Damian Świerczewski, Fronda.pl: Europa dawno już skręciła w lewo, wyrzeka się swoich chrześcijańskich korzeni. Czego możemy się spodziewać, jeśli w dalszym ciągu będzie szła w tym kierunku? Jak taka Europa może wyglądać za sto lat?

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Już św. Ojciec Pio przed laty stwierdził, że Europa cierpi na coś, co nazwał zjawiskiem „ukrytej apostazji”. Święty zwracał na ten temat uwagę duszpasterzom i alarmował, że sytuacja jest naprawdę poważna. Przypomnę, że w czasach pierwotnego Kościoła apostazja była jednym z trzech najpoważniejszych grzechów ciężkich, zaraz obok zabójstwa oraz cudzołóstwa. Apostazja była grzechem, który wywoływał łzy u chrześcijan tamtego okresu – oznaczał, że ktoś pod wpływem szykan, zastraszenia, prześladowania odcinał się od Jezusa Chrystusa i jego Kościoła. Św. Ojciec Pio zwrócił uwagę na to, że we współczesnej Europie również mamy do czynienia z apostazją, jednak na znacznie większą skalę i przede wszystkim – zdecydowanie innego typu.

Czym jest zatem „ukryta apostazja” Europejczyków?

To, co w Kościele pierwotnym było dramatyczną, bolesną decyzją, teraz dokonuje się po cichu, w samoświadomości wielu katolików. Tak, jak gdyby nie przywiązywali do wiary zupełnie żadnej wagi, jakby nie miała ona żadnego znaczenia.

Na ten fakt zwrócił też uwagę św. Jan Paweł II w jednym z ostatnich dokumentów swojego pontyfikatu - „Ecclesia in Europa”. Dokument ten był owocem synodu, podczas którego biskupi zastanawiali się nad stanem wiary oraz świadomości mieszkańców Europy. Papież zwraca w nim uwagę na to, że teraz już nie tyle mamy do czynienia z problemem jawnego, brutalnego ateizmu, ale z cichą apostazją człowieka sytego. Odcięcia od Kościoła i Chrystusa dokonuje się obecnie w sposób zakamuflowany. Skutki natomiast są takie same.

Apostazji dokonała między innymi piosenkarka Ariana Grande, na której koncercie w Manchesterze miał miejsce atak terrorystyczny. Powodem porzucenia wiary był fakt, że Kościół… zaatakował jej bohaterów, idoli – m.in. Harry’ego Pottera. Nie mogła tego zaakceptować, więc odeszła z Kościoła, mimo że została wychowana w wierze katolickiej. To porzucenie wiary dokonuje się więc na poziomie jej banalizacji – ludzie ci często nie przywiązują żadnej wagi do życia wiecznego, do zmartwychwstania. Jezus Chrystus staje się jedynie życiową opcją dla zainteresowanych.

To porzucenie wiary przez osoby, które często z błahych powodów odchodzą z Kościoła nie pozostaje chyba bez wpływu na nie same?

Wszystko ma swoje konsekwencje. Ludzie, którzy dokonują apostazji, otwierają się z jednej strony na życiową pustkę i niesamowity nihilizm. Tej pustki nie sposób zapełnić nowinkami technologicznymi czy portalami społecznościowymi. Żyjąc w tej aksjologicznej pustce często osobom tym brak jakiejkolwiek relacji z rzeczywistością duchową, z Absolutem i idącymi za tym uniwersalnymi wartościami. Wszystko staje się płynne, tymczasowe. Horyzont życia zamyka się na „tu i teraz” - istotna jest tylko satysfakcja w pracy, życiu seksualnym, zapewnienie sobie materialnego dobrobytu. Od Boga ważniejsze staje się zapewnienie sobie wolnego weekendu czy wakacji. Nie możemy zapomnieć także o tej drugiej stronie – na skutek apostazji i stworzenia pustki wewnętrznej człowiek staje się otwarty na zupełnie obcą i wrogą mu metafizykę.

To znaczy?

