Publicysta na blogu na portalu Wpolityce.pl odnosi się do warszawskiego maratonu, który przebiegł w niedzielę ulicami stolicy.

Bez wątpienia wielu uczestników biegu nie wystartowało w nim z powodów ideologicznych - motywy związane ze zdrowiem, sportową rywalizacją czy przyjemnością mogą do tego wystarczająco skłaniać. I tacy ludzie, jak podkreśla Warzecha -pobiegną w maratonie, „bo przecież skoro jest, to biegną, a nie jest ich sprawą ani winą, że maraton jest zorganizowany w taki, a nie inny sposób i zyskuje taką, a nie inną oprawę” - pisze.

Ale jest też jednak inna kategoria biegaczy: „to ci, którzy zaczęli biegać, bo Giewu zaczęła pisać, że bieganie jest modne i fajne; bo biegają koledzy z korporacji; bo modnie jest wstawić na fejsa swoją fotkę po biegu; a także dlatego, że kręci ich pompowany właśnie głównie przez medium z Czerskiej antagonizm pomiędzy biegającymi a niebiegającymi, pomiędzy uczestnikami biegów a ludźmi, którzy w ich trakcie chcą po prostu w miarę normalnie funkcjonować. I to jest - śmiem twierdzić, choć rzecz jasna badań żadnych nikt nie robił - całkiem spora grupa biegaczy. Największa zapewne w Warszawie” - uważa publicysta tygodnika „Wsieci”.

Jak podkreśla, bieganie ideologiczne oczywiście nie jest, jednak może pełnić taką właśnie funkcję. Dlaczego bieganie w polskim wydaniu jest ideologiczne?

Wystarczy przejrzeć publikacje na jego temat, pojawiające się po stronie fajnopolskiej. To kontynuacja tej samej linii, którą mogliśmy obserwować przy okazji Euro 2012. Jest dobrze, radośni Polacy pokazują, że robią to samo co w Berlinie czy Nowym Jorku, wszyscy się cieszą, a tylko garstka narzekaczy i wiecznych malkontentów jak zwykle się burzy. To ci sami - głosi przekaz między wierszami - którzy wciąż narzekają na rząd, którym się III RP nie podoba” - zauważa autor felietonu.

To sytuacja podobna jak z „ponadpolitycznym” autorytetem Jerzego Owsiaka: ma swoją siłę rażenia, póki nie powie się otwarcie, że jest po prostu żołnierzem w politycznej rozgrywce. Jako że ośrodkiem definiującym fajnopolską ideologię jest „Gazeta Wyborcza”, więc ona najsilniej promuje takie właśnie podejście do biegania, co przy okazji doskonale się komponuje z antysamochodową krucjatą Giewu” - pisze Warzecha. Dziennikarz przekonuje, że to właśnie „Wyborcza” usilnie przyczyniła się do tego, aby w Warszawie oraz innych miastach „rozkręcić i podtrzymać wojnę pomiędzy pieszymi a kierowcami”. Zgodnie z tą narracją, „każdy bieg, masa krytyczna, przejazd rolkarzy czy jakakolwiek podobna impreza, która skutkuje paraliżem miasta na całe godziny, to radosna zabawa wesołych Polaków, którą chcą zepsuć malkontenci, niewolniczo przywiązani do swoich samochodów” - uważa Warzecha.

Ra/Wpolityce.p