„Polska narracja patriotyczna ma wszystkie cechy histerycznego narcyzmu, okopanego wokół sarmackiego skarbu, którego nikt poza tym za skarb nie uważa (już chyba nawet nie Norman Davies, którego Polacy tak bardzo pokochali za to właśnie, że on, jako przedstawiciel krainy brytyjskich Mistrzów, dostrzegł był naszą małą agalmę). Wszystkie prawicowe projekty naprawy Rzeczpospolitej – od polityki, przez ekonomię, po kulturę – opierają się na niewysławialnej tajemnicy tego wyjątkowego stanu posiadania, który, gdyby nam nie przeszkadzać, zaowocowałby piękną odmiennością: lepszą polityką, ekonomią i kulturą robioną inaczej i mądrzej niż wszędzie indziej. Trzeba jednak pamiętać, że Histeryk nigdy nie jest w stanie ruszyć z miejsca i zacząć czegokolwiek budować: nieustannie bowiem unosi się nad nim figura obcego Mistrza, który przeszkadza, wywłaszcza, gnębi i dominuje. Histeryczna trauma polega więc koniec końców na niszczącym doświadczeniu absolutnej bezsilności wobec wiecznie wyolbrzymianych przeszkód: potęgi Moskwy (iluż pozornie antyrosyjskich polskich prawicowców w istocie bez przerwy wychwala Putina jako wszechpotężnego tyrana, pociągającego za sznurki wszystkich państw ościennych, w tym także Polski); potęgi Brukseli (nieczułego biurokracyjnego molocha, która nas wciąż upokarza i rzuca na kolana); czy nawet „potęgi Stalina”, który tylko w tej histeryczno-polskiej perspektywie nadal okazuje się wiecznie żywy. Polski układ domyślny zatem to mały histeryczny narcyzm, który tak silnie przeżywa swoje zagrożenie, że zaczyna otaczać osobliwym kultem wszystkie te „potęgi”, które mu rzekomo zagrażają” - oznajmia Bielik-Robson.

„Polska jawi się jej jako cenny skarb, który w każdej chwili może zostać zabrany, rozkradziony, zaprzepaszczony. Ta osobliwa odmienność Polski na tle świata – zawsze innej, zawsze zmierzającej w odwrotnym kierunku, najpierw wbrew centralizacji władzy, potem wbrew modernizacji – staje się pretektem do iście histerycznej samoobrony. Polska zawsze musi się bronić, ponieważ jest inna, niepowtarzalna, swoista, a jednocześnie taka mała i krucha, tak zagrożona w swojej specyfice. Ten układ domyślny wypracował dla nas Mickiewicz w swoich Prelekcjach paryskich, gdzie Polska funkcjonuje jako mesjański symbol anarchicznej wolności, z tego też powodu nieustannie niszczony i najeżdżany przez mocarstwa Świętego Przymierza, które dla wieszcza jest tylko synonimem diabelskiego spisku. Polska cierpi więc na krzyżu „rzymskich potęg” jako uciemiężony zbawca małych narodów: jako święta figura „małego nacjonalizmu” dławionego i tłamszonego przez zachodni proces modernizacji, który wybrał imperia i globalne wspólnoty” - uzupełnia...

I choć niekiedy trudno przebić się przez ten dość bełkotliwy język, to jedno nie ulega wątpliwości Bielik-Robson polskość się nie podoba, i w gruncie rzeczy ona nią gardzi...

TPT/Krytykapolityczna.pl