Kampania ze strony Ukrainy kosztuje to państwo 130 mln dolarów miesięcznie. Szacuje się, że produkt krajowy brutto naszego południowo-wschodniego sąsiada zmniejszy się w bieżącym roku aż o 6,5 proc., czyli ponad dwukrotnie więcej niż szacowali początkowo analitycy. Jeszcze bardziej od strony ekonomicznej konflikt daje się we znaki Rosji. Moskwa mogła stracić na wojnie już sto kilkadziesiąt miliardów dolarów.

Koszty wojny konwencjonalnej

Konwencjonalny konflikt, z całą logistyką, utrzymaniem armii, koniecznością dostarczania zaopatrzenia, fizycznymi i materialnymi stratami, współcześnie kosztuje krocie i stać na niego wyłącznie najbogatsze państwa świata. Każdy dzień prowadzonej kampanii to miliony dolarów. Jeszcze drożej wychodzi odbudowa zniszczonej infrastruktury czy potencjału militarnego. Jeśli dodać do tego, że przeważnie wszystko odbywa się na kredyt, który prędzej czy później trzeba będzie spłacić, mamy już cały obraz finansowej katastrofy.

Rosja obawia się otwartego konfliktu z NATO, bo zdaje sobie sprawę, ile traci na wojnie na Ukrainie. Bank Światowy szacuje, że w ciągu bieżącego roku z Rosji zostanie wycofany kapitał wielkości 150 mld dolarów. Tracą na wartości nie tylko akcje tamtejszych firm. Drastycznie spada także wartość rosyjskiej waluty. Spadek wyniósł średnio ok. 10 proc. Kurczą się rezerwy walutowe Rosji, w tempie 100 mld na kwartał. Kurczą się także bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Dotychczas można mówić o trzykrotnie mniejszym zainteresowaniu zagranicznego kapitału tym krajem.

Ostatnie przecieki e-maili, w którym rosyjski minister gospodarki melduje premierowi, że państwo nie radzi sobie z problemami gospodarczymi, mogą być pierwszym symptomem poważniejszych kłopotów. Co prawda rosną ceny gazu w Europie, ale groźba dywersyfikacji dostaw długoterminowo uderzy dodatkowo w rosyjską gospodarkę. Z każdym dniem wojny może być więc tylko jeszcze gorzej.

Zimna wojna finansowa

Ukraina musi się wciąż zadłużać, aby bronić się przed zakusami Kremla. Kijów pokłada nadzieje w pożyczce 17 mld dolarów od Międzynarodowego Funduszu Finansowego. Jednak w kraju także spada wartość hrywny, a rośnie oprocentowanie kredytu. Wiele pożyczek zaciąganych przez firmy i gospodarstwa domowe z pewnością nie będzie spłacanych w terminie, albo nawet wcale. To oznacza dodatkowe kłopoty. Rynki finansowe już przygotowują się na ten czarny scenariusz.

Trwają także przepychanki na rynku gazowym. Gazprom żąda przedpłat za dostarczany gaz i zakręca kurki z surowcem. Toczy się także postępowanie przed sądem arbitrażowym w Sztokholmie na wniosek obu stron. Zbliżająca się zima może być pretekstem do zaostrzenia się konfliktu w tym obszarze. Niemniej Ukraińcy liczą się ze wzrostem cen gazu do poziomów europejskich.

Rosja za wszelką cenę stara się zdyskredytować Ukrainę jako niewiarygodnego partnera handlowego. Natomiast Ukraina musi renegocjować niekorzystną umowę z Gazpromem z 2009 r., która kładzie na łopatki ukraińską gospodarkę. Trudno więc o kompromis, a konflikt militarny sugeruje, że można spodziewać się jedynie eskalacji sporu. Według prognoz do końca roku Kijów jeszcze sobie poradzi, zarówno z lokalnym zużyciem surowca, jak z tranzytem. Potem może być różnie.

Na porozumieniu i stabilizacji bardziej zależy Kijowowi niż Moskwie. Można się więc spodziewać zakłócenia dostaw do Europy w zimie i oczywiście zwalanie całej winy za sytuację na Ukraińców. Chyba, że w sprawę mocno zaangażuje się Komisja Europejska i pójdzie Rosji na rękę w kwestii budowy rurociągu South Stream. Generalnie zimna wojna finansowa będzie się przeciągać i będzie miała charakter długoterminowy.

Sankcje i izolacja

To co może naprawdę zaszkodzić wschodniemu mocarstwu to solidarne sankcje oraz izolacja na arenie międzynarodowej. Jak widać, w przypadku Kuby, Iranu czy innych krajów o niestabilnej sytuacji politycznej, jest to bardzo skuteczne narzędzie, prędzej czy później zmuszające do zmiany polityki. Jest to także dużo tańsza i z pewnością bardziej komfortowa metoda nacisku dla Zachodu od otwartej konfrontacji.

Zapowiadane sankcje sektorowe mogą być dobrym wstępem do bardziej radykalnych działań. Odcięcie od finansowania rosyjskich firm byłoby dla nich zabójcze. Podobnie jak zakaz handlu tamtejszymi papierami wartościowymi. Nieodzowne jest embargo na broń i zakończenie współpracy wojskowej. Zastopowaniu powinna także ulec współpraca technologiczna z Zachodem, szczególnie w dziedzinie zaawansowanych technologii.

Tego typu decyzje musiałyby jednak wymagać konsensusu społeczności międzynarodowej. Poszczególne kraje stanęłyby przed wyborem: albo stracą pod względem ekonomicznym, albo będą się spodziewać dalszej eskalacji napięcia między światem a Rosją. Wydaje się jednak, że także w tym przypadku lepiej zapobiegać niż czekać co dalej się wydarzy.

Skuteczność mechanizmu sankcji już częściowo widać w przypadku wyprzedaż akcji rosyjskich firm na rynkach. Największe rosyjskie korporacje są po uszy zadłużone w zachodnich bankach. Zadłużenie czołowych firm typu Rosnieft czy Gazprom szacowane jest na kilkaset miliardów dolarów. Przerwanie ich finansowania mogło by zachwiać ich pozycją. Już teraz nie mają co liczyć na nowe kredyty np. w USA czy Wielkiej Brytanii.

Czy jednak w tym przypadku można będzie liczyć na solidarne działanie państw o skrajnie odmiennych interesach gospodarczych? Zapowiadane sankcje sektorowe to dobre rozwiązanie czasowe. Aby wywrzeć odczuwalną presję na Kreml, potrzebne są bardziej zdecydowane środki.

Tomasz Teluk