Tomasz Wandas, Fronda.pl: Wielokrotnie słyszymy o tym, aby uważać na sekty - które w wakacje szczególnie 'wyłapują' nowych członków. Czy to nie przesadzone opinie, ostrzeżenia niektórych księży? Czy może jednak, to fakt i powinniśmy mieć się na baczności? 

o. prof. Dariusz Kowalczyk SJ: Nie mam jakieś popartej badaniami wiedzy na temat działalności sekt, ale to, że wakacje są dla nich szczególnym czasem pozyskiwania nowych członków wydaje się być oczywiste. Dla wielu ludzi letni odpoczynek jest zachętą do wejścia w nowe doświadczenia. Owe doświadczenia mogą być dobre lub złe. Nie ma nic dziwnego w tym, że grupa, która proponuje jakieś nowe przesłanie, oryginalne recepty na życie, przyjaźń, budzi czyjeś zainteresowanie. Latem działają różne katolickie grupy ewangelizacyjne. Ale działają także sekty. Tyle, że jakiś katofob, może twierdzić – z czym się spotkałem – że Kościół katolicki, to największa sekta. To oczywiście bzdura, tym niemniej istotne jest, z jakich pozycji mierzymy się z poruszoną przez pana kwestią. Innymi słowy, wedle jakich kryteriów rozeznajemy, czy dana propozycja jest dobra, czy też zła. Świadomy swej wiary katolik ma wystarczające środki, by nie ulec sekciarskim manipulacjom. 

Jaka grupa ludzi jest najbardziej podatna na manipulację osób, które mogą mieć względem nas złe intencje?

Ludzie werbujący do sekty niekoniecznie mają subiektywnie złe intencje. Często wierzą w to, co robią. Sami są ofiarami, tyle że nie zdają sobie z tego sprawy. Na propozycje sekt podatni są ludzie, którzy nie mają w życiu mocnych punktów odniesień, ani religijnej wiary, ani dobrych, mocnych relacji rodzinnych, przyjacielskich. To ludzie, którzy czują się jakoś osamotnieni. W takich sytuacjach sekta wydaje się miejscem atrakcyjnym, bo ludzie sekty okazują werbowanemu zainteresowanie, oferują więzi, pokazują jakiś wspólny cel. 

Z jakimi zagrożeniami, pokusami (szczególnie duchowymi) musi sobie poradzić katolik w okresie wakacyjnym? Czy jest to czas, szczególnie trudny?

Wolny, wakacyjny czas może wiązać się z duchowymi, moralnymi zagrożeniami. Ale to także okazja na wewnętrzne odnowienie się. Wiele zależy od tego, jak sobie wcześniej zaplanujemy wakacje. Są ludzie, którzy nastawiają się na letnie spożywanie alkoholu w dużych ilościach, tzw. podryw, albo po prostu bezmyślne nic nierobienie. W tym ostatnim przypadku może pojawić się wakacyjna nuda, a z nudy biorą się rozmaite grzechy. Ale przecież wakacje można sobie zaplanować zupełnie inaczej. Nie mówię, że wszystko ma być dopięte, a każda godzina wypełniona. Potrzebujemy trochę wakacyjnego luzu. Możemy jednak wcześniej pomyśleć o czasie na modlitwę, dobrej katolickiej książce, odwiedzeniu jakiegoś sanktuarium, w którym np. przystąpimy do sakramentalnej spowiedzi. Piękno natury, czy też architektury, chce skierować naszą myśl w stronę Stwórcy i Zbawiciela. Patrząc na zachód słońca nad morzem, nad jeziorem, czy też na majestat gór wetchnijmy: Bądź pochwalony, Panie, który to wszystko stworzyłeś.  Warto ponadto uświadomić sobie, że dobre wakacje, to w pewnym sensie przedsmak nieba, życia wiecznego z Bogiem. Choć niebo jest nieskończenie lepsze, niż najlepsze wakacje.

Dziękuję za rozmowę. 

Wywiad pierwotnie ukazał się na Fronda.pl 2 lipca 2017 r.