Dzieci, brakuje nam dzieci! W Polsce wciąż na dramatycznie niskim poziomie jest dzietność. Współczynnik dzietności powinien wynosić 2,1 - a wynosi zaledwie 1,45. Nie zapewniamy sobie nawet prostej zastępowalności pokoleń. Będziemy wymierać - a szerzące się w kraju zwyczaje wskazują, że o ratunek będzie bardzo trudno.

Ostatni raz "wystarczająca" liczba dzieci urodziła się w Polsce w 1989 roku. Współczynnik dzietności wyniósł wówczas 2,06. Później cały czas notowano spadki. To zaskoczyło demografów i socjologów, bo liczono, że w połowie lat 90. nastąpi duży skok. W wiek rozrodczy zaczęły wówczas wchodzić kobiety urodzone na przełomie lat 70. i 80., wielkiego szczytu demograficznego.

Dlaczego tak jest? Czy wszystko tłumaczy niepewność jutra? Nie tylko. Według prof. Piotra Szukalskiego, demografa i gerontologa z Uniwersytetu Łódzkiego, w latach 90. zaczął całkowicie zmieniać się model rodziny. Przyczyny są złożone, choć, oczywiście, czynniki ekonomiczne też odgrywają pewną rolę.

"Podstawowymi przyczynami słabszego i późniejszego wystąpienia kolejnej fali urodzeń [...] są odraczanie decyzji prokreacyjnych i zmiana modelu rodziny. Z uwagi na niepewną sytuację w pierwszych latach pracy zawodowej oraz dłuższe pozostawanie w systemie szkolnym, młodzi mieszkańcy naszego kraju później niż ich rodzice podejmują decyzję o formowaniu związków i wydaniu na świat potomstwa'' - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".

Wiek rodzących kobiet cały czas rośnie. W roku 1989 wynosił średnio 26,8 lat, w roku 2017 - już ponad 30 lat. W roku 1989 najwięcej dzieci rodziły kobiety w wieku 20-24 lata, dzisiaj już w wieku 25-29 lat. Coraz więcej rodzą też kobiety w wieku 30-34 lata.
W roku 2016 urodziło się o 13 tysięcy dzieci więcej, niż rok wcześniej - 382 tysiące. W roku 2017 było jeszcze lepiej - na świat przyszły 402 tysiące dzieci. To właśnie dało współcznnik dzietności 1,45 (i tak ciągle fatalny!!!).

Ale już w 2018 roku znowu poszło w dół... Dzieci urodziło się 388 tysięcy.

I właśnie dochodzimy do wyczerpania kwestii ekonomicznej. Koniunktura jest w kraju dobra. Pracy nie brakuje. Dotkliwej biedy nie ma. Jest duża państwowa pomoc dla rodzin, wysokie świadczenia finansowe. Ale mimo wszystko... dzieci rodzi się mało.
To problem mentalności. 

,,Upowszechniają się - zwłaszcza na wczesnych etapach dorosłości - takie formy intymnego pożycia, które prowadzą do mniejszej liczby potomstwa czy nawet bezdzietności'' - mówi prof. Szukalski.

W związkach widoczne jest "występowanie takich ich form, które budują poczucie mniejszej pewności - jak to się dzieje w związkach nieformalnych. Dodatkowo odraczanie urodzeń prowadzi do narastania skali problemów z niepłodnością i bezpłodnością, co również prowadzi do zmniejszania się spodziewanej fali urodzeń'' - wskazuje.

O co więc chodzi?

Związki są nietrwałe. Ludzie stosują środki antykoncepcyjne. W kółko odraczają decyzję o dziecku. Kobieta chce najpierw studiować, pracować, bycie matką jest dopiero na dalszym planie. Młodzi ludzie często obawiają się, czy pogodzą wszystkie obowiązki z dzieckiem. Zanika kategoria poświęcania. Na pierwszym miejscu jest własne "ja". 

Taka egoistyczna kultura wymiera. Szkoda, że Polacy wpadli w taką pułapkę. 

bsw/Forsal.pl