Nie jest tak, że jeśli Bóg zostaje wypędzony z życia człowieka, to w tym miejscu powstaje jego osobista wolność. Przeciwnie – natychmiast miejsce to zostaje zapełnione przez różnego rodzaju twory ludzkiej pychy oraz ambicji – Biblia nazywa je „idolami”. Poza tym – w to miejsce często wchodzi po prostu zły duch.

W dzisiejszych czasach w świecie zachodnim coraz częściej tak w polityce, jak i psychologii czy po prostu popkulturze lansuje się wartości humanistyczne, które mieszają się z wartościami lucyferiańskimi, demonicznymi. To musi mieć wpływ na kondycję człowieka.

Europa, która odcina się od swoich korzeni chrześcijańskich również tworzy przecież ową pustkę – tu już na poziomie nie pojedynczego człowieka, a całej cywilizacji. Sądzi ksiądz, że tę pustkę wypełni religia Europie obca – szczególnie mam tu na myśli islam, który wraz z przybywaniem na nasz kontynent imigrantów staje się coraz bardziej popularny?

To bardzo możliwe. Całe połacie Europy mogą odmienić swoją socjologiczno-demograficzną postać. Świat muzułmański przeżywa dziś swoisty renesans. Ponadto islam nakłada się na tę część ludzkiej populacji, która jest demograficznie bardzo żywotna. Do Europy osoby te przybywają w poszukiwaniu życiowej przestrzeni – to dla człowieka zupełnie naturalne. Nasz kontynent oferuje im lepsze warunki życia. Papież Franciszek nazwał Europę bezpłodną babcią, która na dodatek jest bogata. Europa nie ma dzieci i wnuków – posiadanie dużej liczby potomstwa jest przecież postrzegane negatywnie – choćby w Niemczech, gdzie rodzinę wielodzietną utożsamia się z patologiczną. W tę pustkę wchodzą muzułmanie, których rodziny są duże, wielodzietne i wielopokoleniowe – do tego też zachęcają ich imamowie. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Europa pod względem cywilizacyjnym po prostu umiera.

Proszę spojrzeć na ten fakt – do Europy przybywają bardzo mocno związani ze swoją religią muzułmanie. Co widzą na ulicach? Ludzi pokrytych tatuażami, wyzutych z jakiejkolwiek duchowości, dla których liczy się tylko dobra zabawa. W ich oczach Europejczycy są po prostu ludźmi straconymi, nieprawymi. To rodzi pogardę z ich strony. Mają oczywiście świadomość tego, że Europy nie podbiją w sposób militarny. Wiedzą też jednak, że nie muszą tego robić – wystarczy poczekać, a Europa sama obumrze. Warto przywołać tu choćby Orianę Fallaci, która jeszcze kilkanaście lat temu próbowała przebudzić świadomość Europejczyków i uświadomić im, że projekt o nazwie „Eurabia” naprawdę może się ziścić. Nie przypisywała jednak winy muzułmanom, zwracając uwagę na to, że jedyne co robią, to poszukiwanie przestrzeni życiowej i wierność swojej religii oraz kulturze. Winą obarczała jednoznacznie Europejczyków, podkreślając że są głupi w swoim postępowaniu – stracili instynkt samozachowawczy. Przed podobnym scenariuszem przestrzegał również Rocco Buttiglione. W swoich rozważaniach kładł nacisk na to, jak wiele funduszy Europa łoży na działania medyczne, którym celem jest śmierć, a nie życie – na eutanazję, asystowane samobójstwo czy aborcję. Mówił wprost – Europa popełnia zbiorowe samobójstwo!

Ważnym głosem jest także Magdi Allam, zastępca redaktora naczelnego „Corriere della Sera” - muzułmański konwertyta. Przestrzega wielokrotnie Europę przed jej głupim postępowaniem, przestrzega także przed samym islamem, który porzucił. Ostro krytykował również wychodzenie z założenia pluralistycznego, zakładającego, że wszystkie religie są sobie równe. Przestrzegał przed tym jako ktoś, kto islam zna dogłębnie – Europejczycy natomiast wydają się zupełnie nie rozumieć, gdzie leży problem. Absolutnie błędne jest odczytywanie islamu w tym samym kluczu co chrześcijaństwa czy judaizmu.

