Kiedy tylko mocno przygrzeje nad Polską słońce, rodacy masowo ruszają nad wodę i w góry. Niestety, wielu z nich nie przeżywa kontaktu z przyrodą. W maju utopiły się 62 osoby, co stanowi smutny rekord tego miesiąca, w górach straciło życie kilka.

Powody tych tragedii są różne, ale bardzo często mamy do czynienia z kompletną nieodpowiedzialnością oraz z całkowitym brakiem wyobraźni, przed którymi systematycznie - lecz jak widać bezskutecznie - przestrzegają ratownicy wodni i górscy.

Głupota i brawura wciąż zbierają nader obfite żniwo, chociaż w mediach można zapoznać się z fachowymi uwagami dotyczącymi bezpiecznego korzystania z akwenów i solidnego przygotowywania się do górskich wycieczek.

Niby wszyscy wiedzą, co to jest szok termiczny, którym grozi wejście rozgrzanego słońcem człowieka do zimnej wody, nazbyt często zapomina się jednak o podstawowej zasadzie stopniowego, nie zaś nagłego ochładzania organizmu, nie mówiąc już o zakazie spożywania alkoholu przed kąpielą. Prawie każdy wybierający się w góry wie, że pogoda bywa w nich zmienna, a nawet w środku lata można trafić na oblodzoną ścieżkę lub płat śniegu, konieczny jest też właściwy ubiór (zwłaszcza buty), ale jakże wielu rodaków lekceważy te przestrogi.

Smutną tradycję długich polskich weekendów, których mamy w naszym kalendarzu coraz więcej, stanowią więc regularne doniesienia o topielcach i o tych, którzy zakończyli życie w wysokich górach. Towarzyszą im komunikaty o licznych ofiarach wypadków drogowych, których przyczynami również bywają wymienione wyżej cechy polskiego charakteru narodowego.

Czy te weekendy śmierci przejdą kiedyś do historii?

Jerzy Bukowski