Dariusz Loranty: Fakt znalezienia materiałów, które mogą stanowić dowód w postępowaniu lub takich, których fakt posiadania stanowi przestępstwo dziwi mnie i szokuje. Ale z drugiej strony, spójrzmy na tę sytuację i polski system penitencjarny szerzej. Mariusz Trynkiewicz przez 25 lat w komforcie, kształtując talent rysowniczo-malarski przebywa w świetnym zdrowiu, aż do przedednia wyjścia na wolność. A pamiętamy przecież, że podejrzani w sprawie Krzysztofa Olewnika mają dziwne problemy z przeżyciem kilku miesięcy w więzieniu. Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że pedofil ma ogromne problemy z przetrwaniem w więzieniu. Trynkiewicza nie spotkały jednak przypadłości, które zwykle spotykają innych tego typu osobników w zakładach karnych. To świadczy o doskonałym nadzorze penitencjarnym. Nagła wiadomość o znalezieniu w celi Trynkiewicza materiałów, które mogą stanowić dowód w przestępstwie burzy moją wiarę w system penitencjarny.

Jeżeli w celi Trynkiewicza rzeczywiście znaleziono materiały obciążające, to mamy trzy główne wersje tej sytuacji. Pierwsza to totalny brak nadzoru i bałagan w zakładzie karnym, gdzie więzień, osadzony zgodnie z kodeksem i zgodnie z obowiązującym regulaminem, może robić co chce i jak chce. To się kłóci z faktem, że dotychczas był pod supernadzorem. W drugiej wersji, policja pod wpływem medialno-politycznego ciśnienia podjęła ważną operację specjalną i po zatwierdzeniu sądu dokonała pewnej prowokacji. Mało to prawdopodobne, bo policja zrobiłaby to bardziej profesjonalnie. W trzeciej wersji ktoś, kto zajmuje się osadzonym, dochodzi do wniosku, że wzmocni sprawę, podrzucając do celi Trynkiewicza obciążające materiały i problem z nim sam się rozwiąże. To także byłaby prowokacja.

To trzy najważniejsze wersje możliwych wytłumaczeń tego, co się stało. Ale może być i czwarta wersja, bo prokuratura odmówiła zebrania materiału i postawienia zarzutu Trynkiewiczowi. To oznacza, że służba więzienna zebrała te rzeczy (myślę, że odbyło się to w formie procesowego przeszukania) i przekazała materiały. Prokuratura, zgodnie ze swoimi ustawowymi obowiązkami zbadała je i stwierdziła, że nie są to materiały świadczące o dokonaniu przestępstwa. Zapadła więc decyzja, że nie kwalifikuje się to do postawienia Trynkiewiczowi zarzutów, a co za tym idzie – nie kwalifikuje się do zastosowania sankcji, przewidzianych w Kodeksie Karnym. Wersja, w której ktoś pod wpływem ciśnienia politycznego, postanowił wspomóc działanie władzy i wykazał się nadgorliwością licząc, że pod wpływem presji prokurator zakwalifikuje to jako przestępstwo, a później zobaczymy, co dalej, byleby nie pozwolić Trynkiewiczowi wyjść na wolność jest najbardziej prawdopodobna. Na jakie przestępstwo liczył ktoś, kto miałby podłożyć obciążające materiały do celi Trynkiewicza? Kodeks karny mówi o wytwarzaniu i przesyłaniu treści pedofilskich oraz o nawoływaniu i pochwalaniu różnego rodzaju przestępstw.

Najbardziej dziwi mnie w tym wszystkim fakt, że jako pedofil Trynkiewicz był wyjątkowo dobrze traktowany, zabezpieczony, miał możliwość kształtowania swoich zdolności artystycznych... Pojawiła się właśnie medialna pogłoska, że dobierał sobie więźniów w zakładzie karnym! To budzi moje ogromne zdziwienie! Czyżby kryterium były podobne zainteresowania? Aż boję się o tym myśleć!

W tej chwili mamy w mediach burzę na temat polskiego społeczeństwa, które jest żądne krwi i samo zajmie się Trynkiewiczem, dokonując na nim linczu, niczym we Włodawie. To ogromne nadużycie, po prostu nieprawda! Nigdy nie było w Polsce takiego przypadku, że przestępca wyszedł z zakładu karnego i społeczność go zlinczowała! We Włodawie miała miejsce zupełnie inna sytuacja, nieporównywalna. Tam potężny facet terroryzował dużą grupę społeczeństwa. Ludzie, przyparci do muru, bez wsparcia policji i państwa, postanowili się bronić, zaciekle i skutecznie. Tu nie ma co porównywać, ale się robi to celowo, by pokazać, jacy jesteśmy krwiożercy i nietolerancyjni. To nieprawda! 

Not. MBW