Mity żydokomuny i Jedwabnego są najwyraźniejszymi przykładami ingerencji zewnętrznych mocarstw w naszą politykę historyczną. Niestety, są dowodem na to, jak słaba jest nasza własna odmiana tej perspektywy politycznej. Oraz jak słabe są nasza świadomość historyczna, nasza tożsamość i fundująca ją tkanka mitologiczna - pisze Dawid Wildstein na łamach "Nowego Państwa".

Jeśli trzymać się dość intuicyjnej metafory historii jako wojny, moglibyśmy opisać Europę jako przestrzeń ciągłego konfliktu, istne pole bitwy toczącej się już setki lat. Na mapie zmagań wojennych bez trudu moglibyśmy nanieść ufortyfikowane twierdze, chronione polami zasieków i okopów – to państwa o silnej polityce historycznej i społeczeństwa o ukształtowanej już tkance mitologicznej. Takimi bastionami byłyby na pewno silne państwa szeroko pojętej Europy – Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Rosja. Każdy Francuz zna wielki wkład rewolucji francuskiej oraz wielbi ruch oporu Charles’a de Gaulle’a. Anglik jest dumny z odwagi angielskich lotników walczących podczas II wojny światowej. Rosja wielbi Armię Czerwoną, która odepchnęła groźbę faszyzmu i przyszła wyzwalać Europę, zaś w Niemczech coraz silniej akcentowane są wątki tragedii wypędzonych oraz okrucieństw, jakie spadły na ten kraj podczas II wojny światowej i po niej.

Jak na tym tle wygląda Polska? Jeśli trzymać się metafory mapy wojennej – Polska jest pustą przestrzenią, po której swobodnie przesuwają się obce bataliony. Można wręcz stwierdzić, że doszło do ponownego paktu Ribbentrop–Mołotow – tym razem w zakresie wspólnych interesów polityk historycznych. Polska znów została podzielona między Niemcy a Rosję. Widać to szczególnie w fałszywych mitach, które wciąż determinują i ogniskują polską debatę historyczną zarówno o czasach II wojny światowej, jak i komunizmu. Mowa o micie żydokomuny i Jedwabnego.

Kłamstwo numer 1 – żydokomuna

Jak każde kłamstwo, będące de facto elementem wrogiej polityki historycznej, dostosowane jest ono do ekosystemu, w którym przychodzi mu działać – innymi słowy – zawiera w sobie wiele prawdy. Czy istniała nadreprezentacja Żydów na stanowiskach kierowniczych w części urzędów związanych z komunistyczną bezpieką? Tak. Zgodnie z badaniami IPN-u wynosiła ona ponad 30 proc. w początkowych latach komunizmu. Następnie systematycznie malała. Przyjrzyjmy się jednak, w jaki sposób funkcjonuje mit żydokomuny w świadomości zbiorowej, wciąż podsycany przez różnego typu postacie, najczęściej związane z komunistycznymi służbami, bądź dziwnej proweniencji strony internetowe, od których roi się w Internecie. Otóż najkrócej ująć go można w jednym zdaniu – komunizm to obcy twór polityczny przyniesiony przez Żydów i z Żydami integralnie związany.

