Tomasz Wandas, Fronda.pl: List Pani Mosbacher do premiera Morawieckiego wywołał spore zamieszanie w opinii publicznej. Wielu komentatorów zwraca uwagę, że PiS sam sobie jest winny, gdyż doprowadził do tego, że USA traktują nas niemal jak swoją kolonię. Czy faktycznie taki jest stosunek USA do Polski oraz z czego wynika ton listu pani ambasador?

Dr Jerzy Targalski politolog: W sensie ogólnym stosunek USA do Polski wcale tak nie wygląda, choć owszem, patrząc na sam fakt wysłania do Polski jako ambasador kogoś takiego jak pani Mosbacher nasuwa interpretację, że nie jesteśmy poważnie traktowani. 

Co ma Pan na myśli?

Mam na myśli to, że pani Mosbacher jest intelektualnie rozwinięta na poziomie równym Ryszardowi Petru. Uważam zatem, że jednak ekipa Donalda Trumpa jest słaba, mniemam, że musieli gdzieś wysłać Mosbacher, w Kamerunie nie było dla niej miejsca, to przysłali ją do Polski. 

Czy nie broni ona jednak wyłącznie amerykańskich interesów w Polsce?

Gdyby tak było to nie afiszowałaby się min. w towarzystwie Bolka. Warto dodać, że pani Mosbacher podczas przesłuchań w Kongresie oświadczyła, że będzie walczyła z "faszyzmem" w Polsce i realizuje swój plan, towarzystwo w jakim przebywa wskazuje na to, o jaki "faszyzm" tu chodzi. Bardzo źle świadczy o ambasadzie amerykańskiej, to, że jej szefowa pozwala na tak jasne określanie się jej po stronie frakcji niemieckiej w Polsce, z którą to orientacją prezydent Trump nie ma nic wspólnego. Można powiedzieć więcej, że USA są nawet w fazie konfliktu z Niemcami, stąd pani Mosbacher szkodzi nie tylko Polsce, ale przede wszystkim szkodzi Stanom Zjednoczonym. 

Czy wyglądająca na ostrą i zdecydowaną, reakcja rządu na ten list była słuszna? Czy nie zagrozi to naszym interesom, które robimy z Amerykanami? 

Na czym polegała ta ostra reakcja rządu?

Racja, bardziej była to ostra reakcja mediów, które określa się jako "prorządowe"...

Rząd jak zwykle udawał, że nic się nie stało. Jeżeli ktoś uważa, że to co robi pani Mosbacher zaszkodzi relacjom polsko-amerykańskim, to znaczy, po prostu że nie mają one poważnego charakteru. 

Czy jest to szansa na to, by politycy odrobinę zmienili retorykę względem Amerykanów, czy nie powinni zacząć podkreślać, że my również jesteśmy dla USA ważni a nie tylko oni są ważni dla nas? Co w ogóle trzeba byłoby zrobić żeby choć trochę zmobilizować USA do zmiany postrzegania Polski? Czy jest to w ogóle w mocy Polski?

Dlaczego Stany Zjednoczone mają inaczej zacząć traktować Polskę, skoro do tej pory deklaruje ona, że nadal chce być podnóżkiem Niemiec? Kto zaprasza Niemcy do Intermarium? Kto za każdym razem kapituluje przed niemieckim dyktatem? Po drugie tu nie chodzi o zmianę retoryki, tylko o podjęcie konkretnych działań. 

Na przykład?

Po tej sprawie trzeba byłoby całkowicie ignorować Mosbacher - jednak oczywiście rząd tego nie zrobi. Zamiast tego rząd podejmie próbę wytłumaczenia jej co ma miejsce, co zakończy się kolejną kompromitacją i kolejnym "wyskokiem" tej pani, która w ogóle nie nadaje się do dyplomacji. Ponadto chodzi w tej sprawie o to, aby podjąć konkretne działania poza panią Mosbacher, to dopiero będzie dowodem na to, że Polska nie zgadza się na rolę pigmejów. Natomiast mówienie, że takie działania zaszkodzą budowie "Fort Trump" jest śmieszne. 

Jeżeli to co robi Mosbacher miałoby zaszkodzić sprawie i "Fort Trump" miałby nie powstać, oznacza to wyłącznie tyle, że baza ta i tak nigdy by tu nie powstała, a jeśli miałaby powstać, to tylko na zasadzie "przedstawienia teatralnego", w dekoracjach "z tektury". 

Czy rząd podejmie takie działania poza panią Mosbacher? I jakiego typu działania ma Pan na myśli? 

Rząd jest sparaliżowany strachem i nie podejmie żadnych działań. Natomiast ja mam na myśli bezpośrednią linię komunikacyjną przez inne osoby z otoczeniem prezydenta Trumpa - to proste. Oprócz tego trzeba byłoby podjąć kroki celem kompromitacji Mosbacher w środowisku Trumpa, ponieważ to co ona robi, szkodzi Trumpowi i Stanom Zjednoczonym, dlatego, że całkowicie podważa zaufanie Polaków do Stanów Zjednoczonych w Polsce. Ponadto pani ambasador broni mediów, które prezydent Trump cały czas krytykuje. 

Co ma Pan na myśli?

To, jaki stosunek ma Donald Trump do CNN, jest dokładnym odzwierciedleniem naszego stosunku do TVN. Warto zaznaczyć tutaj, że CNN również jest stacją kapitału amerykańskiego, stąd argument profesora Dudka, że wolność słowa w Ameryce oznacza, iż politycy nie krytykują mediów, jest przeznaczony dla półidiotów. Większość wystąpień Trumpa zaczyna się bądź kończy od krytykowania CNNu, stąd jeśli chcielibyśmy brać przykład z amerykańskiego prezydenta w tym zakresie, to premier Polski większość swoich przemówień powinien zaczynać od krytyki TVNu. 

Mieszkający w Polsce Amerykanie, między innymi znany prawicowy publicysta Matthew Tyrmand twierdzi, że gdy Trump dowie się, że Mosbacher stanęła w obronie polskiego CNN nie będzie zadowolony. Czy faktycznie?

To niech się dowie, niech w końcu, ktoś coś zrobi, a nie drży ze strachu. Jak tak dalej pójdzie i nic się nie zmieni, to trzeba będzie wkrótce podawać całemu rządowi leki przeciwlękowe. Natomiast biorąc pod uwagę emocjonalny charakter Trumpa, gdyby doszła do niego ta informacja, z pewnością by się wściekł i bardzo dobrze, właśnie o to chodzi. 

Dziękuję za rozmowę.