Najnowsze wydanie numeru „Do Rzeczy” zaskakuje okładkowym tekstem na temat prof. Witolda Kieżuna. Jego autorzy, Sławomir Cenckiewicz i Woyciechowski, na podstawie ujawnionych dokumentów zarzucają bohaterowi Powstania Warszawskiego współpracę z PRL-owską bezpieką.

Publikację „Do Rzeczy” na łamach Fronda.pl komentuje m.in. dr Piotr Gontarczyk. Natomiast w samym tygodniku można znaleźć odpowiedź prof. Witolda Kieżuna, w której ocenia on wiarę autorów tekstu w wartość dowolnie wybranych materiałów bezpieki jako „przerażającą”.

Profesor dodaje ponadto, że w dużej mierze są to materiały uzyskane nie w drodze przesłuchań jego samego, ale podsłuchanych rozmów czy podsłuchu zainstalowanego w jego mieszkaniu, a także publikacji prasowych. Kieżun szczegółowo wyjaśnia na stawiane mu przez autorów „Do Rzeczy” zarzuty, pisze o sprawie odejścia z Uniwersytetu Warszawskiego czy ostrzeżeniu, jakie otrzymał od Senkiera. Publikację tygodnika nazywa „oszustwem”.

Autorzy dostarczyli na pewien okres mnie, osobie podlegającej dyskredytacji, nieco materiału dowodowego. Okazało się jednak, że jest to jedynie jakaś część całości, natomiast ocena autorów dotyczy także zupełnie nieznanego mi materiału – gorzej, niekojarzonego z żadnym elementem pamięci osobistej, a nawet z wyobraźnią, że taką działalność dyskredytującą można wykonywać. Jeśli jeszcze dodać do tego tylko ofiarowany jeden dzień czy jedną noc na opracowanie swojej opinii, to w sumie reprezentuje to działalność tak daleką od elementarnych kanonów kultury, że wręcz skłaniającą do podejrzeń o jakiś zanik zmysłu moralnego” - tak prof. Kieżun opisuje kulisy powstania publikacji „Do Rzeczy” oraz jego odpowiedzi na atak tygodnika.

Na koniec prof. Kieżun deklaruje, że choć jest to smutne, to jako autentyczny chrześcijanin poprosi on Wszechmogącego, aby wybaczył autorom tego ataku. „Ale dokonam jeszcze krytycznej analizy waszych ukrytych przede mną materiałów” - dodaje.

Prof. Kieżun miał bardzo przeżyć publikację „Do Rzeczy”. Powołując się na asystenta profesora, Telewizja Republika podała, że w związku z artykułem tygodnika przeszedł on „poważną zapaść”. Asystent zasugerował też, że owa zapaść została wywołana przez „wizytę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego w domu profesora”. Obecnie prof. Kieżun czuje się już lepiej.

MaR/Do Rzeczy