Dlaczego jest to błędne założenie?

Choćby dlatego, że islam jest teokracją – to nie jest jedynie religia i duchowość, ale i system polityczny, myślenie kolektywne – muzułmańska „umma”. To połączenie religii, socjologii, polityki i prawa w jednym systemie. Stąd też Magdi Allam wielokrotnie podkreślał, że nie istnieje coś takiego jak islam w łagodnej postaci czy islam liberalny. To mrzonki, myślenie życzeniowe niektórych środowisk lewicowych, które są zupełnymi ignorantami religijnymi. Religii nie studiują już eksperci od geopolityki, strategii politycznej czy militarnej, bo świat zachodni uznaje to za dziedzinę, której nie warto poświęcać uwagi. Tymczasem religia odgrywa dziś ogromną rolę, także w rozumieniu współczesnego świata. Każdy, kto czuje się dobrym muzułmaninem, musi być także muzułmaninem radykalnym, bo to jest jego istotą – twierdzi Allam. Muzułmanin musi być gotowy w imię Allaha zabić, jak i stać się ofiarą.

Jak na tle Europy, która popełnia owo zbiorowe samobójstwo wygląda Polska? Wydaje się, że w porównaniu do pozostałych krajów naszego kontynentu jest wręcz ostoją katolicyzmu. Możemy być dla słabnącej Europy swoistym drogowskazem w tych niepewnych czasach?

Na Polskę musimy patrzeć przede wszystkim z chrześcijańskiego punktu widzenia. Konieczne jest więc rozumienie tego, na czym polega kryzys wiary oraz cywilizacji, z drugiej strony - musimy odczytywać znaki czasu. W wielu miejscach Europy Kościół katolicki, który miał ewangelizować ludzkość, jest w letargu lub tak bardzo osłabiony przez myślenie postępowe i mieszanie wartości chrześcijańskich z ideologią liberalną, że zupełnie utracił instynkt samozachowawczy. Dał za wygraną.

Charakterystyczne jest to, o czym mówił całkiem niedawno George Weigel. Uczestniczył w pewnej konferencji w Radzie Europejskiej, gdzie mówił o zjawisku cywilizacyjnego samobójstwa. Jeden z włoskich eurodeputowanych podszedł do niego i prosił, by ten przestał ich niepokoić. Dodał, że zdają sobie doskonale sprawę z tego, w jakim położeniu jest obecnie chrześcijaństwo w Europie, że jest na pozycjach przegranych. Ich jednak interesuje jedynie fakt, aby sobie samemu zapewnić warunki do spokojnego snu – przyszłość ich nie interesuje.

Jaki więc los czeka Kościół w Europie?

Pamiętajmy, że w przeszłości w wielu miejscach świata wspólnoty chrześcijańskie po prostu wymierały. Tak było choćby w Turcji czy Afryce Północnej. Nasza wiara w Chrystusa mówi nam jednak wprost – Kościół nie jest naszą własnością, klubem ludzi przewidujących i przezornych. On należy do Chrystusa – dlatego też „bramy piekielne go nie przemogą”. Nie oznacza to jednak, że nie przemogą konkretnie Kościoła w Niemczech czy Holandii – tam po nim nie ma już prawie śladu, podczas gdy jeszcze 50 lat wstecz to z Holandii i Belgii pochodziła największa ilość misjonarzy na całym świecie!

