Zarzucając nierzetelnym mediom nagonkę na zakonnika i penalizację sytuacji zapomina, że pierwszy rzucił kamień określając seks z nietrzeźwą jako wykorzystywanie. Jeśli tak szczegółowo trzeba tłumaczyć co można, a czego nie powinno się wyczytać z tweeta, może warto odpuścić sobie komunikowanie na Twitterze?

Oświadczenie Rafała Ziemkiewicza (Facebook)

Niezwykle ważne oświadczenie w sprawie burzy w szklance wody

Stała się rzecz straszliwa: prawicowy, konserwatywny pisarz i publicysta  napisał na twitterze coś, co można wykorzystać jako pretekst do hejtu i nagonki. Broni gwałciciela! Promuje język gwąłtu! Sam się przyznaje do gwałtu! Skompromitował się! Ośmieszył! Jest skończony!

Tak przynajmniej zostało to przedstawione przez takie powszechnie znane z rzetelności i bezstronności portale, jak natemat.pl, gazeta.pl czy pudelek.pl. Miarą tej rzetelności jest fakt, iż na okoliczność oplucia Ziemkiewicza wszystkie one jednoznacznie uczyniły gwałciciela, a więc przestępcę, z mężczyzny, którego sprawy mój komentarz dotyczył. A tymczasem nie został on nawet formalnie o gwałt oskarżony, nie mówiąc o skazaniu, okoliczności sprawy zaś wskazują, że raczej sam padł ofiarą oszczerstwa. Jedyne, czego się dopuścił, to przespanie z pijaną dziewczyną. Gdyby rzecz nie dotyczyła niedoszłego zakonnika, nie byłaby w ogóle zauważona -  i bardzo bym chciał, żeby teraz ten facet powytaczał wyżej wspomnianym portalom procesy i puścił je z torbami.

Jeśli już da się w moim wpisie znaleźć przyznanie do czegokolwiek, to najwyżej, że zdarzało mi się w życiu uprawiać seks z kobietami (wyłącznie płci przeciwnej, zaznaczę) niekoniecznie w stanie pełnej trzeźwości. Cóż. Ludzi, którym udało się w pełni uregulować życie intymne zgodnie z nauką Kościoła, mieć w nim tylko jedną partnerkę i zawsze obcować z nią „po bożemu” mogę tylko podziwiać. A jeszcze bardziej podziwiam fakt, że tak nieprzebranym ich zagłębiem okazali się użytkownicy wspomnianych portali.

Niektórzy twierdzą, że po takiej kociej muzyce powinienem machnąć ręką i – pal diabli – dla świętego spokoju zapewnić, że nie gwałcę i nie popieram gwałcenia, że nie chciałem nikogo urazić, a jeśli ktoś się poczuł dotknięty, to go przepraszam…

Nie. Gdybym tak zrobił, przyznałbym się do tego, o co jestem bezpodstawnie oskarżany.

Przeprosić mogę najwyżej za to, że nie wziąłem słowa „wykorzystać” w cudzysłów, co uprościłoby zrozumienie  zdania przewrażliwionym i utrudniło sfałszowanie go złośliwym. Ale to raczej siebie samego, względnie kolegów z redakcji.

Jestem osobą publiczną, dla wielu wrogiem, obiektem różnie motywowanej nienawiści – nie mogę się skarżyć, że montuje się przeciwko mnie nagonki czy rozkręca hejty, bo to tak, jakby bokser na ringu skarżył się, że chcą mu dać w zęby. Ale wyciągam z tej sprawy naukę:

Wielu ludzi dobrej woli daje się w takich wypadkach porwać internetowemu owczemu pędowi. Na manipulacje i propagandę w tradycyjnych mediach już się trochę uodpornili, wobec „marketingu sieciowego” są bezbronni. Jeśli, metodą Goebbelsa, stu userów powtórzy, że ten a ten powiedział, uznają to za fakt, zamiast sprawdzić, czy naprawdę powiedział i o co w ogóle chodzi.

Tą drogą dajemy się wprowadzać w dziedzinę tęczowego absurdu. Pozwalamy hulać po naszym życiu idiotom i idiotkom od „marszów szmat”, „parad równości”, „edukacji seksualnej”, odbierania dzieci rodzicom pod pozorem klapsa i nagonek pod pretekstem „molestowania seksualnego”  - którzy chcą przeorać nasze życie, odwrócić do góry nogami proste pojęcia, wleźć między mężczyznę a kobietę, męża a żonę, rodziców a dzieci, z urzędem, z absurdalnymi przepisami, z buciorami. W imię ideologii, zwanej potocznie Polityczną Poprawnością.

Czy jest przed tym obrona?

Tak. Zdrowy rozsądek!

Przekonałem się na własnej skórze, że muszę stworzyć jakieś miejsce – blog, ambonę, trybunę – broniące zdrowego rozsądku przed agresją postępowych barbarzyńców. Coś, co będzie obrzydliwie „seksistowskie”, konserwatywne i „heteronormatywne”, i nie będzie dotyczyło polityki, ale spraw prostych, codziennych, szczególnie tych męsko-damskich.

Jako zgred – nie wstydzę się tego słowa – już 50-letni, który swoje przeżył, nadaję się do tego.

Jestem w tej sprawie trakcie negocjacji z jednym z wiodących portali i myślę że niebawem będę mógł Państwa w takie miejsce zaprosić – po regularne porcje odtrutki na sączony przez lewicę w nasze życie jad, po obronę przed gwałtami dokonywanymi na zdrowym rozsądku przez lewicowe salony, feministki i różnego rodzaju perwersów.

Dziękuję za uwagę i zachęcam do dalszego śledzenia moich kont na twitterze i facebooku w oczekiwaniu na dokładniejsze informacje.

philo