Daniel w Wyryki Woli w woj. lubelskim od 10 lat jest ministrantem. Fakt informuje, że podczas ostatnich świąt wielkanocnych jak co roku czynnie uczestniczył w uroczystej rezurekcji. Razem trzema inny chłopcami bił w dzwony podczas procesji. Ciągnął sznurami, które bujały dzwonem.

Ludzie robili drugie kółko wokół kościoła, kiedy poczułem uderzenie w głowę. Sekundę potem twarz zalała mi krew. Byłem oszołomiony, nie wiedziałem co się dzieje. Koledzy patrzyli na mnie z przerażeniem – opowiada Daniel.

Niestety z zabytkowego dzwonu wiszącego na przykościelnej dzwonnicy urwało się serce i 40-kilogramowy ciężar spadł z kilku metrów wprost na czubek głowy Daniela.  Pozostali ministranci rzucili się na pomoc. Natychmiast pościągali komże i zaczęli tamować nimi krew tryskającą obwicie płynącą z głowy kolegi. Ktoś zawiadomił pogotowie. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Procesja została przerwana, jej uczestnicy natychmiast zbiegli się na miejsce wypadku. 

– Kiedy tam przybiegłam, myślałam, że mój syn nie żyje. Strasznie to przeżyłam – opowiada matka nastolatka. Daniel natychmiast został przewieziony do szpitala we Włodawie. Na miejscu okazało się, że miał całą furę szczęścia. Obrażenia nie były poważne, ministrant trzy dni później wrócił do domu, a już tydzień później znów służył do Mszy świętej - czytamy w Fakcie.

JW/Fakt.pl