Czy to prawda, że we Francji w prawie cywilnym mają zostać zlikwidowane sformułowania "matka" i "ojciec"?
To nie jest ścisłe. Trzeba powiedzieć, że ustawa o dopuszczeniu osób homoseksualnych do małżeństwa była już od zeszłego roku projektem Partii Socjalistycznej i obecnego prezydenta Francji François Hollande’a. Hollande przed wyborami w 2012 roku, opublikował swój program wyborczy. To było mniej więcej kilkadziesiąt punktów. Do najbardziej kontrowersyjnych propozycji należały właśnie: dopuszczenie homoseksualistów do małżeństwa i adopcji oraz eutanazja.
Ale teraz jest nowa wiadomość, wedle której do października ma być przygotowana ustawa dotycząca zmiany kodeksu cywilnego, gdzie planuje się zastąpić słowa "matka" i "ojciec" przez słowo "rodzice".
To nie jest prawdziwa informacja. Kilka miesięcy po wyborze na prezydenta Hollande rozpoczął dużą akcję na rzecz wprowadzenia ustawy o “homo-małżeństwach”. Całościowe rozwiązania prawne wprowadzające “homo-małżeństwa” były właściwie pierwszą rzeczą jaką Hollande zrobił, jako prezydent. Napisanie projektu zlecono minister sprawiedliwości, którą jest obecnie Christiane Taubira i ona swoje zadanie wykonała. W projekcie zostało napisane, że nie będzie zastępowania określeń "matka" i "ojciec" wszędzie. Będą one zastąpione słowem “rodzice”, ale tylko tam, gdzie zajdzie konieczność.
Czyli nie ma automatycznej wymiany, a modyfikacje mają być tylko tam, gdzie zostanie to uznane za nieuniknione?
Owszem pojawiały się wcześniej, na etapie debaty publicznej, informacje o całkowitym zastąpieniu określeń “matka” i “ojciec”, ale to wynikało ze skojarzenia z rozwiązaniem holenderskim, jakie mieli przeciwnicy projektu. Natomiast w tej chwili ustawa jest już przyjęta i określa wszystkie kwestie dotyczące prawnego umiejscowienia tych tzw. homo-małżeństw. Jeszcze w trakcie debaty parlamentarnej, podczas, której wprowadzono, aż kilkaset poprawek, temat był podnoszony i pomysł likwidacji określeń "matka", "ojciec" nie przeszedł. Sama Christiane Taubira wielokrotnie mówiła, że nie będzie znoszenia tych określeń. Kiedy pod koniec roku 2012 i na początku 2013 projekt był dyskutowany publicznie, to głównie przeciwnicy ustawy mówili, że trzeba się przed nią bronić, bo chce nam narzucić terminy typu "rodzić 1", "rodzic 2".
Czy ten argument był skuteczny?
Swego czasu w telewizji odbyła się debata z Frigide Barjot [współtwórczynią “Manif pour tous”] i kilkoma feministkami. Frigide odniosła się do tego tematu bezpośrednio mówiąc, że nie chce sytuacji, gdy zamiast “taty” i “mamy” będzie "rodzic 1" i "rodzic 2". Na co otrzymała od dyskutantek odpowiedź, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Z formalnego punktu widzenia one miały wtedy faktycznie rację. Tylko, że tutaj trzeba opisać drugi aspekt, który nie ma charakteru prawnego. Istnieje pewnego rodzaju logika zawarta w tej ustawie, którą można by nazwać konstruowaniem "ogólnego rodzicielstwa". Logika ta wpływa na społeczne i powszechne użycie słów "matka", "ojciec", "rodzice". Konsekwencje tego są takie, że nie tylko kodeks cywilny, czy rodzinny będzie operował pewnymi słowami, ale także w szkole publicznej i innych miejscach, gdzie znaczenie ma jakieś pokrewieństwo. Pewne rzeczy, np. terminologia gender, już zaczynają naturalnie przenikać do społeczeństwa. Szczególnie indyferencjacja płciowa, czyli zacieranie różnic, już słychać w języku ludzi, którzy używają go nieświadomie, czyli potocznie. W szkole, do której chodzą moje dzieci, jest bardzo dużo rodzin rozbitych, zdekomponowanych i zrekomponowanych, dla ułatwienia sekretariat szkoły umieszcza w dokumentach ogólne sformułowania "osoba odpowiedzialna", “opiekun dziecka”. Konsekwencje tego są takie, że o ile samo prawo nie będzie wymuszało rezygnacji ze słów "ojciec", "matka", to w praktyce społecznej już ta rezygnacja postępuje.
