Powieść napisana jest znakomicie, wciąga i trzyma w napięciu. A do tego pozwala głęboko wejść w świat myśli i uczuć Romana Dmowskiego, i to mimo wszystkich literackich zmian, które do biografii Prezesa wprowadził Dobraczyński. Nie bez znaczenia jest również barwne pokazanie zmian w samym ruchu narodowym, które zachodziły w latach 30., a także źródeł takich a nie innych późniejszych postaw środowiska PAX. I wreszcie wątki religijne, czyli dyskretnie namalowana droga Dmowskiego do nawrócenia. Wszystko to razem daje mieszankę piorunującą, i to nie tylko dla tych, którzy próbują zrozumieć Polskę końca lat 30. czy lat 80., ale dla wszystkich którzy po prostu chcą pożytecznie spędzić czas.

Mnie jednak najmocniej w tej książce pochłonęło przedstawienie samego Prezesa i jego myśli. Dla mnie ta powieść ma znaczenie przede wszystkim politologiczne i filozoficzne. Wyczytuje w niej, podane w świetny literacko sposób, główne intuicje ruchu narodowego. Wyjaśnienia antyniemieckości i bliskości (choć czysto utylitarnej) z Rosją. Pokazania, jaki był stosunek Dmowskiego do masonerii, polskości, tradycji insurekcyjnej czy Piłsudskiego    Widzę w nim także próbę głębokiego wyjaśnienia ideowego zwrotu jakim było dla całego środowiska Bolesława Piaseckiego wejście we współpracę z komunistami, a dla samego Jana Dobraczyńskiego wejście do PRON-u. Nie zgadzam się z tymi wyborami, ale po lekturze „Spadających liści” lepiej rozumiem ich podstawy.

 

I wreszcie kwestia ostatnia. Całkowicie już współczesna. Uważna  lektura tej powieści pozwala lepiej uświadomić sobie, dlaczego nasza polityka jest taka jaka jest; dlaczego tak mało w niej realizmu, a tak wiele mocnych, emocjonalnych słów. Ostrzegał przed tym wielokrotnie Dmowski, ostrzega i Dobraczyński. I warto wczytać się w te słowa, które pisarz wkłada w umysł Prezesa, który rozmyśla nad tym, dlaczego ruch narodowy w Polsce przegrał. „O ile łatwiej było przeciwnikom. Ci mieli zawsze na zawołanie wielkie słowa: „nie należy paktować ze złem”, „dziś twój triumf albo zgon”. Odwoływali się do sentymentów – nie do logiki. Do szabli czy bodaj do browninga – nie do pamięci o przeszłości i przyszłości. Ci ludzie wydarli mu zwycięstwo. Przypisali sobie sukces, który on osiągnął. Gdy on stargał w walce siły, jego właśni ludzie zaczęli zerkać w inną stronę. Byli przecież tacy nieszczęśliwi, że musieli stawać przeciw tym, którzy przemawiali głosem archaniołów. Orzełek, mundur, szabla porywały serca. Zwłaszcza kobiet… Dyktator nie musiał walczyć o idee. Wystarczyło grać na uczuciach” – myśli Prezes. I choć sytuacja radykalnie się zmieniła, i teraz  nie gra się już na mundurach i orzełkach, a na ciepłej wodzie w kranie i świętym spokoju, albo na innych silnych emocjach – to istota polityki prowadzonej dla Polaków pozostała taka sama. Wzmocniona tylko siłą telewizji, która – jak pokazywał Neil Postman – nieuchronnie niszczy demokrację.

Tomasz P. Terlikowski

J. Dobraczyński, Spadające liście, Biblioteka Myśli Polskiego, Warszawa 2010, ss.251.