Opłacalność tego mitu dla Rosji jest oczywista – okazuje się, że za zbrodnie komunistów odpowiada nie państwo rosyjskie, ale obcy twór etniczny, który zdobył władzę. Jest to zresztą wypełnienie propagandy Stalina – jego polityka okupacyjna polegała na antagonizowaniu różnych grup etnicznych, aby w ten sposób kanalizować negatywne emocje w sposób bezpieczny dla rosyjskiego imperium. W tej perspektywie prymitywny i spiskowy model mitu żydokomuny jest przedłużeniem tej polityki. Wina za okupację i ludobójstwo popełnione na obywatelach polskich (zaznaczmy – zarówno polskiego, jak i żydowskiego pochodzenia) przez funkcjonariuszy konkretnego reżimu zostaje z poziomu politycznego przeniesiona na wymiar etniczny. Rosja zostaje uniewinniona. Instytucje państwa komunistycznego, do którego i dziś odwołuje się reżim Putina, okazują się złe nie ze swej zasady – ale dlatego, że zostały w pewnym momencie opanowane przez obcy i groźny żywioł żydowski. Komunizm jest tam zły, bo jest żydowski – nie zaś Żydzi są źli, ponieważ zaufali totalitarnej ideologii. Sam komunizm, pozbawiony złego, żydowskiego elementu, potrafi mieć już swoje „jasne strony”. Jest to trop podchwytywany przez tzw. endokomunę, czyli środowisko łączące część tradycji endeckich z kolaboracją z systemem komunistycznym PRL-u. Sens jest oczywisty – chodzi o takie zafałszowanie historii, by wybielić i przyjazne Imperium Rosyjskie, które chciało dobrze, ale, niestety, źli Żydzi przeszkodzili.

Co ciekawe, spiskowe teorie o żydokomunie sątakże korzystne dla niemieckiej polityki historycznej. Skoro bowiem (w fałszywej rzeczywistości tworzonej przez mit żydokomuny) Żydzi masowo i dobrowolnie przystąpili do komunizmu – to musiał być tego jakiś powód. A było nim polskie okrucieństwo i nietolerancja – która wraz z nazizmem doprowadziła do Zagłady Żydów. W ten sposób Polacy stają się współodpowiedzialni za koszmary II wojny światowej, tracąc status ofiary, a dołączając do grona sprawców. Echa tego typu myślenia przebijały się z wielu wypowiedzi reprezentantów salonowych liberałów czy lewicowców podczas przyjazdu Zygmunta Baumana do Polski. Argument przeciwko rozliczeniu stalinowskiej przeszłości tego profesora odwoływał się do naturalnej i oczywistej przynależności polskiego Żyda, który przeżył II wojnę światową, do stalinowskiego totalitaryzmu. W ten sposób w micie żydokomuny, w micie oczywistego i koniecznego połączenia między pochodzeniem etnicznym a totalitarnym systemem, łączy się refleksja lewicowa ze skrajnie endecką oraz interesy obu polityk historycznych.

Kłamstwo numer 2 – Jedwabne

Bardzo podobne w swojej strukturze do mitu o żydokomunie jest kłamstwo o Jedwabnem. Znów mamy dostosowanie się tego fałszerstwa do konkretnego ekosystemu historycznego i częściowe oparcie się na prawdziwych sytuacjach. Czy zdarzało się, że Polacy podczas II wojny światowej – czy to z przymusu, czy z inspiracji niemieckiej – mordowali swoich żydowskich sąsiadów? Czy w piekle wojennej barbarii mordowano w celach rabunkowych bądź z czystego, obudzonego wojną sadyzmu? Niestety, tak. Ale mit Jedwabnego daleko wykracza poza powyższe, oczywiste konstatacje. Jest mitem mającym konkretny cel – obarczenie Polaków współodpowiedzialnością za Zagładę. I znów – jest to mit opłacalny i dla niemieckiej, i dla rosyjskiej polityki historycznej.

Do czego służy Jedwabne? W micie o Jedwabnem spontaniczne czy sprowokowane pogromy bądź wojenna dehumanizacja i bandytyzm – stają się równoznaczne z instytucjonalną machiną, wymagającą 
poparcia ze strony całego narodu i potężnej biurokracji. W ten sposób Zagłada może zostać instrumentalnie wykorzystana do realizowania celów niemieckiej polityki historycznej. Do zasłonięcia innych zbrodni niemieckich popełnionych w czasie wojny – właśnie na narodach Europy Środkowo-Wschodniej. Pisząc prosto i brutalnie – a i owszem, mordowaliśmy Polaków, zrównaliśmy z ziemią Warszawę… ale przecież to także byli zbrodniarze. Właściwie są nawet gorsi  – w końcu Żydów mordowały wojska niemieckie, a nie, jak w wypadku Polski – zwykli tubylcy, przeciętni obywatele.

