Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,10).
Zasadniczy motyw dzisiejszych czytań obejmuje dramat proroka i dramat jego odbioru przez społeczność ludu Bożego. Prorok Ezechiel jest wysłany przez Boga do Izraela uprowadzonego do Babilonu. Warto sobie zdawać sprawę z ogólnie wówczas przyjmowanego przekonania, że klęska narodu podbitego oznaczała jednocześnie klęskę jego bogów. Bogowie okazali się nie dość silni, by obronić naród, którym się opiekowali. Było to przekonanie powszechne w ówczesnym świecie i Izraelitom także nasuwał się taki wniosek. Zostali pokonani przez Chaldejczyków, to znaczy ich Bóg nie dał im obrony, a zatem był słabszy od bogów babilońskich, od Marduka, ich boga naczelnego.
I w takiej sytuacji został posłany Ezechiel, młody wówczas człowiek, do wygnańców, aby ich wzywać do opamiętania się, do nawrócenia. Bóg zresztą mu zapowiedział, że serca Izraelitów są zatwardziałe. Ale przynajmniej powinni wiedzieć, że jest wśród nich prorok. Zdumiewa nas „mała skuteczność” działania Bożego. Dlaczego Bóg dopuszcza taką zatwardziałość ludzkiego serca?
Szukanie Boga gdzieś daleko i w sytuacjach nadzwyczajnych, w szczególnych okolicznościach, sytuacjach, jakie sobie tylko moglibyśmy wyobrazić, jest formą zatwardzenia serca. Z tym spotkał się Pan Jezus i z tym spotykamy się nieustannie. Bóg jest dla nas tu i teraz albo Go nie ma dla nas w ogóle. Hodujemy w sobie jedynie Jego wyobrażenie.
Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi