Państwa regionu słusznie robią, przyjmując założenie, że powinny być w stanie jak najdłużej bronić się same. Jednak w ewentualnym starciu z Rosją ich szanse są w zasadzie zerowe. Dlatego potrzebna jest nie tylko obecność wojsk NATO w wysuniętych bazach państw naszego regionu, lecz przede wszystkim zdolność szybkiego reagowania – wysłania w rejon konfliktu gotowych do walki sił – stwierdza Piotr Wołejko w rozmowie z Bartłomiejem Adachem dla „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Nowa Europa według Trumpa

Bartłomiej Adach (Teologia Polityczna): Jak można zarysować nową koncepcję funkcjonowania Sojuszu na podstawie dotychczasowych ruchów Donalda Trumpa?

Piotr Wołejko: Choć Donald Trump tego nie przyzna, tak naprawdę kontynuuje dążenia Baracka Obamy, nakierowane na zachęcenie sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę. To następuje, w jednych krajach szybciej, w innych wolniej – wiemy o planach rozłożonych nawet na dekadę. Donald Trump chce też większego niż obecne zaangażowania sojuszników w walkę z terroryzmem. Gdy upadną ostatnie bastiony ISIS w Syrii i Iraku pojawi się pytanie, gdzie miałyby zostać skierowane dodatkowe siły.

Czy Pańskim zdaniem Amerykanie w dalszym ciągu będą traktowali priorytetowo „piwot” na Pacyfiku? Jakie są długoterminowe cele strategii USA w naszym regionie? Czy administracja prezydenta Trumpa rzeczywiście postrzega Rosję jako poważne zagrożenie, czy też napięcie ma wymiar przede wszystkim retoryczny?

Działania Rosji na Ukrainie pokazały, że stabilizacja w Europie ma charakter pozorny i – skądinąd słuszny – zwrot ku Pacyfikowi nie może być całkowity. Amerykanie przestawili zwrotnicę i ponownie zaczęli kierować ludzi i sprzęt na Stary Kontynent, pojawiły się dodatkowe oddziały z innych państw NATO. Jednak azjatycki piwot to trend długoterminowy i tego nie da się raczej odwrócić. Raczej, gdyż ewentualny wybuch poważnego konfliktu w innym regionie, oby nie w Europie, z pewnością wpłynąłby na korektę kursu na Azję.

W Europie Środkowej NATO chce pokazać swoje zaangażowanie i w ten sposób zniechęcić Rosję do podejmowania jakichkolwiek agresywnych działań. W szczególności hybrydowych, z którymi mieliśmy do czynienia na Ukrainie. Państwa regionu słusznie robią, przyjmując założenie, że powinny być w stanie jak najdłużej bronić się same. Jednak w ewentualnym starciu z Rosją ich szanse są w zasadzie zerowe. Dlatego potrzebna jest nie tylko obecność wojsk NATO w wysuniętych bazach państw naszego regionu, lecz przede wszystkim zdolność szybkiego reagowania – wysłania w rejon konfliktu gotowych do walki sił.

Ciężko odpowiedzieć na pytanie, jak administracja prezydenta Trumpa postrzega Rosję. Z jednej strony na pewno było oczekiwanie na „wielki deal”, ale to już stało się nieaktualne. Sekretarz stanu Rex Tillerson dostał polecenie naprawy relacji z Moskwą, ale sekretarz obrony Jim Mattis prezentuje klasyczne republikańskie podejście do Rosji - sceptyczne i trzeźwe, oceniając Rosjan po tym, co robią, a nie co mówią. Napięcie w naszym regionie ma wymiar głównie retoryczny, lecz po Gruzji i Ukrainie trudno sprowadzać rosyjskie zagrożenie tylko do sfery słów. Owszem, konflikt z NATO wydaje się bardzo mało prawdopodobny, ale czasy się zmieniają i pojawiają się nowe instrumenty działania – w sferze „analogowej” mamy „zielonych ludzików”, a w sferze cyfrowej cały arsenał środków do prowadzenia cyberwojny. I NATO musi być na te scenariusze przygotowane.

Czy zgodzi się Pan z tezą, że USA pod przywództwem Trumpa zdały sobie sprawę z tego, że oddano za dużo pola Niemcom na płaszczyźnie militarnej w Europie?

Nie zgadzam się. Niemieckie wydatki na zbrojenia od dłuższego czasu nie sięgają 2% PKB, a Berlin niezbyt chętnie posługuje się w polityce zagranicznej i realizacji swoich interesów instrumentami o charakterze militarnym. Ewentualna integracja zainteresowanych państw UE w sferze obronnej to melodia przyszłości. Z punktu widzenia NATO, UE i europejskiego bezpieczeństwa byłoby wskazane, gdyby Niemcy wzmocnili swoje siły zbrojne i zwiększyły gotowość do ich wykorzystywania poza Starym Kontynentem. Z oczywistych względów jest to jednak w Niemczech temat trudny i niezbyt popularny.

Czytaj dalej na: Teologiapolityczna.pl