Niemoc duchowa niszczy porządek duszy. Człowiek jest zamknięty w więzieniu swego poszczególnego istnienia. Nie niszczy to jednak żywotności i sprawności intelektualnej wewnątrz owego więzienia. Tezy o Feuerbachu, cokolwiek byśmy o nich sądzili z innych względów, są niezrównanym arcydziełem na poziomie demonicznie zamkniętego istnienia. Marks zdawał sobie sprawę, że jest bogiem stwarzającym świat. Nie chciał być stworzeniem. Nie chciał oglądać świata z perspektywy stworzenia, choć przyznawał, że trudno człowiekowi wydostać się z kolein. Odrzucał wielkie pęknięcia, rozdzielenia bytu dostępne doświadczeniu: rozdział pomiędzy człowiekiem i światem, bytem immanentnym i rzeczywistością transcendentną, pomiędzy człowiekiem a Bogiem, podmiotem a przedmiotem, działaniem a kontemplacją, pęknięcia wskazujące na tajemnicę stworzenia. Marks chciał patrzeć na świat z punktu coincidentiae oppositorum, to znaczy z pozycji Boga.

Eric Voegelin

Marks - geneza socjalizmu gnostyckiego

U początków myśli Marksa znajdujemy duchową chorobę, gnostycki bunt. Nie wymaga to obszernego komentarza. Objawy choroby są takie, jak w przypadku Comte'a. Te zaś należą do szerszego zespołu symptomów choroby scjentystyczno-antyreligijnej, znanej już wcześniej. Dusza Marksa w demoniczny sposób zamknięta jest na rzeczywistość transcendentną. W krytycznej poheglowskiej sytuacji nie jest w stanie wywikłać się z trudności przez powrót do wolności ducha. Duchowa niemoc doprowadza do dewiacji ku gnostyckiemu atawizmowi. Raz jeszcze spotykam charakterystyczne połączenie niemocy duchowej z ziemską żądzą władzy, dające w rezultacie pompatyczny mistycyzm istnienia parakletycznego. I raz jeszcze zauważamy konflikt z umysłem, niemal w identycznej postaci, jak u Comte'a, w dyktatorskim zakazie pytań metafizycznych o podstawę bytu, pytań mogących przeszkodzić w magicznym tworzeniu nowego świata poza więziennymi murami buntu. Marks, podobnie jak Comte, nie pozwala na poddawanie swych zasad racjonalnej dyskusji - albo jesteś marksistą, albo siedź cicho. Mamy tu kolejne potwierdzenie zależności pomiędzy niemocą duchową a antyracjonalizmem; nie można zanegować Boga, a zachować rozum.

Niemoc duchowa niszczy porządek duszy. Człowiek jest zamknięty w więzieniu swego poszczególnego istnienia. Nie niszczy to jednak żywotności i sprawności intelektualnej wewnątrz owego więzienia. Tezy o Feuerbachu, cokolwiek byśmy o nich sądzili z innych względów, są niezrównanym arcydziełem na poziomie demonicznie zamkniętego istnienia. Marks zdawał sobie sprawę, że jest bogiem stwarzającym świat. Nie chciał być stworzeniem. Nie chciał oglądać świata z perspektywy stworzenia, choć przyznawał, że trudno człowiekowi wydostać się z kolein. Odrzucał wielkie pęknięcia, rozdzielenia bytu dostępne doświadczeniu: rozdział pomiędzy człowiekiem i światem, bytem immanentnym i rzeczywistością transcendentną, pomiędzy człowiekiem a Bogiem, podmiotem a przedmiotem, działaniem a kontemplacją, pęknięcia wskazujące na tajemnicę stworzenia. Marks chciał patrzeć na świat z punktu coincidentiae oppositorum, to znaczy z pozycji Boga. Osiągnął takie spojrzenie w Tezach poprzez konstrukcję hermetycznie zamkniętego strumienia egzystencji, w którym przeciwieństwa przekształcają się w siebie nawzajem. Stworzył symbol zamkniętego świata, gdzie podmioty są przedmiotami, a przedmioty podmiotową aktywnością; gdzie rzeczy są tym, czym są i jednocześnie swoimi przeciwieństwami. Mówiąc krótko: w swym opisie strumienia egzystencji użył metod spekulacji stosowanych przez mistyków do przetłumaczenia przeżycia Boga na język nie wykraczający poza ten świat. W kategoriach spekulacji mistycznej konstrukcja jest bez zarzutu. Być może jest to najlepszy na świecie fetysz zrobiony przez człowieka, który chciał być Bogiem.

