„Gwiazdy 148 nowych męczenników jaśnieją na firmamencie Kościoła” – pisze Roberto de Mattei na łamach „Corrispondenza Romana”. „Nie można litować się nad młodymi chrześcijanami, którzy padli ofiarą islamu w Niedzielę Palmową w Kenii – trzeba im zazdrościć, bo otrzymali olbrzymią łaskę męczeństwa” – pisze dalej historyk.

De Mattei wyjaśnia następnie, że ludzie ci stali się męczennikami, bo zginęli jako chrześcijanie z rąk żołnierzy Allaha. „Męczennikiem nie czyni sama w sobie okrutna śmierć, ale fakt, że była efektem nienawiści do wiary chrześcijańskiej. To nie sama śmierć czyni męczennikiem, mówi święty Augustyn, ale to, że ich cierpienie i śmierć zostały podporządkowane prawdzie. Nie wszystkie ofiary prześladowania można nazwać męczennikami, a jedynie te, które spotkała śmierć z rąk morderców nienawidzących ich wiary” – pisze de Mattei.

Historyk przypomina następnie, że męczennicy z uniwersytetu w Garissie dołączyli do niezliczonego legionu świadków naszej świętej wiary katolickiej, których zamordowano w ciągu dwóch ostatnich stuleci. De Mattei wskazuje następnie, że pierwszym ludobójstwem w czasach nowożytnych były mordy dokonane przez rewolucjonistów francuskich, które przyniosły nam setki błogosławionych i męczenników. Historyk dodaje do tego ofiary hiszpańskiej wojny domowej, po której beatyfikowano 1512 osób i kanonizowano 11 kolejnych. Autor wskazuje przy tym, że liczba ofiar anarchistów i komunistów idzie tak naprawdę w dziesiątki tysięcy.

„Musimy mieć odwagę nazwać zabójców po imieniu. Wciąż panuje milczenie w związku z wydarzeniami, które zachodzą od dłuższego już czasu: to systematyczne, światowe islamskie prześladowanie chrześcijan” – pisze de Mattei. I przypomina słowa, jakie odczytał Ojciec Święty Franciszek po wydarzeniach w Kenii: „W Twojej twarzy, oplutej i znieważonej, widzimy nasz grzech, w Tobie widzimy naszych braci i siostry, prześladowanych, ścinanych, krzyżowanych za wiarę w Ciebie – na naszych oczach i jakże często przy naszym milczącym współudziale”.

Historyk zwrócił następnie uwagę na apel Antonio Socciego, który wielokrotnie już gromił „milczący współudział” najwyższej hierarchii kościelnej. W „Libero” Soccio napisał: „Czekamy aż papież Franciszek ze swojego okna [w Watykanie], z całym swoim prestiżem, którym cieszy się w mediach, obudzi możnych tego świata, zmobilizuje swoją dyplomację i sprawi, że wszyscy usłyszą płacz, smutek i ból prześladowanych chrześcijan. Niech wskaże na nieustanne modlitwy z całego Kościoła, niech rozpocznie wielką humanitarną inicjatywę na rzecz prześladowanych chrześcijan”.

De Mattei pisze następnie, że toczy się dziś wojna przeciwko Jezusowi Chrystusowi i Jego Kościołowi – wojna w imię Koranu i sury, która nakazuje mordować muzułmanom niewiernych. „To nie wojna, którą wywołali chrześcijanie. To wojna, którą podjęto przeciwko nim. Dlaczego zachodnie rządy jej nie przeciwdziałają?” – pyta de Mattei. A odpowiedź, której udziela, wybrzmiewa niezwykle ponuro: „Powodem jest fakt, że Zachód żywi wobec własnych chrześcijańskich korzeni tę samą nienawiść, którą żywią prześladowcy”.

„Zachodni sekularyzm nie tylko sądzi, prześladuje i wyszydza tych, którzy bronią naturalnego chrześcijańskiego porządku rzeczy, ale praktykuje też masowe ludobójstwo” – pisze historyk. Przytacza następnie słowa francuskiego biskupa, msgr. Luca Ravela, który pisze, że współczesny zachodni chrześcijanin znajduje się między młotem a kowadłem, między islamem i sekularnym relatywizmem.

