent jest żywym wcieleniem tego, który całe życie walczyło z Comandante. To sugeruje, że tacy ludzie – a oni, jak widać, stanowią przeważającą większość wśród mieszkańców Rosji – nie posiadają logicznego i spójnego systemu poglądów politycznych. Nowoczesna machina propagandowa może wypchać ludziom do głów jakikolwiek rodzaj winegretu, złożony nawet z najbardziej niekompatybilnych składników. Jedna i ta sama osoba może wychwalać Stalina i jednocześnie przyjmować chrzest w kościele zniszczonym przez tegoż Stalina. Obwiniać o wszystko „Żydów” i z rosnącym z roku na rok rozmachem świętować 9 maja. Z jednej strony nazywać Ukraińców „faszystami”, przejawiać te lub inne brzydkie cechy narodowe, a z drugiej strony mówić o tym, że Ukraińcy to „nasi bracia” i ci sami Rosjanie. Ogólnie rzecz biorąc, taki osobny naród, jak Ukraińcy, nie istnieje.

Całkowita dezorientacja polityczna ludności i obecność potężnych narzędzi propagandowych na tle rosnącego skrajnie prawicowego nacjonalizmu i globalnej tendencji do populizmu jest niebezpieczną mieszanką. Nadszedł czas, aby obniżyć stopień hurrapatriotyzmu, aby nie wybuchł kocioł z tym wywarem. Uwolnienie faszystowskiego dżina z butelki jest łatwe, ale zamknięcie go z powrotem, o wiele trudniejsze. Ostatnim razem kosztowało to dziesiątki milionów istnień ludzkich. A co, biorąc pod uwagę dostępność broni jądrowej, można zrobić dzisiaj? Co się stanie, gdy zmobilizowane masy nie uznają Putina za wodza i wyłonią z własnego kręgu charyzmatycznych, ambitnych i gotowych na wszystkich nowych przywódców?

Jeśli chodzi o artystów, to oczywiście wszelkie samowyrażanie ma rację bytu, ma prawo istnieć. W końcu czymkolwiek ono jest, sztuka stanowi tylko jego odbicie. W tym sensie „imperialna awangarda”, a raczej „imperialne halucynacje” Bielajewa-Gintowta nie są bardziej niebezpieczne niż otaczająca nas rzeczywistość, która je generuje.

Openrussia.org (Innokientij Malkiel), tłum. Jagiellonia.org (Anetta Laskowska)

P.S. Aleksandr Dugin: „Gdzie my jesteśmy, tam jest centrum piekła. I tak naprawdę nie trzeba nam myśleć, czy nie nadejdzie koniec świata, musimy myśleć, jak tego dokonać”.

ajk/Jagiellonia.org