Ta wszechwiedza Boga i wiedza nasza – tutaj poszukamy odpowiedzi na nasze pytanie.

Jako dawny katecheta tak to tłumaczę poglądowo: my widzimy czas (to trudne sformułowanie po łacinie, kto zna łacinę, niech pomyśli) jako numerus motus secundum prius et posterius. W każdym razie dla nas czas jest jak film, którego klatki przesuwają się przed naszymi oczyma. Nawet jeśli mniej więcej wiemy, jaki będzie koniec, to szczegóły nam się przedstawiają dopiero w czasie oglądania tego filmu, często nie wiemy, jaki będzie koniec, to z tym większym zaciekawieniem patrzymy. Natomiast według tego sposobu myślenia jest tak, że Pan Bóg czegoś nie wiedział, potem się dowiedział, a gdyby miał tę uprzednią wiedzę, to by zrobił inaczej. My jakoś determinujemy Pana Boga swoim postępowaniem, swoją źle wykorzystaną wolnością i Pan Bóg nie może wszystkiego. Jeśli człowiek powie: „Nie”, Bóg go nie będzie do niczego zmuszał. W Piśmie jest powiedziane, że tacyfaryzeusze udaremnili wobec siebie zamiar Boży (por. Łk 7,30). Nam to też się może zdarzyć.

Chyba można powiedzieć tak, że Pan Bóg jest wieczny; widzi wszystko naraz. To jest właśnie niepojęte dla nas do końca.

Można powiedzieć: widzi film od początku do końca i jednocześnie widzi wszystkie warianty tej opowieści. W języku teologicznym scholastyki to są futura, czyli rzeczy przyszłe, które będą miały miejsce, i futurabilia, to znaczy te, które mogłyby się stać.Co by się stało, gdybym się spóźnił na ten pociąg? Co by się stało, gdybym się nie spóźnił na ten pociąg? Gdybym na zabawie, wybierając sobie partnerkę do tańca, podszedł do tej a nie do tamtej dziewczyny? Gdybym tę klasówkę, którą pisałem, zawalił, to jakie by to miało skutki? I tak dalej. Pan Bóg, według teologii, zna odpowiedź na te wszystkie pytania (a ty, oczywiście, umrzyj, to się dowiesz). Nie mógł tego Pan Bóg inaczej wykombinować. Jeśli stworzył wszystko dobre (por. Rdz 1), to w jaki sposób z dobrego stało się złe? Nie tylko Polskę dotknęło to, o czym mówi ks. Tischner – nieszczęsny dar wolności. Po śmierci dowiemy się też,dlaczego Pan Bóg zaryzykował, obdarzając wolnością najpierw duchy, które stworzył. I dzięki temu, że anioł był wolny, ten najwspanialszy, Lucyfer, zobaczywszy (znów to tylko domysł), że będzie w przyszłości taki Człowiek, komu się będzie musiał pokłonić. Syn Boży, który łączy obie natury i przed Bogiem – proszę bardzo, padamy na twarze. Ale on jest także człowiekiem i ma naturę, możemy idąc tym tokiem myślenian powiedzieć: „skażoną ciałem”. Dla ducha ciało jest to niższa forma bytowania, więc Lucyfer uznał, że się przed takim kłaniać nie będzie. „Nie będę służył” – powiedział szatan – „Do widzenia”. I to jest znów tajemnica: dlaczego ten anioł zbuntowany nie ma prawa powrotu? Dlaczego człowiek ma możliwość powrotu, kiedy odejdzie, a szatan nie? Powiem szczerze, że jeszcze jako kleryk na problemie zła omal się nie wyłożyłem. To była taka zadra, która we mnie siedziała: dobry Bóg i zło wszelkiego rodzaju, od najmniejszego do największego. Kiedyś spowiednik mi powiedział: „Wierzysz Bogu we wszystkim, popatrz na krzyż Jezusa, który podjęty został z Jego wolnej woli (a miał wole i Boską, i ludzką) i z całą pewnością nie będziesz przez Boga oszukany. Kiedy umrzesz, dowiesz się, jak to właściwie było. W tej chwili twoje oczy wiary nie są w stanie zobaczyć tego co, zobaczą oczy chwały, oczy łaski. Z całą pewnością nie zawiedziesz się, będzie ci to wyjaśnione, będziesz miał pełną satysfakcję”. I mówiąc szczerze to mi jakoś pomogło. Skoro wiem, że Bóg kocha, a krzyż jest dla mnieznakiem tej Bożej miłości, bardzo wyraźnym, oczywistym, trzeba zaufać. Jestem dzieckiem Boga, a nawet człowiek w stosunku do dziecka może mieć swoje tajemnice, wszystkiego mu nie opowie, jako że dziecko nie jest zdolne wszystko pojąć. Dopiero im bardziej dorasta, więcej rozumie, rozwija się. Zaczyna odkrywać różne tajemnice: że nie jest dzieckiem swojego ojca, że było adoptowane albo coś innego. Wtedy człowiek, odpowiednio przygotowany i dojrzały, może tę prawdę przyjąć bez wielkiego wstrząsu. Więc ufamy, że te kłopoty związane ze złem zostaną wyjaśnione, że dowiemy się, dlaczego tak właśnie było. „W Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”, śpiewamy w Te Deum.

