Fronda.pl: Jak obecnie wygląda sytuacja w Ngaoundaye, gdzie przebywają m. in. polscy misjonarze i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza?

Br. Benedykt Pączka OFM Cap: Obecnie przebywamy w odległości kilometra od naszej misji, ewakuowaliśmy się z miejsca, gdzie na co dzień pracujemy. Dziś rano dostaliśmy informację, że cztery samochody zmierzają w naszą stronę. W tej chwili czekamy na to, co może się wydarzyć w naszym mieście. Czy muzułmanie z Seleki wrócą na naszą misję? Czy przyjadą, żeby coś ukraść? Trudno przewidzieć, co może się wydarzyć?

Na Facebooku czytałam Brata dramatyczne apele o pomoc. W ciągu ostatnich 24 godzin w Republice Środkowoafrykańskiej zginęło o. 75 osób. Jaki może być dalszy rozwój wydarzeń?  

Ta sytuacja raczej będzie się kończyć. Tak mi się wydaje. Grupy Seleki zmierzają do Czadu, opuszczając kraj. Po drodze kiedy opuszczają Republikę Środkowoafrykańską, grabią, gwałcą, kradną, palą domy. Muszą też jakoś przedostać się do granicy. Tam, gdzie nie ma ochrony wojska, jak na przykład w naszym mieście, organizują się oddziały ochrony. Oni także mogą zaatakować przejeżdżającą przez nasz region Selekę. Nasze obecność tutaj polega teraz na tym, aby chronić nasze życie.

Jesteście zdani tylko na siebie?

Już nie jesteśmy na misji, nauczyliśmy się funkcjonować w tych niebezpiecznych warunkach. Dziś mijają dokładnie dwa tygodnie, odkąd uciekamy, prosimy o pomoc, a tej znikąd nie ma. Nauczyliśmy się uciekać, obserwować, słuchać... Jeżeli niebezpieczeństwo jest gdzieś blisko, nie czekamy, ewakuujemy się.

Może Brat liczyć na jakąkolwiek pomoc stacjonujących w Republice Środkowoafrykańskiej wojsk? Wiem, że apelował Brat o wsparcie także do polskiego MSZ.

Osobiście nie otrzymałem żadnej odpowiedzi ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych naszego kraju. Ani na maila, ani na telefon. Wiem natomiast o tym, że ministerstwo interweniowało. Wczoraj rozmawiałem z francuskim ambasadorem, który pytał o nasze bezpieczeństwo i o to, jak wygląda sytuacja... Dodam jednak, że o pomoc prosimy już od dwóch tygodni. To wszystko jest dla mnie bardzo dziwne. Nie wiem, na co czekają żołnierze, którzy już tu są oraz władze odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli. Czy czekają na taką samą masakrę, jaka miała miejsce w Bouar? Zginęło tam ponad sto osób, Seleka wyrżnęła się wzajemnie z Anti-balaka.

Wojska nie mogły temu zapobiec? Interweniować?

Tam też proszono o ochronę, ale nikt tych próśb nie wysłuchał. Do momentu, kiedy nie doszło do masakry, wszystko działo się spokojnie. Apele o pomoc były jednak wysyłane, alarmowano, że może dojść do masakry i tak też się stało. Dopiero wtedy wysłano wojsko. Może my też musimy czekać, na to, żeby tutaj w Ngaoundaye doszło do masakry. Żeby doszło do poważnego starcia Seleki z Anti-balaka, którzy tworzą oddziały ochrony. Może wtedy kogoś do nas wyślą... Ciężko przewidzieć, co może się stać. Ja proszę o pomoc już od dwóch tygodni, od kiedy jestem w Republice Środkowoafrykańśkiej. Wysyłam informacje do mediów, tłumaczę je na pięć języków. Co jeszcze mogę zrobić? Nie wiem...

„Od tygodni stanowczo doradzamy ewakuację. Ale nasi misjonarze wolą zostać ze swoją owczarnią. Co budzi szacunek i obawę" – napisał na Twitterze minister Radosław Sikorski. Satysfakcjonująca odpowiedź na Brata apele o pomoc?

Ministerstwo Spraw Zagranicznych ma wszystkie nasze kontakty. Ma nasze adresy mailowe. Nikt z nas nie otrzymał z MSZ żadnej odpowiedzi, żadnego apelu. To, że ktoś umieści wpis na Twitterze, w porządku – ale co za tym idzie? Jeżeli chodzi o nasze przebywanie tutaj, nie rozważamy takiej możliwości, aby opuścić Republikę Środkowoafrykańską. Chcemy zostać z tymi ludźmi, być z nimi, bo nasze życie jest ważne, ale ich życie również jest ważne. Dlatego nasza obecność jest tutaj szczególnie ważna, bo ci ludzie patrzą na nas, patrzą jaka będzie nasza reakcja, jak się zachowamy. Oczywiście, miałem kilka telefonów od francuskiego wojska, które chciało wysłać nam helikopter, aby nas ewakuować. Odpowiedziałem, że to nie wchodzi w rachubę. „Proszę wysłać wojsko, aby nas chroniło! Po to tu jesteście”. W Republice Środkowoafrykańskiej należy ochraniać nie tylko stolicę, ale także inne miejscowości, szczególnie te przygraniczne, a właśnie w takiej się znajdujemy. Ewakuacja nie wchodzi w grę. Zostajemy, czekamy cierpliwie, jeżeli nikt do nas nie przyjdzie, będziemy chronić się sami.

Jak osobiście postrzega Brat to doświadczenie zagrożenia życia, w jakim obecnie się znajduje?

To bardzo trudne doświadczenie. Każdy z nas inaczej reaguje, kiedy staje w obliczu zagrożenia swojego życia. Pamiętam ten dzień, 21 stycznia, kiedy Seleka kilkakrotnie przeładowywała kałasznikow w moją stronę... Miałem taki moment, kiedy zacząłem żałować za swoje grzechy. Mówiłem „Panie Boże przebacz mi moje grzechy, bo być może to moja ostatnia chwila”. Było takie zagrożenie życia, mojego, sióstr, braci. Po takich wydarzeniach, po takim terrorze, straszeniu nas, kiedy widzimy ludzi uzbrojonych w kałasznikowy, wyrzutnie rakietowe, człowiek nie nadaje się do życia. Po takim zajściu byliśmy wypompowani. Ciężko było zasnąć, cokolwiek zrobić, powiedzieć, ciężko o nadzieję na przyszłość. Kiedy przyszli następnym razem, ewakuowaliśmy się dosłownie w przeciągu jednej minuty. Strzelali w naszą stronę, ale udało nam się uciec. Żadna kula nas nie trafiła. Na pewno Boża Opatrzność jest nad nami. Pomaga także modlitwa Polaków, którzy organizują wsparcie, modlitwę, Eucharystię. Bardzo jesteśmy wdzięczni za tę troskę.

Rozm. MBW