- Dziś można zaprojektować wiele cech wymarzonego dziecka, ale wciąż nie wszystkie. Nie potrafimy jeszcze wybrać koloru oczu czy wpłynąć na skomplikowane atrybuty w rodzaju inteligencji, ale to jedynie kwestia czasu. Za pięć-dziesięć lat będziemy mogli zidentyfikować wszystkie geny embrionu i wybrać te, które chcemy dla naszego dziecka. Problem polega na tym, że za wiele chorób czy za złożone cechy, na przykład inteligencję, odpowiada kombinacja wielu genów. Dlatego barierą w projektowaniu dzieci będzie liczba dostępnych embrionów - nie będziemy w stanie wybrać wielu pożądanych cech, bo nie będziemy mieć dość materiału, z którego można by wybierać – przekonuje etyk, który twierdzi też, że projektowanie dzieci to moralny obowiązek rodziców.


- Dla większości to oczywiste, że powinniśmy zapobiegać chorobom i je leczyć. Wiele osób uważa, że w procedurze in vitro powinniśmy wybierać raczej zdrowe niż chore embriony. Czyli akceptujemy obowiązek działania na rzecz poprawy jakości życia. A selekcja genetyczna może polepszać jakość życia na większą skalę. Uważamy, że naszym moralnym obowiązkiem jest opieka nad dziećmi, karmienie ich, ubieranie, wykształcenie, by zapewnić im dobre życie. A przecież dzieci, które narodzą się z wyselekcjonowanych, lepszych embrionów, będą miały lepsze życie. Poza tym oburzanie się na selekcję zarodków to hipokryzja, skoro pozwalamy na selekcję gamet. Bo czym innym jest podawanie wzrostu, koloru oczu czy wykształcenia dawcy w bankach spermy? W zeszłym roku para z Cambridge zamieściła w miejscowych gazetach ogłoszenie, że poszukuje "jajeczek studentki uniwersytetu w Cambridge", gdyż chce mieć "emocjonalny związek" z dawczynią. Czyli można szukać elitarnych jajeczek, ale jedynie pod warunkiem, że chodzi o "emocje" – mówi.

 

A na koniec stwierdza, jak hitlerowcy na rampie. - Powinniśmy dać następnym pokoleniom jak największe szanse, a to zakłada nie tylko selekcję negatywną, czyli eliminację wadliwych embrionów, ale też pozytywną - wybranie pożądanych cech – podkreśla. A postępowcy nie widzą w tym oczywiście nawet śladu eutanazizmu.

 

TPT/Wyborcza.pl