Przez samą możliwość używania form bardziej ogólnych, niekonkretnych?
Tak, coraz powszechniej pojawia się słowo “opiekun”, czy “osoba odpowiedzialna za dziecko”. Szczególnie we wszelkich sprawach urzędowych, w formularzach, gdy statusy rodzicielskie są porozbijane. Nikt nie rozróżnia, konkubentów i ojczymów od ojców, matek od homoseksualnych partnerów taty, etc. Nikt sobie tym już nie zawraca głowy. “Ojciec” i “matka” stają się sformułowaniami bardzo niereprezentatywnymi i nieodpowiednimi. Daje się więc wyrażenia z zakresu abstrakcji prawnej, jaką jest cywilna odpowiedzialność za dziecko.
Czy coś się jeszcze dzieje wokół ustawy?
28 maja wszedł w życie dekret wykonawczy wprowadzający ją w życie. W tym dekrecie nie ma słów “ojciec” i “matka”, tylko jest słowo “rodzice”.
Dlaczego?
Ponieważ prawnie słowo “rodzice” jest bardzo pojemne, obejmuje wszystkie możliwe kategorie. Ustawodawca musiał znaleźć słowo odpowiednio ogólne, tak się pisze prawo. Dekret zamienił słowa "ojciec" i "matka" na słowo "rodzice", by skategoryzować opiekę na dzieckiem. To się może nie podobać tym, którzy walczą z tą ustawą. Jej logiką tej, jak wspomniałam, jest zniesienie różnic pomiędzy płciami w stosunku do dziecka, ale także różnic pomiędzy "rodzicielstwiem", a jakimiś formami "opieki". Mamy tu też rozdzielenie rodzicielstwa biologicznego i społecznego. Natomiast z pewnością nie można dekretowi zarzucić, że ma charakter eliminujący "ojca" i "matkę".
Z tego co mówisz nie wynika to jednoznacznie. Jak to w praktyce wygląda?
Opiszę to na przykładzie. We Francji jest coś, co nazywa się książeczką rodzinną. To są skrócone akty stanu cywilnego potrzebne, gdy zakładasz rodzinę, rodzi ci się dziecko, rozwodzisz się, czy umierasz. Taubira wymyśliła rozwiązanie, które nie narusza książeczek rodzinnych normalnego małżeństwa, gdzie jest zachowana forma "ojciec" i "matka". Po prostu dodała oddzielną książeczkę dla par homoseksualnych, które będą adoptować dziecko. Dla uczciwości trzeba powiedzieć, że od dawna istnieje kilka typów książeczek rodzinnych. Takie książeczki tworzy się próbując odwzorować faktyczny stan życia społecznego. Np. matka, która ma troje dzieci z trzech różnych związków, ma trzy oddzielne książeczki. Taubira dołożyła po prostu jeszcze jedną książeczkę dla nowej kategorii "rodziny". Zatem mówienie o wyeliminowaniu "ojca" i "matki nie jest zgodne z samą literą prawa, natomiast jeśli chodzi o logikę oddziaływania społecznego to jest to faktycznie ustawa groźna. Warto tu podkreślić, że ustawa o związkach homoseksualnych łączy się z powszechnym rozkładem rodziny i akceptacją chociażby rozwodów. Ślub gejowski to pomysł tylko z pozoru ekscentryczny. Tak na prawdę to przedłużenie rozkładu rodziny, za które odpowiedzialni jesteśmy my wszyscy jako społeczeństwo.
Wygląda, że temat jednak jest zamknięty. Czy nic już się nie robi w sprawie ustawy?
Faktycznie rząd zamknął temat. Po głosowaniu, trwało jeszcze przez jakiś czas wzburzenie. Miała miejsce ta ostatnia demonstracja w Paryżu - 26 maja, potem 28 maja odbył się pierwszy ślub w Montpellier, które jest drugim po Paryżu największym skupiskiem homoseksualistów. Od tego czasu nie ma większych ruchów na skalę narodową, natomiast opór wciąż trwa. Są organizowane happeningi (np. grupy “Hommen” - “ugrzecznionej wersji “Femenu”), ale to nie są duże akcje i rząd ma nadzieję, że stłumi ruch "Manif pour tous". Równocześnie pojawiają się inne protesty – mer pewnego niewielkiego miasteczka przy granicy z Hiszpanią po prostu odmówił udzielenia ślubu dwom mieszkańcom swojej gminy. Trzeba też wiedzieć, że dla merów, którzy nie stosują się do przepisów – dla nich to jest obowiązek ustawowy – są bardzo wysokie kary grzywny, a nawet zagrożenie więzieniem. Merowie nie mają też prawa w tym wypadku zastosować klauzuli sumienia.
