Podziemia kościoła.
Siada obok mnie zakonnica i zaczyna snuć opowieść.

"Wiesz, Polska wciąż mnie zachwyca. Jasne, nie jest łatwo, nie jest różowo. Ale ta wiara w Najświętszą, ta umiejętność solidarności, gdy jest już naprawdę ciężko.
Bo wiesz, na zachodzie biegają, jak małe dzieci, za kolejnymi modami, zmieniają się co sekundę, oni już potrafią być tylko przeciwko, nie wiedzą nawet czego chcą, co mają, miotają się, jeszcze uważają to za dojrzałość, a jak malutkie dzieci.
Tutaj tego nie ma.
No i piękno Waszej historii.
Wiesz, ja posługuję w Warszawie. Takie piękne to było miasto. A teraz tak zniszczone. Ale nadal piękne właściwie, to całe poświęcenie..."

Gadatliwa zakonnica, dużo mówi.
Po angielsku. Jest bowiem od zgromadzenia Matki Teresy z Kalkuty.
Jest hinduską. Czarnoskóra. Żyje u nas od półtora roku.
Marzy o tym by zostać.
Posługuje wśród najbiedniejszych i najbardziej chorych. Ciężko więc powiedzieć, żeby widziała nasz kraj od tej "jaśniejszej strony".

Półtora roku a mądrzejsza o tyle od tej bandy zadufanych snobów, potrafiących tylko pluć na siebie samych, z nadzieją zwracając się do sobie podobnych dzieci na Zachodzie, i w tym widząc, w pogardzie, jedyną drogę do poprawy samopoczucia.

Ściemniających wciąż o swojej tolerancji, ale czy oni posłuchają takiej ciemnoskórej siostry? Oczywiście że nie. Nie jest ona bowiem białym Niemcem z dobrze ustawionej rodzinki. Co ona może wiedzieć o dojrzałości?

Tak sobie pomyślałem.
Fajnie byłoby mieć więcej takich czarnoskórych Polaków. Żeby się od nich uczyć

Dawid Wildstein/Facebook