Polacy nie mają powodu do żadnej pychy w tym względzie, to nie jest żadna nasza zasługa, ale też widzimy z drugiej strony, że Pan Bóg często wzmacnia jeden odcinek Kościoła po to, aby przyjść z pomocą drugiemu. W duchu wiary można zauważyć takie fakty, jak to, że Polski Kościół otrzymał ogromny zastrzyk wartości dodanej – wystarczy wspomnieć papieża, św. Jana Pawła II czy św. Faustynę Kowalską. Potężne przesłanie o Jezusie Miłosiernym, które pomaga katolikom na całej kuli ziemskiej wyszło przecież z Polski. Byliśmy także Kościołem wypróbowanym, prześladowanym w okresie PRL. Polscy duchowni, w tym Prymas, byli więzieni. Niektórzy także torturowani – jak abp Baraniak, inni wręcz mordowani za to, że wyznawali Chrystusa. To dokonało się tylko na przestrzeni jednego pokolenia – nie mówimy o zamierzchłej przeszłości. Na terenie Polski mamy też do czynienia z dwoma cudami eucharystycznymi – w Sokółce oraz Legnicy. Obserwując te fakty, nie sposób nie zauważyć wzmocnienia, jakie dostaje od Boga Kościół w Polsce. Moi przyjaciele Włosi, którzy bywają w naszym kraju, zawsze są bardzo poruszeni widokiem młodych ludzi, którzy z wielką nabożnością podchodzą do Mszy świętej, odmawiają różaniec i potrafią korzystać z kolan. Polska ziemia otrzymuje wiele takich błogosławieństw. Pamiętajmy jednak, że pesymizm ani optymizm nie oddają chrześcijańskiego ducha.

Co go zatem oddaje najlepiej?

Chrześcijaństwo żyje nadzieją. Sądzę, że przed nami wielkie wyzwanie, a zarazem odpowiedzialność. Dziś poprzez chrześcijański styl życia musimy bronić i w możliwie nienaruszony sposób zachować pewne kategorie dotyczące chrześcijańskiego pojmowania osoby, małżeństwa, rodziny, czy też po prostu mężczyzny oraz kobiety. Biskupi zgromadzeni na wspomnianym przeze mnie na początku synodzie dot. ewangelizacji Europy mówili o tym, że aby ocaleć, potrzebuje ona nowych świętych Franciszka i Dominika. 900 lat temu Europa również przeżywała ogromny kryzys duchowy – tak wewnątrz Kościoła, jak i całej cywilizacji europejskiej. Wtedy to Bóg przyszedł z pomocą poprzez świętych. Obaj przeze mnie wspomniani zrewolucjonizowali myślenie o Kościele, ale i o życiu w ogóle. Mam przekonanie, że jeśli dziś Europa lub jej część zostanie duchowo odnowiona, to nie będzie to owocem decyzji podejmowanych w kolektywnych gremiach ani efekt odmieniających się procesów społeczno-politycznych. Odbędzie się to dzięki jednostkom, dzięki świętym. Miejmy nadzieje, że Kościół w Polsce wyda takie owoce świętości, które zarażać będą w sensie pozytywnym inne kraje Europy.

Jest szansa na to, że stanie się tak z całym kontynentem?

Być może część Europy zamieni się w kalifat. Wiele środowisk lewicowo-liberalnych może wywiesi białą flagę i dobrowolnie odda swoje terytoria pod dominację islamu. Wieścił to w swojej książce „Uległość” Michel Houellebecq. „Człowiek żyjący bezmyślnie w dostatku równy jest bydlętom, które giną” - głosi Psalm 49. Tak też może być w niektórych częściach Europy. Mam jednak nadzieję, że będziemy mieć do czynienia z zapowiadaną iskrą, która dokona przebudzenia Kościoła w pewnych regionach Europy. Przebudzenia w postaci ogromnej miłości oraz zaufania do Jezusa Chrystusa. Oby to wydało owoce nowej fascynacji wiarą chrześcijańską.

W tym momencie zauważam dwa punkty nadziei. Po pierwsze – to, co jest związane w polskim Kościele z postacią św. Faustyny Kowalskiej oraz jej orędzia o Bożym Miłosierdziu. Po drugie – coraz popularniejszy w pewnych kręgach Kościoła w Europie ks. Dolindo Ruotolo, kapłan z Neapolu, którego przesłanie jest bardzo podobne do tego, które głosiła siostra Faustyna Kowalska. Dotyczy ono potęgi zaufania Bogu w sytuacjach kryzysowych, po ludzku beznadziejnych: „Jezusie, Ty się tym zajmij”.

Z jednej więc strony uzasadnione jest dopuszczanie pewnych pesymistycznych wizji rozwoju sytuacji, z drugiej – nie opuszcza nas nadzieja.

Bóg zapłać za rozmowę.