„Z jednej strony są zadeklarowani i zidentyfikowani przeciwnicy: terroryści bomb, mściciele proroka; z drugiej strony są niezadeklarowani, ale dobrze znani przeciwnicy: terroryści myśli, promotorzy sekularyzmu i czciciele Republiki. W którym obozie należy umieścić chrześcijan? Nie chcemy, by muzułmanie wzięli nas jako zakładników. Nie chcemy też jednak, by wzięli nas jako zakładników konformiści. Islamska ideologia zamordowała we Francji 17 osób. Ale ideologia konformistów przynosi co roku 200 tysięcy ofiar w łonach ich matek. Aborcja zamierzona jako fundamentalne ‘prawo’ jest bronią masowej zagłady” – pisał biskup.

„Nienawiść, jaką Zachód żywi wobec Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej jest nienawiścią wobec własnej duszy i tożsamości” – pisze de Mattei i przypomina mocne słowa Benedykta XVI: „Nienawiść Zachodu do samego siebie może być postrzegana wyłącznie jako coś patologicznego”. Choć zachód jest otwarty na inne, obce wartości, to, jak pisał Benedykt XVI, „nie kocha już sam siebie; widzi tylko to, co w jego historii jest wstydliwe i destrukcyjne, podczas gdy nie jest już w stanie dostrzec tego, co jest wzniosłe i czyste”.

„Dziś Zachód odrzuca wartości, na których zbudowana jest jego tożsamość i wybiera po prostu destrukcyjne dziedzictwo oświecenia, marksizmu i freudyzmu. Teoria gender reprezentuje ostatnie intelektualne stadium oderwania umysłu od rzeczywistości, co przemienia się w patologiczną nienawiść do samej ludzkiej natury” – pisze dalej historyk. „Wyrazem ducha samozniszczenia jest Andreas Lubitz, który rozbił w Alpach airbusa z 150 pasażerami. Samobójstwo jest ekstremalnym, ale spójnym wyrazem Zachodu pogrążonego w depresji: stanu umysłu, gdy dusza pogrąża się w nicości, po utracie wszelkich powodów do życia. Gdy ogłosi się już absolutny relatywizm, człowiek może spełnić się tylko w śmierci” – czytamy dalej na łamach „Corrispondenza Romana”.

Roberto de Mattei stwierdza na końcu, że depresja apostatów chrześcijaństwa koresponduje z egzaltacją fanatyków Allaha. „Równowaga na świecie została zachwiana, gdy odwrócono się od zasad chrześcijańskich. Ten sam nadprzyrodzony impuls kieruje ludobójczą furią islamu i samobójczym nihilizmem Zachodu. Książę ciemności, nie mogąc uczynić samego siebie Bogiem, chce zniszczyć wszystko, co pochodzi od Boga i wszystko, co wskazuje na chrześcijańską cywilizację. Bez [uwzględnienia] tej diabelskiej trucizny trudno jest zrozumieć to, co dzieje się w świecie. A bez anielskiej interwencji jest rzeczą niemożliwą toczyć bitwę, która swój pierwszy akt miała w momencie Stworzenia, gdy anielski front został rozdzielony na dwie siły, wiecznie w opozycji, poprzez całą historię stworzonego świata” – pisze historyk.

Przypomina na koniec, że w orędziu fatimskim widzimy Naszą Panią „poprzedzoną przez aniołów i w ich towarzystwie. A ci, którzy czytali Trzecią Tajemnicę, pamiętają tragiczną wizję wielkiego krzyża, u którego stóp zabity jest także papież. „Pomiędzy dwoma ramionami krzyża byli dwaj aniołowie, każdy z kryształowym aspersorium w ręku, do których zbierali krew męczenników i zraszali nią dusze, które kierowały się ku Bogu”.

„Tak, jak było u samych początków chrześcijaństwa, krew chrześcijan jest ziarnem odrodzenia w historii i zwycięstwa w wieczności” – kończy historyk.

pac