Nikt nie starał się o taką klauzulę?
Pojawił się nowy problem, czyli małżeństwa gejowskie i nikt się nie zastanawiał nad klauzulą sumienia. Np. jeśli chodzi o aborcję to we Francji klauzura sumienia obowiązuje, lekarz nie musi jej wykonywać.
Jak wygląda życie we Francji po wprowadzeniu ustawy?
Jest już ta pierwsza “pożeniona” para, spędza sobie “miesiąc miodowy” w ambasadzie w Izraelu. A prezydent Hollande udaje, że nic się nie stało – jedzie do Japonii, potem gdzieś jeszcze, teraz się zajmuje gospodarką, itd.
Jest pytanie, po co tak naprawdę Hollande to wszystko rozgrzebał – opór od samego początku był ogromny wobec tej ustawy i rósł.
Takiego oporu myślę, że się nie spodziewali. Sądzę, że Hollande był w tej sprawie swego rodzaju zakładnikiem lewicy europejskiej i został wystawiony do tej akcji. On nie jest jakimś silnym politykiem, nawet w swojej partii ma przezwisko w rodzaju "Budyń". Wygląda, że tę rolę ktoś mu wyznaczył - mam tu na myśli różne powiązania polityczne, być może towarzyskie, a także samą okoliczność kryzysu.
Patrząc na to co się działo, można mieć wrażenie, że Hollande wykopał sobie polityczny grób.
Bo moralnie to jest jego polityczny grób, ale która klasa polityczna przejmuje się dziś moralnością? Lewica we Francji jeszcze nigdy nie miała tak słabej ekipy. Spójrzmy: jest minister spraw wewnętrznych Manuel Valls, który używał gazu łzawiącego wobec rodzin zgromadzonych na demonstracjach; jest Christiane Taubira, pochodząca z Gujany Francuskiej, która od wielu lat funkcjonuje w lewicowym establishmencie. To osoba niezwykle inteligentna i przebiegła – być może jest ona najsilniejszym punktem obecnego rządu. Można by powiedzieć, że to jest taki typ “żelaznej damy”. Teraz wsławiła się tą “homo-ustawą”, ale to przecież czarna plama w historii Francji. Jest też taka młoda minister ds. równouprawnienia, Marokanka Najat Vallaud-Belkacem. Ona bierze w obronę te wszystkie ruchy pro-gejowskie, pro-lesbijskie i robi to z pełnym oddaniem. Niewątpliwie także to jest przykład bardzo szybkiej karierki. Ale to jest też problem tego rządu, że są w nim sprytni karierowicze, ale nie ma ludzi odpowiedzialnych i myślących w kategoriach dobra wspólnego, czy nawet w kategoriach demokracji. Krotko mówiąc ten rząd to ucieleśnienie tzw. dyktatury socjalistów, która jest takim soft-totalitaryzmem pokolenia ‘68.
Co więc czeka Francję?
Ludzie liczą teraz, że ten “titanic” Hollande’a utonie, ale nie jest wcale pewne, że tak się stanie, ponieważ Partia Socjalistyczna ma bardzo mocne struktury w terenie. Taka jest Francja, liczy się siła partii w terenie, a tam oddziałują też inne sprawy niż polityczne i ogólnonarodowe. To lokalne działania impregnują wielu polityków na długie lata i pozwalają im trwać na stanowiskach choćby w parlamencie. Hollande jest mocny w terenie i pewnie dlatego też nie bał się poruszyć tak kontrowersyjnych spraw. Co nie wyklucza wpływu innych nacisków.
Czyli mamy ligę karierowiczów i ligę starych wyjadaczy partyjnych?
Debata parlamentarna nad tą ustawą, o której rozmawiamy była dla wielu walką na śmierć i życie z UMP, partią Sarkozy'ego. De facto nie był to dla nich spór ideologiczny, czy spor o ideały i podstawy społeczne, ale walka o władzę pomiędzy rywalami. Głosowanie za lub przeciw tej ustawie było czysto koniunkturalne i miało za cel umocnienie swoich pozycji i swoich partii. Zresztą i Front Narodowy Marine Le Pen również traktował sprawę tylko jako okazję do zbicia kapitału politycznego. Oprócz kolektywu obywatelskiego “Manif pour tous” i marginalnych ugrupowań nikt tam nie prowadził żadnego szczerego namysłu. Gdyby PS przegrało głosowanie i upadłby rząd, ci karierowicze staliby się nikim z dnia na dzień. Oni by zniknęli, wywiałoby ich gdzieś w kosmos. Kolejną logiką tej ustawy była walka wszystkich lewicowych partii o przetrwanie.
Co zatem osiągnięto?
Zobaczmy jaka była realna stawka tej ustawy. Rząd francuski znał zasięg podobnych ustaw w Hiszpanii. To są kraje w pewnej mierze porównywalne pod względem wielkości, katolickie w przeszłości. Obliczono, że po kilku latach istnienia nowego prawa w Hiszpanii tylko 2-3 procent par pobierających się to są związki homoseksualne. W ramach tego jest jeszcze jakiś niewielki procent par, które adoptują dzieci. Czyli, że partner homoseksualny adoptuje dziecko, które narodziło się ze związku heteroseksualnego jego “małżonka”. Francja jeszcze nie otwiera możliwości “sfabrykowania” sobie dziecka w “wynajętej macicy”, jak ma to miejsce w niektórych stanach USA. Zatem stawka społeczna jest bardzo marginalna. To nie jest żadna batalia o prawa homoseksualistów, to jest wymówka i zasłona dymna. Nie chodzi o żadnych gejów, nie chodzi o żadne dzieci, które są wychowywane w rodzinach homoparentalnych. Gdy Hollande doszedł do władzy to okazało się, że sytuacja społeczno-gospodarcza pozostawiona przez Sarkozy'ego jest katastrofalna Wyglądało na to, że ekipa nowego prezydenta rzeczywiście nic nie mogła zrobić. Zatem projekt tak kontrowersyjny w sensie symbolicznym, a jednocześnie tak nieznaczący w sensie realnych liczb był doskonałym czasem na “przeczekanie”.
Czy to prawdopodobna strategia Twoim zdaniem?
Ciekawe, że Wielka Brytania rozgrzebała podobny projekt, być może Niemcy rozgrzebią niedługo. Jest tego rodzaju nurt i on nie płynie zupełnie bez kontroli ludzi myślących poważnie o polityce. Myślę, że jest jakieś zjawisko socjotechniczne, które polega na wzięciu w posiadanie dziecka, a najlepiej człowieka na etapie zarodkowym. Tak jakby dziecko, czy zarodek był jakimś cennym obiektem politycznym. Dlatego w sferze języka rozszerza się definicję rodzica, czy rodziny. Rodzina to już nie jest rodzony ojciec i rodzona matka, ale rodzina to bywają też relacje adopcji drugiego stopnia.
Co to takiego?
Możesz zaadoptować dziecko nie będąc mężczyzną, albo kobietą żyjącym w regularnym związku w modelu tradycyjnym. Mogą ci przyznać dziecko, ustalić jakieś arbitralne reguły prawne i to nazwać rodziną. Umieszcza się dziecko po prostu w jakimś konstrukcie społecznym pozbawionym naturalnych odniesień. Naturalnych, czyli związanych z fizycznymi i psychologicznymi aspektami męskości i kobiecości.
Powiedz wprost co jest groźnego w tej ustawie?
Groźne są skutki oddania dziecka parze homoseksualnej, socjokraci bagatelizują skutki tego, że ludzie będą dorastać w związkach, które są u samych podstaw wynikiem przemocy na naturze. Według nich homoseksualiści żyją zdrowo, ale wystarczy poczytać biuletyny stowarzyszeń LGBT, żeby zobaczyć, że stowarzyszenia te zajmują się głównie pomocą psychologiczną, walczą z uzależnieniami, nieuporządkowanymi namiętnościami czy agresją. Mamy więc do czynienia z produkowaniem ofiar przez system, który w tej chwili jest w posiadaniu socjalistycznych liberałów, ofiar, którymi są nieuświadomione osoby homoseksualne, a w przyszłości ich dzieci. Oprócz takich niebezpieczeństw sprawa ma również wymiar absurdu, oto społeczeństwu narzuca się ułudę, że para homo jest małżeństwem i normalną rodziną. jest to skądinąd iluzja, która wynika z wielkiego pragnienia normalności. Sukces “Manif pour tous” polegał na tym, że ludzie nie mogli się zgodzić na uczestnictwo w czyjejś maskaradzie. W dodatku maskaradzie uświęconej prawem.
Rozmawiał Tomasz Rowiński