Musimy sobie uświadomić całą powagę tego przedsięwzięcia. Przedstawienie odgrywane przez człowieka pozwalającego sobie na tak demoniczne ekstrawagancje może wzbudzać obrzydzenie, ale obrzydliwe, a może i komiczne, elementy tego widowiska nie czynią go mniej niebezpiecznym społecznie. Wielu ludzi chce być bogiem. O ile usprawiedliwiony jest pesymizm Marksa co do możliwości przeciętnego człowieka samodzielnego wydźwignięcia się za sznurowadła do boskości, o tyle taki przeciętny człowiek jak najbardziej jest w stanie podążać za samozwańczy m nadczłowiekie m obiecujący m nadczłowieczeństwo po niskiej cenie.

Ajednak skuteczność idei Marksa nie polega wyłącznie na sile i intelektualnej spoistości jego antyteistycznego buntu. Marks wkładał palec w czułe miejsca nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego, dotykał przyczyn poważnych problemów (nawet jeśli owe problemy nie powinny się przekształcić w powszechną rewolucję komunistyczną), to znaczy wzrostu instytucji ekonomicznych do takiej potęgi, że jej przemożny wpływ na życie każdego człowieka czyni wszelką rozmowę na temat wolności człowieka próżną. Poza nie mającymi społecznego znaczenia wyjątkami, człowiek w społeczeństwie uprzemysłowionym nie jest panem swego życia ekonomicznego. Marks rozważał tę kwestię pod hasłem „alienacja" i cytowaliśmy długie fragmenty z jego niewyczerpanych wariacji na ten temat. Posługiwał się przykładem losu robotnika przemysłowego, ale taki los obejmuje praktycznie całe społeczeństwo. Jak daleko zaszła choroba, pokazało straszne doświadczenie rewolucji narodowosocjalistycznej, której ruch opierał się na robotnikach przemysłowych, ale na niższych grupach klasy średniej - ku wielkiej zresztą konsternacji ortodoksyjnych marksistów wierzących, że robotnicy przemysłowi mają monopol na cierpienie związane z niepewnością ekonomiczną i zastraszenie bezrobociem, a w konsekwencji monopol na rewolucję. Marks, choć mylił się co do zasięgu zła, nie mylił się co do jego natury. Marks jest jedynym liczącym się myślicielem XIX-wiecznym (a i potem nikt nie poszedł w jego ślady), który podjął filozofię ludzkiej pracy oraz krytyczną analizę instytucji społeczeństwa przemysłowego wychodząc, rzecz jasna, ze swojej pozycji filozoficznej. Jego główne dzieło, Das Kapitał, nie jest teorią ekonomiczną, jak dzieła Adama Smitha, Ricarda, czy Johna Stuarta Milla i nie można się z tym dziełem rozprawić, wykazując po prostu błędy marksowskich teorii wartości, udziału, akumulacji kapitału. Choć wszystkie te teorie z pewnością są wadliwe. Jest to, jak stwierdza podtytuł, krytyka ekonomii politycznej; próba odsłonięcia społecznego mitu zawartego w koncepcjach teorii ekonomicznej oraz przeniknięcia do jądra problemu, to jest stosunku człowieka do przyrody i do filozofii tego stosunku, to znaczy filozofii pracy. To, że żaden z teoretyków ekonomii po Marksie nie był na tyle zainteresowany filozoficznymi podstawami swej nauki, żeby badać ten problem dalej; że nie istnieje żadna nowoczesna szkoła ekonomii politycznej, która rozumiałaby i rozwijała bardzo ważne, wczesne poglądy Marksa, to wszystko rzuca znaczące światło na całą tę gałąź wiedzy.

Wynik prób Marksa, jak zobaczyliśmy, jest wątpliwy. Idea „totalnego indywiduum", które „przywłaszczy" zakres pracy systemu przemysłowego „własnej działalności", jak Robinson Cruzoe wykonujący wszystkie swe prace, jest nie do zrealizowania. Natomiast eschatologiczna część proponowanego rozwiązania, zmiana natury człowieka poprzez doświadczenia rewolucji to dewiacja ziemskiego mistycyzmu. Tym niemniej diagnoza zła brzmi czysto. System przemysłowy w obecnym społeczeństwie wydaje się przyparty do muru, zastraszony przez rewolucję komunistyczną, kiedy zawodzi przekupywanie rewolucji - namiastka prawdziwego na nią lekarstwa - „dobrobytem" i „rosnącym standardem życia". Natomiast, jak będzie najprawdopodobniej wyglądał komunizm, pokazuje Marks w swej sugestywnej charakterystyce „komunizmu prymitywnego".

O ile „komunizm prymitywny" właśnie w swej najbardziej przerażającej postaci jest bez wątpienia elementem rewolucji społecznej rozszerzającej się z Rosji ku Zachodowi, i o ile należy uznać za prawdopodobne, iż odciśnie on swoje piętno na następnym etapie upadku zachodniego społeczeństwa, o tyle nie jest to na pewno historyczna konieczność. Marks w swej koncepcji historii rozpatrywał rozwój form życia ekonomicznego w abstrakcyjnym kontekście społecznym, uznając ideologie tylko jako dodatek. Tymczasem rozwój ten przebiega w konkretnych historycznych społeczeństwach, a ideologiczny dodatek to, ni mniej ni więcej, tylko życie duchowe, kultura i cywilizacja tych społeczeństw. Głośny problem ekonomiczny znajduje pozaekonomiczne rozwiązanie. To, co Marks uznawał za quantite negligeable, owe środowisko pozaekonomiczne uniemożliwia przepowiadanie, jakie można będzie znaleźć sposoby uniknięcia najgorszych konsekwencji „alienacji" i zmierzenia się z problemami społeczeństwa przemysłowego. Zwróćmy na koniec uwagę na najbardziej interesującą praktyczną kwestię spowodowaną antyracjonalistyczną postawą Marksa. Widzieliśmy, że Marks może utrzymywać swą filozofię na poziomie buntu duchowego tylko przy pomocy zakazu niewygodnych pytań. Jakie spustoszenie wywołuje w życiu intelektualnym stoczenie się teorii w pseudologiczne spekulacje, widać na przykładzie burleskowej postaci Engelsa i brukowej komedii niemieckich rewizjonistycznych socjaldemokratów. Szczytem nonsensownej groteski jest pogląd Lenina jakoby dialektyka historii związana była z przekształceniem się kantowskiej Ding an sich w zjawiska. Odkąd poglądy Marksa stały się przedmiotem publicznej wiary, taki dyletantyzm i kompletna głupota są chronione przed wyśmianiem tylko dzięki zupełnemu zakazowi filozofii. Jakie konsekwencje taki zakaz filozofii przyniesie społeczeństwu na poziomie produkcji przemysłowej, zależnemu od ścisłych wymogów racjonalizmu w nauce, pokaże przyszłość. Incydenty, o których donoszą z Rosji, jak choćby afera Łysenki, wydają się wskazywać, iż irracjonalizm graniczący z szarlatanerią wdarł się i do nauk przyrodniczych. Publikowane w pismach amerykańskich rosyjskie artykuły „filozoficzne" spełniają nasze najgorsze przewidywania. Nie można wykluczyć, że społeczeństwo, któremu siłą narzucono wiarę w marksizm, popełni samobójstwo poprzez nieuczciwość intelektualną.

Rozszerzenie się żądzy władzy od świata zjawisk aż po świat substancji oraz chęć wpływania na świat substancji, jakby to był świat zjawisk - oto definicja magii. Wzajemne powiązania nauki i władzy, a w konsekwencji rakowaty rozrost utylitarnego elementu egzystencji wprowadziły sporą porcję kultury magicznej we współczesną cywilizację. Tendencja do zawężania pola ludzkiego doświadczenia do obszaru rozumu, nauki i działań praktycznych, skłonność do przeceniania tej sfery na niekorzyść tego, co określamy jako bios theoretikos, na niekorzyść życia duchowego; tendencja do uczynienia działań praktycznych i sfery nauki i rozumu jedynym zajęciem człowieka, a także skłonność, by tę sferę w hierarchii społecznej postawić najwyżej, poprzez presję ekonomiczną w tak zwanych wolnych społeczeństwach, a poprzez przemoc w państwach totalitarnych - otóż wszystkie te tendencje stanowią elementy kulturowego procesu zdominowanego przekonaniem o możliwości oddziaływania na istotę człowieka poprzez instrumentalne traktowanie pragmatycznie planującej woli. Szczytem tego procesu jest magiczne marzenie o stworzeniu nadczłowieka, bytu stworzonego przez człowieka, który zastąpiłby godne pożałowania stworzenie Boga. Ten wielki sen pojawił się najpierw tylko w sferze wyobraźni w pracach Condorceta, Comte'a, Marksa i Nietzschego, a później w sferze praktycznej w ruchach komunistycznym i narodowosocjalistycznym.

Tłum. Krzysztof Rafał Górski

fragment ksiązki: Order and history

Pismo Poświęcone Fronda nr 9-10 (1997)