Wielu polityków, dziennikarzy i publicystów nazbyt szybko uznało, że deklaracja prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego o uznaniu sprawy tzw. ustawy degradacyjnej za definitywnie zamkniętą po zawetowaniu jej przez prezydenta Andrzeja Dudę raz na zawsze kończy temat tej formy rozliczenia zdrajców Polski w wojskowych mundurach.

To ich przekonanie podważył zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha, który powiedział mediom, że to jego zwierzchnik ostatecznie zadecyduje, czy kontynuować prace nad nią w formule własnego projektu.

Jego słowa współbrzmią z uzasadnieniem, jakie wygłosił prezydent Duda wetując ustawę umożliwiającą pozbawienie stopni członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego oraz żołnierzy rezerwy i innych osób, które w latach 1943-1990 swoją postawą w szeregach armii sprzeniewierzyły się polskiej racji stanu.

Zwracałem wtedy uwagę, że głowie państwa nie podobają się niektóre zawarte w niej prawne regulacje, ale merytorycznie podziela potrzebę symbolicznego napiętnowania ludzi, którzy zdradzili Polskę realizując rację stanu wrogiego jej mocarstwa. Padła też wtedy z ust Prezydenta RP zapowiedź szybkiego spotkania z ministrem obrony narodowej, szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz przedstawicielami organizacji skupiających weteranów walk o niepodległość, jak również ofiary stanu wojennego i bohaterów opozycji z okresu PRL w celu zasięgnięcia ich opinii.

Czy po oświadczeniu prezesa PiS, że jego partia nie będzie partycypowała w przygotowaniu nowej ustawy degradacyjnej minister Mariusz Błaszczak zechce przybyć na taką debatę?

Mam nadzieję, że kiedy opadną emocje, cały obóz Zjednoczonej Prawicy z Jarosławem Kaczyńskim na czele zechce konstruktywnie współpracować z Prezydentem RP w tak ważnej dla polityki historycznej i dbałości o narodowe imponderabilia materii. Głowa państwa wysyła poprzez swojego ministra wyraźny sygnał o gotowości do podjęcia takiego działania.

Jerzy Bukowski