Fronda.pl: Czy Władimir Putin słusznie liczy na to, że Donald Trump nie będzie trzymał twardego kursu wobec Rosji?

Dr hab. Piotr Wawrzyk, Uniwersytet Warszawski: Wydaje mi się, że w tych właśnie kategoriach idą działania administracji rosyjskiej. Świadczy o tym niewydalenie amerykańskich dyplomatów i liczenie na to, że będzie dla Rosji lepiej, gdy władzę obejmie Donald Trump. Natomiast wydaje mi się, że to wynika ze złego rozumienia poglądów Trumpa na rolę Ameryki i jej politykę zagraniczną. Myślę, że Donald Trump będzie chciał się porozumieć z Rosją np. w sprawie walki z tzw. Państwem Islamskim, ale na swoich warunkach, a nie na warunkach Władimira Putina.

Jak należy odbierać niektóre decyzje personalne Trumpa, jak np. stanowisko sekretarza stanu dla Rexa Tillersona – człowieka dobrze znanego i cenionego przez Putina?

Tillerson jako człowiek znany Putinowi będzie dobrym pośrednikiem w rozmowach, chociażby w sprawach konfliktu syryjskiego. Tillerson nie tylko jest znany w Rosji, ale z drugiej strony zna bardzo dobrze stosunki rosyjskie. To atut dla nowej administracji Trumpa, gdyż nowy sekretarz stanu będzie wiedział jak poruszać się w meandrach personalnych Rosji.

Niektórzy publicyści sugerują czarne scenariusze, w ramach których Stany Zjednoczone mogą kosztem Europy Środkowo-Wschodniej sprzymierzyć się z Rosją, by stawić czoło Chinom. To polityczne science-fiction czy możliwy scenariusz Pana zdaniem?

Na pewno relacje chińsko-amerykańskie nie będą takie, jakie były do tej pory. Myślę, że będzie miała miejsce dużo bardziej zdecydowana obrona amerykańskich interesów. Natomiast nie rozumiem czemu miałoby to się odbywać kosztem Europy Środkowo-Wschodniej. Jeżeli miałby powstać sojusz Stanów Zjednoczonych przeciw Chinom, to pamiętajmy, że Trump głosił w kampanii politykę silnej Ameryki. Ale silna Ameryka to nie taka, która zostawia swoich sojuszników, np. w Europie Środkowo-Wschodniej. Myślę, że jeśli będzie wspólna polityka rosyjsko-amerykańska wobec Chin, to będzie ona oddzielona od polityki amerykańskiej wobec Europy. Jeżeli Ameryka ma być silna, to nie jest tak, że zostawia pole do działania Rosji w Europie, czy na Ukrainie. Raczej będziemy mieli do czynienia z chęcią takiego dwoistego pojmowania polityki przez Stany Zjednoczone.

Czy sądzi Pan, że istnieją jakieś sygnały, że interesy Polski mogą być zagrożone w związku z wyborem Trumpa?

Nie wydaje mi się, bo przecież mamy potwierdzenie ze strony przedstawicieli nowej administracji, że wcześniejsze zobowiązania będą dotrzymane. Polska jest podawana przez nową administrację jako wzór państwa wypełniającego swoje zobowiązania sojusznicze. Te osoby, które będą pełniły ważną funkcję w administracji amerykańskiej, np. gen. James Mattis raczej mają podejście propolskie. Ostatnio w Warszawie to co powiedziałem potwierdził Rudy Giuliani. W związku z tym wydaje mi się, że nie możemy stracić po objęciu przez Trumpa fotelu prezydenckiego. Gorzej niż za czasów Obamy z pozycją Ameryki na świecie już być nie może.

Nazywanie Trumpa politykiem prorosyjskim to gruba przesada?

Takie stwierdzenie bazuje na wypowiedziach Donalda Trumpa z czasów jego kampanii wyborczej. Natomiast pomija się aspekt, o którym Trump mówił wiele, a więc o silnej Ameryce, jak już wspomniałem. Silna Ameryka nie jest państwem realizującym interesy rosyjskie. Silna Ameryka realizuje własne interesy na wszystkich polach, także względem Rosji. Z tego punktu widzenia nie można mówić o prorosyjskości Trumpa.

Dziękujemy za rozmowę.