Powyższa narracja jest także opłacalna dla Rosjan z bardzo prostej przyczyny – ich okupacja Polski w tym kontekście jawi się jako konieczny element walki z okrutnym faszyzmem. Różnego typu publikacje o Jedwabnem to jeden z większych „hitów eksportowych” naszych polskich historyków za wschodnią granicę. Sami nasi politycy ułatwiają także rozpowszechnianie tego kłamstwa. Nasz prezydent Komorowski, który raczył stwierdzić, że – jako naród byliśmy też sprawcami koszmarów Zagłady – zrobił piękny prezent obu wrogim nam politykom historycznym.

Udział środowisk lewicowych bądź dominującego dziś w Polsce salonu pseudoliberałów skupionych wokół mainstreamowych mediów w reprodukcji kłamstwa o Jedwabnem jest oczywisty i nie ma sensu marnować papieru na szersze jego opisywanie. Otaczają nas rzesze pożytecznych idiotów bądź cynicznych drani gotowych wysługiwać się polityce historycznej Niemiec w zamian za bilet wstępu do salonów w Berlinie. Gotowych na każde kłamstwo, byle w ten sposób uzasadnić swoją rolę przewodników stada. Jednak środowiska prawicowe także mają swój udział w reprodukcji mitu o Jedwabnem. Kurczowo trzymające się nie do obrony tezy o pełnej niewinności zawsze i wszędzie każdego Polaka, zamiast pokazywać stopień dehumanizacji, który na nasz kraj sprowadzili Niemcy i za który winny zapłacić– ostentacyjnie nie liczą się z faktami i ułatwiają przejęcie tej tematyki przez środowiska naukowe wrogie Polsce. Ale bywa jeszcze gorzej – jak pokazała niedawno awantura wokół tez prof. PAN Krzysztofa Jasiewicza. Część środowisk prawicowych jest gotowa zaakceptować narrację narzucaną nam przez Niemców i Rosję. Gotowa jest bagatelizować mordy dokonane na niewinnych ludziach, których jedyną zbrodnią było pochodzenie. Otóż, okazuje się, że… nie możemy się dziwić, że Polacy wymordowali tychże Żydów. Że Żydzi sami byli sobie winni. Niemcy znikają z tej perspektywy. Jasiewicz wraz ze swymi wyznawcami i obrońcami nie tylko wypowiada tezy przerażające z punktu widzenia etycznego. Dodatkowo – skrajnie szkodliwe dla polskiej racji stanu. Propaganda uskuteczniana przez Jasiewicza jest spełnieniem marzeń polityki historycznej Niemców i Rosji, wypełnieniem ich ostatecznego zadania. Zagłada Żydów staje się wewnętrzną sprawą Żydów i Polaków. Okazuje się, że winna własnej hekatomby była tylko ta pierwsza nacja. A Niemcy? Niemców w tej tragedii już nie ma.

Słuchajmy, analizujmy

Opisane powyżej mity są najwyraźniejszymi przykładami ingerencji zewnętrznych mocarstw w naszą politykę historyczną. Niestety, są dowodem na to, jak słaba jest nasza własna odmiana tej perspektywy politycznej. Oraz jak słabe są nasza świadomość historyczna, nasza tożsamość i fundująca ją tkanka mitologiczna. Musimy zrozumieć, że bez silnej polityki historycznej nie istnieje sprawne państwo. Więc warto, byśmy przyglądali się debatom historycznym z pewnego typu chłodnym cynizmem, dokładnie analizując, gdzie na mapie historycznych zmagań umiejscowi nas dany sposób opowiadania naszej historii.

Dawid Wildstein