Nie bardzo rozumiemy zło wynikające z działalności żywiołów. Czyżby ziemia w jakiś sposób uczestniczyła w grzechu pierworodnym? Nie wiemy tego. Czy gdyby nie było grzechu pierworodnego, to byłyby trzęsienia ziemi, powodzie, tsunami? Nie wiemy. Wszystkie dociekania są zupełnie bezpodstawne, nic nie wymyślimy na ten temat. W każdym razie, jeśli Pan Bóg w obecnej sytuacji takie rzeczy dopuszcza, to chce z tego jakieś dobro wyprowadzić.

Natomiast to, że podczas klęsk żywiołowych masy niewinnych ludzi giną? To trzeba by porozmawiać z tymi, którzy przeszli na drugą stronę. Z całą pewnością ci, którzy przeszli, nie mają żadnych pretensji do Pana Boga, że zginęli, jak zginęli. Pewien salezjanin próbował wyjaśnić, o co chodzi w takiej sytuacji. Było trzęsienie ziemi i w jego wyniku w kościele zginęły dzieci. I on potem, w śnie czy w widzeniu, spotkał z tymi dziećmi a one tak się cieszyły i mówiły, że nic się nie stało. Chwilę zabolało, a w niebie jest tak dobrze. „Takie jesteśmy szczęśliwe. Nie żałujemy tego, co się wydarzyło, tu jest wspaniale. Trzęsienie ziemi? To było, ale to tylko chwila”. Wydaje mi się, że to widzenie chwały, nawet jeśli odrzuci się beletrystykę z tego opowiadania, to według Biblii rzeczywiście ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy w Niego wierzą (1 Kor 2,9). I nic z tego, co jest tutaj na ziemi, nie może równać się z tą chwałą, którą Pan Bóg w Niebie przygotował; której nie jesteśmy w stanie pojąć. Natomiast niektóre rodzaje złą dają nam się bardzo, bardzo we znaki. Szczególnie, kiedy jest spowodowane przez szatana, nękające nas choroby, też choroby duszy, przede wszystkim nieopanowanie, i poprzez klęski żywiołowe. To wszystko się wyjaśni, a my tymczasem czyńmy dobro. Jak mówił św. Filip Nereusz: „Czyńcie dobrze, o ile potraficie”. Wystarczy, że jeden człowiek czyni dobro, to już jest mniej zła na świecie. Zamiast narzekać, bluźnić, denerwować się, wpadać w panikę, trzeba po prostu dobrze przeżyć każdy dzień. Jezus „przeszedł życie, dobrze czyniąc” (por. Dz 10,8). Idźmy za Nim!

o. Leon Knabit

Za: www.ps-po.pl