Maksim Borodin wyleciał przez okno ze swojego mieszkania na piątym piętrze bloku w Jekaterynburgu. Do zdarzenia doszło 12 kwietnia, zmarł po trzech dniach w szpitalu nie odzyskawszy przytomności.

Prokuratura i policja przyjęły wersję samobójstwa twierdząc, że nie ma żadnych śladów ingerencji osób trzecich. Ale Polina Rumiancewa, redaktor naczelna gazety „Nowy Dień”, gdzie Borodin pracował, nie wierzy, że Borodin mógł popełnić samobójstwo. Natomiast przyjaciel zmarłego, Wiaczesław Baszkow napisał na portalu społecznościowym, że rozmawiał z nim 11 kwietnia po południu i miał powiedzieć, że jego blok jest otoczony przez funkcjonariuszy służb ubranych w mundury polowe i maski.

Baszkow powiedział, że Borodin był tym zaniepokojony, ale nie był „w histerii albo pijany”. Uważał, że wcześniej jego mieszkanie miało być przeszukane i funkcjonariusze czekali tylko na decyzję sądu. Prosił Baszkowa o znalezienie adwokata. A godzinę później, według relacji, oddzwonił i powiedział, że to chyba był fałszywy alarm i oficerowie służb przeprowadzali jakieś ćwiczenia.

Borodin pisał o korupcji i sprawach kryminalnych, a w ostatnich tygodniach zajmował się sprawą śmierci nieoficjalnych rosyjskich żołnierzy w amerykańskim nalocie w Syrii.

W swoich tekstach podał dowody na śmierć w Syrii kilku mieszkańców położonej niedaleko Jekaterynburga miejscowości Asbiest na Uralu.

dam/kresy24.pl